Przegląd nowości

Wspólnota narodowa z Mozartem w antraktach

Opublikowano: wtorek, 21, lipiec 2020 07:04

Pierwsza pandemijna premiera Och-Teatru w reżyserii Krystyny Jandy skrzy się humorem, jest lekka i zabawna, ale zarazem porusza tematy całkiem serio, poważne, by nie powiedzieć dramatyczne. Jeśli bowiem uznać Wspólnotę mieszkaniową czeskiego autora Jiřiego Havelki, jako przypowieść o wspólnocie sensu largo, to będziemy mieli katalog problemów, z którymi się ostatnio i wciąż bezsensownie borykamy, nie mogąc dojść do jakiegoś porozumienia i kompromisu. Umyka nam życie, a my ciągle w punkcie wyjścia, a nawet jeszcze trochę przed. Konstrukcja spektaklu jest banalna – zebranie mieszkańców.

 

 Wspolnota 1

 

Całkiem podobne były w czasach socrealizmu literackie agitki – zebranie organizacji partyjnej, a na nim odważny, młody robotnik, który przemawia, zdobywa uznanie i poparcie całego gremium. Tutaj jednak tak łatwo nie ma. Przewodnicząca zebrania nie może się przebić przez tzw. wnioski formalne, niby każdy chce uczestniczyć w zgromadzeniu, ale dojść do jakiegoś porozumienia czy choćby przegłosować porządek obrad – to wydaje się ekstremalnie trudne. Świetnie zostały zróżnicowane postacie wchodzące w skład wspólnoty mieszkańców.


Jest oczywiście „normalna rodzina” – mąż, żona mający trójkę dzieci, jest kobieta w ciąży, jest rozwiedzione małżeństwo i jeszcze kilka samotnych kobiet w różnym wieku, jest mężczyzna nieheteronormatywny (Sebastian Perdek) i mężczyzna niepełnosprawny (Michał Zieliński). Wreszcie nieco spóźniony pojawia się nowy lokator, przybyły z zagranicy, który dziedziczy mieszkanie po zmarłym ojcu.

 

Wspolnota 2

 

Są wśród zebranych ludzie młodzi i są starsi, jest były komunista (Grzegorz Warchoł), który wykupił kilka mieszkań w kamienicy, są też inni, którzy wynajmują swoje lokale np. czarnoskórym studentom. W tej sytuacji dają o sobie znać u niektórych postawy ksenofobiczne, a u innych bardziej tolerancyjne.

 

Wspolnota 3

 

Można powiedzieć, że traktując sztukę nieco metaforycznie, otrzymaliśmy od czeskiego autora przekrój populacji kraju, i mogą to być Czechy, ale pewne retusze dokonane przez polskich realizatorów, w tym tłumacza Michała Sieczkowskiego i reżyserkę Krystynę Jandę, niedwuznacznie wskazują na polski koloryt. Choćby ostatnie słowa, które padają ze sceny wypowiadane przez zaciągającego z rosyjska (świetna rola Mirosława Kropielnickiego), który co i rusz łączy się ze swoim bratem przez telefon brzmią: Melduję wykonanie zadaniaCzyżby to miała być nasza wspólnota narodowa w pigułce? Wypowiedź Krystyny Jandy, nie pozostawia złudzeń – o taki moralitet jej tutaj chodziło.


Tu i teraz, niezależnie od niepokojących postępów pandemii koronawirusa, obserwujemy proces zamazywania demokratycznych mechanizmów, trochę z powodu niedoskonałych procedur (w sztuce np. widać to w sposobie prowadzenia zebrania mieszkańców wspólnoty), ale też ogólnego zmęczenia i zniechęcenia do tych nie kończących się uzgodnień.

 

Wspolnota 4

 

Rodzi się pomysł aby pójść drogą na skróty, zrezygnować z całej tej wspólnotowej demokracji i oddać wszystkie decyzje i uprawnienia w ręce kogoś energicznego. Jaki będzie finał tej przygody ze wspólnotą, możemy się tylko domyślać. Prawa zwykłych mieszkańców a także lokatorów, którzy żyją z wynajmu, zostaną z czasem przekształcone, ograniczone zgodnie z interesem pozbawionego hamulców i świetnie przygotowanego do robienia biznesu „nowego przewodniczącego”. 

 

Wspolnota 5

 

Tyle w perspektywie małej wspólnoty sąsiadów jednej kamienicy, w której przecieka dach. A w perspektywie makro? Sztuka w Och-Teatrze ma być czymś w rodzaju ostrzeżenia, patriotycznego apelu o rozwagę zanim nie jest za późno. Wracając do początku recenzji, widać tutaj doświadczoną rękę reżysera, który potrafi tak poprowadzić aktorów, aby nie tracąc nic ze swojej vis comica, przekazali czytelnie sens przesłania. Śmiech często rozlega się na widowni wypełnionej, ale nieco przerzedzonej z powodu wymogów sanitarnych.


Dobrzy wykonawcy ról, takich jak przewodnicząca i jej mąż – Agnieszka Więdłocha i Piotr Ligęza – mogą pokazać talent w całym diapazonie dramatycznego uniesienia, od cichego piano do histerycznego 3x forte. Niezawodnie postać urodzonej formalistki, która okazuje się też konformistką, kreuje Izabela Dąbrowska. Pozostali aktorzy z dosyć licznej obsady mają też okazję do pokazania swoich umiejętności.

 

Wspolnota 6

 

Tylko jedno czy dwa słowa i to bardzo cicho wypowiada tytułowany profesorem Stanisław Brejdygant, ale odbija sobie tę prawie niemą rolę długim listem otwartym wysłanym w dniu premiery do prezydenckiej córki Kingi Dudy. Warto jeszcze kilka słów powiedzieć o muzyce Wolfganga Amadeusza Mozarta, która towarzyszy spektaklowi na całej jego półtoragodzinnej rozciągłości. Kilka zdecydowanych akordów orkiestry zaczerpniętych z Uwertury do opery Cosi fan tutte rozdziela poszczególne sceny toczącego się zapewne przez wiele godzin zebrania.

 

 Wspolnota 7

 

Muzyka nie musi wnosić żadnego semantycznego komunikatu, nie ma więc konkretnego związku między frywolną komedią Mozarta a komedią społeczną czeskiego autora – no, może poza tym, że niektóre premiery oper Mozarta odbywały się w Pradze. Na zakończenie spektaklu słyszymy jeszcze kilka taktów lirycznej Mozartowskiej arii sopranowej co może zwiastować rozładowanie emocji – bo zebranie się skończyło, na sali zapanowała cisza. Ostatni aktor schodzi ze sceny. A my? Udajemy się do domów z wcale nie wesołymi przemyśleniami.

                                                                                Joanna Tumiłowicz