Przegląd nowości

„Śpiew to najpiękniejsza muzyka na świecie” – 98. urodziny Bernarda Ładysza

Opublikowano: czwartek, 23, lipiec 2020 12:01

Bernard Ładysz – wspaniały bas, ulubieniec publiczności, znakomity odtwórca Borysa Godunowa, rubaszny Skołuba w Strasznym dworze, Filip II i Wielki Inkwizytor w Don Carlosie, Mefisto w Fauście, Ramfis w Aidzie, Ojciec Barré w Diabłach z Loudun, Miechodmuch w Krakowiakach i Góralach, Tewje w Skrzypku na dachu – 24 lipca 2020 roku kończy 98 lat.

 

Bernard Ladysz 345-25a

 

Z pełnym przekonaniem nadaję mu tytuł króla polskiej sceny operowej, choć może i tytuł cesarza byłby tu całkiem na miejscu. Godzi się tedy poświęcić Jego Wysokości Bernardowi I słów parę, byśmy pamiętali, słuchali i zachwycali się tym niezwykłym artystą, porównywanym w Europie do Wielkiego Szalapina! Artysta urodził się w Wilnie, gdzie rozpoczął naukę śpiewu. Studia wokalne podjął po wojnie w Warszawskiej Szkole Muzycznej im. F. Chopina. Pierwsze lata kariery spędził w reprezentacyjnym zespole Domu Wojska Polskiego, natomiast na scenie Opery Warszawskiej zadebiutował rolą Griemina w Eugeniuszu Onieginie P. Czajkowskiego w 1950 roku.


Jak to się nieraz w teatrach muzycznych zdarza, było to nagłe zastępstwo, do którego artysta musiał się przygotować w pół dnia! Udało się! I tak narodził się dla polskiej sztuki operowej najwybitniejszy polski bas okresu powojennego. W 1956 roku artysta wygrał trudny konkurs wokalny w Verceli we Włoszech i odtąd zaczęła się jego międzynarodowa kariera.

 

Bernard Ladysz 238-120

 

Otrzymał kontrakt w Teatro Massimo w Palermo, gdzie śpiewał czołowe partie basowe z włoskiego repertuaru. Pod firmą Teatru La Scala odbył tournée po Republice Federalnej Niemiec, śpiewał partię Rajmunda w Łucji z Lammermooru z Marią Callas pod dyrekcją Tullio Serafina, zachwycał publiczność rolą Borysa Godunowa w Teatrze Wielkim w Moskwie, kreacją Ojca Barré w Diabłach z Loudun Krzysztofa Pendereckiego na hamburskiej premierze. Śpiewał w nowojorskiej Cornegie Hall w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie, a w 1983 roku był świetnym odtwórcą roli Tewjego w polskiej premierze Skrzypka na dachu w łódzkim Teatrze Wielkim.


Znakomicie sprawdzał się w repertuarze rozrywkowym. Z powodzeniem uczestniczył w festiwalach piosenki w Opolu, Zielonej Górze i Kołobrzegu. Artysta wszechstronny, wspaniały śpiewak i aktor, świetny odtwórca ról charakterystycznych. Grał w filmach, m. in. w Znachorze, nagrał sporo płyt. 6 maja 2008 roku otrzymał tytuł doktora honoris causa nadany mu przez Akademię Muzyczną im.F. Chopina w Warszawie. Był bardzo wzruszony.

 

Bernard Ladysz 147-623

 

Prywatnie – szczery, otwarty, życzliwy ludziom, rubaszny i bezpośredni. Mogłem się o tym przekonać podczas wywiadu, jaki prowadziłem z nim na Jego 70. urodziny, w garderobie Teatru Wielkiego w Warszawie, którą miał razem ze znakomitym polskim tenorem Bogdanem Paprockim. Wywiad zatytułowany „Śpiewałem całe życie” ukazał się 24 lipca 1992 roku w dzienniku rzeszowskim „A-Z”. Atmosfera rozmowy była miła, czasem żartobliwa, czasem – pełna gorzkich refleksji. Bo, mimo niewątpliwych sukcesów, życie nie głaskało Mistrza po głowie. A przecież tyle ma w sobie niezwykłego talentu, muzykalności i oddania wielkiej sztuce. Oto tekst wspomnianego wywiadu.


Chciałbym prosić Pana o trochę wspomnień. Jak to było na początku, skąd wzięła się u Pana pasja śpiewania?

Proszę Pana, to nie są przypadki. Jaki ojciec, jaka matka – takie dzieci. U nas w domu wszyscy śpiewali – mama, tata, obaj bracia, z których jeden został skrzypkiem. Tata przez 25 lat nie opuścił ani jednej próby chóru, do którego należał. Zresztą my wszyscy, nazwijmy to – kresowiacy, podobnie jak Ślązacy – jesteśmy bardzo rozśpiewani.

 

CD Ladysz 341-29

 

A co się wtedy śpiewało?

Urzekały nas przede wszystkim ukraińskie dumki. To była nasza młodość, to się wtedy śpiewało u nas, w domu. No i od którejś tam klasy szkoły powszechnej śpiewałem w chórze – najpierw sopranem, a potem, gdy głos zaczął mi grubieć – w trzecim głosie, najniższym. Od początku też byłem solistą. Dużo śpiewałem w kościele. Brat mój też pięknie śpiewał, więc często chodziłem podsłuchiwać go na występach.


