Przegląd nowości

Fotograf baletu – rzadki ptak

Opublikowano: poniedziałek, 17, sierpień 2020 06:45

 

Wspólną cechą uprawianych sztuk scenicznych była ich ulotność. Najwcześniej oparły się jej komedie i dramaty teatralne przekazywane i utrwalane na falach eteru, jak tylko pojawiło się radio. Muzykę i wokalistykę już od początku ubiegłego stulecia uwieczniały nagrania płytowe, z czasem coraz lepszej jakości i w ilościach wręcz zawrotnych.

 

O ile utrwalanie prozy, poezji czy muzyki to sprawa doznań dźwiękowych, o tyle sztuka operowa a zwłaszcza baletowa, aby zaistnieć na trwałe, wymaga wizualizacji. Wszystko to jednak, zanim zaistniał film i telewizja załatwiała fotografia, najstarsza – obok malarstwa – dziedzina dokumentująca i uwieczniająca ulotne dzieła sceniczne. Bez niej nie moglibyśmy oglądać konterfektów aktorek, aktorów, śpiewaczek, śpiewaków, tancerek i tancerzy w ich legendarnych rolach sprzed prawie dwóch stuleci. Nie mielibyśmy pojęcia, jak wyglądały inscenizacje dziewiętnastowiecznego repertuaru, zanim – już w naszych czasach – starają się je wywrócić do góry nogami niektórzy bezrozumni reżyserzy.

 

Po latach jakże wdzięczny jestem bytomskiej pracowni Foto – Hanka za zachowane do dziś fotografie powojennych spektakli Opery Śląskiej po przeszło 70. latach, które wraz ze swymi wykonawcami przeszły w ten sposób do historii polskiego teatru operowego.

 

Z jakimże wzruszeniem oglądam dzisiaj niegdysiejsze prace fotograficzne rodziny Maksymiliana, Franciszka i Leona Myszkowskich, czy Edwarda Hartwiga, dzięki którym ocalało od zapomnienia wiele wspaniałych wyczynów reżyserów, choreografów, śpiewaków i tancerzy. W czasach mi bliższych z sympatią i respektem śledziłem w Poznaniu trzymających w ręku aparaty fotograficzne Grażynę Wyszomirską i Jacka Kulma, dzięki którym powstawały zdjęcia doskonałe, coraz bardziej sugestywne i nowocześnie utrwalające, zwłaszcza sztukę tańca. To samo odnosi się do prac Marka Grotowskiego we Wrocławiu, Chwalisława Zielińskiego w Łodzi, czy ostatnio Ewy Krasuckiej w Warszawie.

 

Wśród nich od lat pozycję szczególną zajmuje Juliusz Multarzyński. Przed ponad pół wiekiem rozpoczął uprawianie swej sztuki jako absolwent kierunku fototechniki na Wydziale Chemicznym Politechniki Wrocławskiej, będąc wychowankiem lwowskich jeszcze profesorów Witolda Romera, Władysław Markockiego i Adama Zaleskiego.

 


 

Poznałem go w Łodzi przed ponad 30. laty, podążającego cierpliwie za artystami, tworzącymi niepowtarzalną aurę kolejnych edycji Łódzkich Spotkań Baletowych. Od tego czasu stał się autorem kilkudziesięciu wystaw indywidualnych o tematyce baletowej od Warszawy, Łodzi, Krakowa, Poznania, Wrocławia, Sanoka i Lądka, aż po Tajwan, Japonię, Nowy Jork, Lipsk i Szwajcarię. 

 

Często wsłuchuję się w jego poglądy na temat uprawianej dziedziny: „Wydawałoby się, że fotografowanie baletu nie powinno się niczym różnić od wykonywania zdjęć z innego gatunku widowisk artystycznych, jak teatr dramatyczny, music-hall, kabaret, czy cyrk… Możemy wyodrębnić u tancerzy szereg cech fizycznych i sposobów interpretacji, za których pomocą tancerz tworzy widowisko baletowe. Może to być budowa ciała, zmysłowość, uroda, urok, wdzięk, osobowość, temperament, inteligencja, itd. Zdolności aktorskie pozwalają tancerzowi na interpretacje np. kulminacyjnego punktu baletu klasycznego – adagio - w sposób zmysłowy, płomienny, liryczny, itd. Bogactwo środków jakimi posługuje się sztuka baletowa stwarza duże możliwości dla fotografa… Należy przed seansem zdjęciowym odpowiednio się przygotować, zapoznać się z fabułą baletu, rodzajem muzyki, choreografią, obsadą. Nie bez znaczenia jest również osobisty kontakt z twórcami i organizatorami sztuki baletowej, którzy – mówię to na podstawie własnych doświadczeń – w trosce o właściwe pokazanie widowiska, chętnie pomagają i radzą.”

 

Mnie współpracy z artystami fotografującymi balet nauczyła Teresa Kujawa i Conrad Drzewiecki. Oni w niczym nie pomagali fotografom, natomiast każdorazowo dokonywali surowych selekcji przedstawianych materiałów, preferując prace uwzględniające dynamikę ruchu, prawidłowe sylwetki, pozycje rąk i nóg (w klasyce), a kompozycję i ekspresję, zwłaszcza w scenach zbiorowych ( w modernie). Nie tolerowali natomiast wszelkiego rodzaju ustawianych póz, min i całego tego sztafażu, sztucznie zatrzymywanych w obrazie środków wyrazu z przeszłości. 

 

Ponieważ większość dyrektorów teatrów niestety nie doceniała tej dziedziny sztuki teatralnej, środowisko fotograficzne po wielu latach współpracy ze mną zauważyło nieustanne moje starania o poziom fotografiki, zwłaszcza w dziedzinie sztuki tańca i w roku 2018 zostałem wyróżniony Medalem „Za zasługi dla fotografii polskiej”. Jak dotąd jestem jedynym dyrektorem teatru, odznaczonym tym wysokim orderem. Jestem z tego dumny, pozostawiając moim następcą koleżeńskie przesłanie… jak w tytule!

                                                                          Sławomir Pietras