Przegląd nowości

Maria Fołtyn. Życie z Moniuszką

Opublikowano: poniedziałek, 11, maj 2020 07:27

Trzymam w ręku książkę pod takim właśnie tytułem, napisaną przez Adama Czopka, ze wspaniałym materiałem fotograficznym Juliusza Multarzyńskiego i miniaturami kostiumów do oper Moniuszki namalowanymi przez Jadwigę Marię Jarosiewicz.

 

Tytuł książki jest wielce zastanawiający. Dociekliwy autor w rozdziale „Małżeństwa i romanse” pisze o jej dwóch takich związkach i wymienia plejadę kochanków, o których za życia nieboszczka opowiadała barwnie i bez dyskrecji. Według mojej wiedzy Czopek pominął Henryka Czyża (Moskwa, Halka przed Stalinem), jakiegoś oficera straży pożarnej (napisała o tym nowelkę Kochałam strażaka) oraz prywaciarza produkującego lampy i żyrandole (dostałem od niej w prezencie taki jeden). W książce Adama Czopka jestem wspominany lub cytowany aż 15 razy. Wyprzedza mnie tylko Bogusław Kaczyński (18), a ja wyprzedzam Bogdana Paprockiego (tylko 16). Rekordy bije oczywiście Stanisław Moniuszko (aż 109).  Starym chrześcijańskim zwyczajem jest de mortuis nihil nisi bene (o zmarłych nic, albo dobrze). Postaram się, choć to dla mnie zadanie niełatwe.

 

Autor tej opasłej książki zaimponował rzetelnością, odwagą i skrupulatnością w opisywaniu życia i działalności tej nietuzinkowej postaci. Trudne dzieciństwo i młodość, wczesne uświadomienie sobie posiadania doprawdy pięknego lirycznego głosu, którego potem zbyt wcześnie zniszczyła śpiewaniem dramatycznego repertuaru. Wyboista droga z Radomia do Katowic i na Wybrzeże po krótką i powierzchowną naukę śpiewu, zakończoną debiutami warszawskimi i zbawiennymi konsultacjami u Ady Sari, wystarczającymi zaledwie na kilka sezonów dobrego śpiewania. Przytaczam wykaz warszawskiego repertuaru, od wokalnie zachwycającego, do spektakli o niepokojąco niskiej formie: Halka, Goplana, Eugeniusz Oniegin (1950), Tosca (1953), Lohengrin (1956) – oto te śpiewane najlepiej. Ale począwszy od Damy pikowej (1955), Trubadura (1959), Aidy (1960), Hrabiny Andrea Chenier (1961) dyspozycja była, delikatnie mówiąc coraz trudniejsza. Po powrocie z Niemiec w końcu lat 60 - tych jej Tosca, Kniaź Igor Lohengrin w Łodzi oraz Halka Aida w Warszawie graniczyły z katastrofą. Byłem, widziałem, słyszałem!

 

Adam Czopek podając spis 28 pozycji jej operowego repertuaru pisze: „Niestety, wiele z wymienionych wyżej partii nigdy nie poznała polska publiczność. Śpiewała je bowiem na przestrzeni siedmiu sezonów, jakie spędziła na niemieckich scenach. Nie mieliśmy więc okazji poznania żadnej z ról w operach Leoša Janačka czy Richarda Straussa, a były one znaczącymi osiągnięciami naszej bohaterki. Nie było też okazji poznania kreacji w Nabucco, Mocy przeznaczenia, Balu maskowego Verdiego. Podobnie było w przypadku wagnerowskiego Tannhäusera Holendra tułacza”.

 


 

Od siebie dodam, że fotografa i świadków tych zdarzeń nigdy nie spotkałem. Podtrzymując się od dalszego syczenia opartym na faktach i prawdzie operowym jadem, z ulgą przystępuję – uzupełniając Adama Czopka – do wyliczania zalet jego bohaterki. Potrafiła być człowiekiem serdecznym, gościnnym, często pomagającym w potrzebie. Zjednywała sobie otoczenie spontanicznością, bezpośredniością, czasem nawet dowcipem. Jej kult dla Moniuszki przewyższał nawet admirację Janiny Korolewicz-Waydowej, która przed śmiercią wołała: „Postawcie Moniuszce pomnik w Warszawie!”. Wzorowo programowała i kierowała Festiwalami Moniuszkowskimi w Kudowie Zdroju. Gdyby nie jej upór nie zaistniałby Konkurs Moniuszkowski w Warszawie. Mniej owocna była promocja tego wszystkiego w świecie. Wprawdzie reżyserowana przez nią Halka była arcydziełem w porównaniu z wypocinami Passiniego i Trelińskiego, ale jej prezentacje za granicą były jednorazowe i ulotne.

 

Na polecenie ówczesnego ministra kultury, pożyczyłem do Halki na Kubę komplet dekoracji i kostiumów z Opery Wrocławskiej. Po powrocie zażądałem zwrotu, na co „wdowa po Moniuszce” z ogniem w oczach krzyknęła „Nie masz Boga w sercu! Po ostatnim spektaklu zebrałam hawański zespół i w podziękowaniu pozwoliłam im pójść w tych kostiumach do domu, bo tam jest nędza i nie mają w co się ubrać!”.

 

Po kilkunastu latach będąc w Hawanie odwiedziłem naszego ambasadora. – Czy Pan wie dyrektorze, że jeszcze teraz spotykamy na ulicach Hawany sędziwych amatorów rumu, odzianych w stroje góralskie? – opowiadał rozbawiony.

 

Mnóstwo innych zalet Marii Fołtyn pomieścił Adam Czopek w swej dobrze napisanej, rzetelnej, ale i krytycznej książce. Gdybym opowiedział mu tę historię z kostiumami na Kubie, byłbym dodatkowo zacytowany, przelicytowując Bogusława Kaczyńskiego i zwiększając dystans do Bogdana Paprockiego.

 

Po jej śmierci, wielu z nas na ziemi i w zaświatach powiedziało sobie: Była nieprzewidywalna, nieznośna, szalona i niebezpieczna. Ale była częścią życia każdego z nas…

                                                     

                                                                 Sławomir Pietras