U kogo uczył się Pan śpiewu solowego?

Najpierw chodziłem do prof. Siedleckiego w Wilnie. Ja uczyłem się śpiewu dość nietypowo. Nie ćwiczyłem tych wszystkich gam, wprawek, ale od razu śpiewałem pieśni i arie. Pełne zaś, rozumowe uprawianie muzyki zawdzięczam pianiście, śp. Sergiuszowi Nadgryzowskiemu, który – ucząc mnie pieśni Schuberta, Schumanna czy kompozytorów klasycznych – wskazywał na rodzaj potrzebnego dźwięku, elementy muzyczne, a zarazem charakter i sposób interpretacji utworu.

 

Ladysz 255-42

 

Dzięki temu rozwijałem się szybko, poznając muzykę od jej bardzo konkretnej, technicznej i wyrazowej strony. Oczywiście, wszystkie utwory starałem się wykonywać jak najlepiej, wydobywając z nich to, co było w charakterze i stylu epoki i kompozytora, który utwór napisał.

Czy marzył Pan o karierze śpiewaczej?

Nigdy nie sądziłem, że będę zawodowym śpiewakiem. Ale może to czas wojny sprawił, że tak się stało... No i tak prześpiewałem całe życie. 


Czy lubi Pan muzykę Moniuszki?

Proszę Pana, jestem pełen podziwu dla muzyki Moniuszki. Jak piękny jest ten chór z Halki pt. Po nieszporach przy niedzieli...A ja uwielbiam chóry. To piękna muzyka pod każdym względem. Pan się chórami zajmuje, to Pan to rozumie. Moniuszko, to ogromny talent. Nigdy nie był w górach, a napisał Halkę... A więc jak masz talent, to i Góralem możesz być. Jak nie masz talentu – nic nie pomoże! To jest to...

Odszedł Pan z Teatru Wielkiego chyba za wcześnie...

No cóż... Mówiłem już Panu, że charakter mam otwarty, bezpośredni i jak mi się coś nie podoba, to mówię wprost. A ludzie tego nie lubią. Moja współpraca z człowiekiem krótkowzrocznym, ubogim na uszach i uczuciach, nie  była możliwa. Musieliśmy się rozejść. Proszę Pana, my mamy trzy nieszczęścia: złe komponowanie, źli muzycy i źli dyrektorzy. Ci ostatni zwłaszcza doprowadzili do tego, że my mamy sporo teatrów w Polsce, tylko widzów i słuchaczy w nich nie ma!

 

 CD Ladysz CD

 

Jest to pewien paradoks, bo przecież wspaniałych talentów, właśnie muzycznych, nam nie brakuje...

Proszę Pana, u nas myśli się o stołkach i stanowiskach, a nie o kulturze. No i ma Pan wynik. My tracimy naszą wielką, polską kulturę, nie tylko muzyczną. A potem okaże się, że nasze życie jest puste... Ja wiem, że teraz jest epoka elektroniki, techniki – ale gdzie muzyka? Człowiek wrażliwy nie może wykonywać muzyki mechanicznie. Musi włożyć własne serce.

Czy oprócz „Krakowiaków i Górali” zobaczymy i usłyszymy Pana w jakimś nowym spektaklu?

Krąży po teatrze jakaś plotka, ale nie bardzo mogę jeszcze w tej chwili o tym mówić. Prawdopodobnie wystawimy Żyda (Skrzypek na dachu – przyp. AS). To już byłaby dla mnie taka koronna rola. Mija mi już siedemdziesiątka...


Jest Pan ciągle ulubieńcem publiczności...

Chcę Panu powiedzieć, że dużo ludzi z basów śpiewa, ale nie robi kariery. Starają się grubo śpiewać. Ja starałem się zawsze śpiewać miękko, by ten głos nie burczył, nie straszył... Ja nie jestem znowu taki typowy bas. Wie Pan, cerkiewne basy, to są basy! Ja jestem ten śpiewny bas, który ma swoją skalę, wystarczającą do repertuaru, który śpiewa. Ale teraz już mogę być cerkiewny. Mam coraz niższy głos... (tu Bernard Ładysz demonstruje swoje najniższe dźwięki, śpiewając charakterystyczny zwrot Hospody pomyłuj...).

 

Ladysz,Pietras 147-730

 

Czy jest Pan zadowolony ze swojej kariery muzycznej?

No cóż, wiele by o tym mówić. Niewątpliwie mogłem inaczej pokierować swoim artystycznym życiem. Ale to przeszłość. Poza tym, proszę Pana, ja się nie liczę. Liczy się muzyka, sztuka, której służę. Dopiero to wszystko razem coś znaczy. A śpiew, to najpiękniejsza muzyka na świecie. Jest tyle pięknej muzyki!

 

Ladysz,Leokadia 341-108

 

Na 87. urodziny Bernardowi Ładyszowi, wspaniałemu Artyście Wszech Czasów, posłałem serdeczne życzenia ze słowami wdzięczności za cudowne chwile szczęścia i głębokich wzruszeń inspirowane Jego Wielką Sztuką. Ku mej radości, otrzymałem uroczą odpowiedź skreśloną ręką małżonki Mistrza, Leokadii, też artystki śpiewaczki, z którą razem śpiewali przecudne duety. A na pocztówce – Car Borys w operze M. Musorgskiego Borys Godunow kreowany przez Bernarda Ładysza.

                                                                          Andrzej Szypuła