Przegląd nowości

Katarzyna Wielka u Katarzyny Aleksandryjskiej

Opublikowano: niedziela, 09, sierpień 2020 07:49

A to za sprawą Józefa Kozłowskiego, nadwornego kompozytora tej pierwszej, którego Requiem es-moll op. 14 dano 6 sierpnia w kazimierskim kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej na inaugurację XVI Festiwalu Muzyki Polskiej, który na przekór Sarscov 2 doszedł jednak do skutku, choć w formule skróconej do czterech dni. Większość melomanów zna muzykę tego autora, najczęściej wszakże tego sobie nie uświadamiając. A mianowicie dzięki Piotrowi Czajkowskiego, który na zakończenie sceny balu w połowie swojej Damy pikowej zacytował jego polonez Rozbrzmiewa grom zwycięstwa. Na przeciąg stu lat stał się on hymnem imperium, a intonują go zebrani na powitanie przybywającej carycy, która mogła ukazać się jedynie pod tą postacią, albowiem obowiązywał zakaz przedstawiania na scenie osób z panującego domu Romanowów. Samo Requiem skomponowane zostało na śmierć Stanisława Augusta Poniatowskiego i odegrane podczas uroczystości żałobnych 25 lutego 1798 roku.

 

Muzyka polska 1

 

W pierwszej połowie XIX wieku cieszyło się znaczną popularnością nie tylko w Rosji i w Polsce, ale i w Niemczech, przy czym ówczesnym obyczajem niektóre jego ogniwa zastępowane były tymi z Mszy żałobnej c-moll Luigi Cherubiniego. Pięć lat temu przypomniano je na zakończenie XXXVII Starosądeckiego Festiwalu Muzycznego w wykonaniu muzyków Capellae Cracoviensis pod dyrekcją Jana Tomasza Adamusa. Jest to zgrabny utwór o nieskomplikowanej fakturze w partii chóralnej (na próżno by szukać zwyczajowej fugi w Sanctus), zgodnie z duchem klasycyzmu nieprzekraczający granic decorum, czyli stosowności. Pewien powiew retorycznej grozy pojawia się jedynie na początku sekwencji Dies irae, z kotłami w tle i puzonami, a przywołującej wizję Sądu Ostatecznego. W przeważającej mierze wypełniają go arie (po dwie basowe: Tuba mirum Confutatis maledictis oraz sopranowe: Judex ergo Benedictus) oraz ansamble, w których dołączają mezzosopran i drugi sopran, a inicjowane najczęściej przez tenora. Jak na czas swego powstania odznaczają się one już zgoła belcantowymi znamionami prowadzenia głosów, w którym ważną rolę odgrywa kantylena. Wykorzystana w Requiem jedna z najmroczniejszych tonacji, jaką jest es-moll, stanowi prawdopodobnie muzyczny monogram inicjału pierwszego imienia królewskiego.


Zrazu w śpiewie Ewy Tracz raził pewien nadmiar vibrata, co prawdopodobnie złożyć należy na karb tremy, skoro w dalszym ciągu artystka w pełni odzyskała panowanie nad głosem, zwłaszcza w Benedictus, z lekka koloryzowanym ozdobnikami, urzekając wyrównanym brzmieniem oraz indywidualną barwą. Solistów (Sylwia Ziółkowska, Stanisław Napierała i Jakub Szmidt) i zespoły Filharmonii Śląskiej poprowadził Maciej Tworek, którego interpretacja odznaczała się znaczną dozą muzykalności. Dyrygent nie nadużywał dynamiki, może jedynie powinien powściągnąć nieco pierwiastek choreograficzny, któremu dał się ponieść we wspomnianym początku Dies irae. Przejrzysta faktura kompozycji sprzyjała pomyślnemu odnalezieniu się w akustyce sakralnego wnętrza, które szczególnie upodobał sobie Krzysztof Penderecki, sytuując w nim pierwsze nagranie Pasji Łukaszowej oraz pierwsze polskie wykonania Złożenia do grobu, a następnie całości Jutrzni oraz Magnificatu.

 

 Muzyka polska 2

 

Dla uczczenia Jego pamięci (prochy artysty, złożone w krypcie kleparskiej świątyni Floriana, wciąż czekają na bardziej sprzyjające okoliczności uroczystego przeniesienia do panteonu w podziemiach kościoła świętych Piotra i Pawła) na wstępie koncertu wykonano smyczkową Chacconne, napisaną przezeń z kolei w związku ze zgonem Jana Pawła II i włączoną potem do Polskiego requiem. Jak wspomniał kapelmistrz, był to utwór, którym jako ostatnim zadyrygował osobiście Krzysztof Penderecki i to właśnie ze śląskimi filharmonikami. Od jakiegoś czasu pasował on Macieja Tworka na interpretatora swych dzieł, na przykład z okazji  jubileuszu swoich 85 urodzin, czego trafność w pełni potwierdziła się podczas omawianego koncertu. I rzeczywiście była to głęboko przemyślana interpretacja, nieepatująca jaskrawymi efektami emocjonalnymi, stonowana, ale dzięki temu poruszająca, szczególnie w ściszonym zakończeniu ostatniej wariacji, z wolna wybrzmiewającej, co niestety zostało zniweczone wskutek przedwczesnych braw niecierpliwych słuchaczy.

                                                                       

                                                                      Lesław Czapliński