Przegląd nowości

„Don Juan” Roberta Bondary w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Premiera 21 lutego 2020 roku

Opublikowano: sobota, 07, marzec 2020 09:41

Jest parę powodów… Tak zaczynają się niekiedy recenzje. Ja zacznę inaczej. Są wszystkie możliwe powody, aby uznać to dzieło za wybitne. Przyznam się do wahania. Najpierw zgodnie z impulsem napisałem: arcydzieło. Potem stwierdziłem, że ktoś to uzna za przesadę i zmieniłem przymiotnik na wybitne.

 

Don Juan 1

 

Wybitne na pewno. A jednak arcydzieło. Dlaczego? Bo jest piękne. Piękno to słowo wyszydzane w sztuce II połowy XX wieku, która wolała nowatorstwo, szok, a tak naprawdę bzdury. A piękno istnieje i w sztuce bywa. To przede wszystkim harmonia. Moim zdaniem sztuki nie ma bez piękna. Jeśli go nie ma, to pozostaje tylko kuglarstwo. To oczywiście moje zdanie.  Powołam się jednak na Mozarta, który mówił, że muzyka musi by piękna, bo bez piękna nie ma muzyki.


Wracając do spektaklu, powody są takie: Po pierwsze: Robert Bondara, choreograf i reżyser, sięgnął po jeden z najważniejszych tematów (mitów) europejskiej kultury. Śmiałość! I odwaga! Wielu było przed nim. Mozart etc. Po drugie: muzyka. Nie jakieś brzędolenie jak w większości współczesnych produkcji tzw. teatru tańca, lecz Bach, Gluck, Marcello i Schnittke. Po trzecie: nadzwyczajny talent tworzenia własnej wizji choreograficznej łączącej (tak to odebrałem) styl klasyczny i współczesny.

 

Don Juan 2

 

Do tego fenomenalna scenografia utrzymana w barwach czerni, bieli i szarości (brawa dla Julii Skrzyneckiej) współtworząca klimat. I last but not least: tancerze. Soliści i zespół na najwyższym poziomie profesjonalnym, a do tego świetni aktorsko. I jeszcze więcej, ale nie będę wymieniać wszystkiego, bo przedstawienie trzeba po prostu zobaczyć. Pozwolę sobie na wspomnienie. 

 

Don Juan 3

 

Przed laty zapytałem Ewę Wycichowską, legendarną już dzisiaj tancerkę, choreografkę i dyrektorkę Polskiego Teatru Tańca, dlaczego młodzi choreografowie, którym dawała szansę zaistnienia, posługują się tak marną muzyką, a tytuły ich dzieł nic konkretnego nie mówią: jakieś „plus=minus”, „0 nieskończoności”, „Trans-coś-tam”. Tytuły zmyśliłem, bo prawdziwych nie pamiętam, ale były mniej więcej właśnie takie. Czyli naprawdę ich spektakle były o niczym. Niczego nie opowiadały. A dzisiaj to chyba już wie każdy: opowieść jest podstawą. Jeśli jej nie ma, to pozostają ćwiczenia choreograficzne albo zgoła gimnastyczne. Odpowiedź Ewy Wycichowskiej: boją się. Boją się wielkich tematów i wielkiej muzyki. 


Uff! Mateusz Sierant! Urodziwy, rewelacyjny tancerz i aktor pozostanie mi w pamięci jako uosobienie Don Juana. Saeka Shirai to fenomenalna tancerka i urocza dziewczyna. Jest cudownym wcieleniem Donny Elviry, głównej protagonistki (i zarazem kochającej ofiary) uwodziciela. Figlarny sługa Don Juana, Scanarel to w tym spektaklu niewiarygodnie wręcz błyskotliwy w wykonywaniu trudnych zadań choreograficznych i wyrazowo zniewalający, skłaniający publiczność do śmiechu i rzęsistych braw, Jakub Starzycki.

 

Don Juan 4

 

Wymienię już tylko pozostałych: Diana Cristescu, Marika Kucza, Silvia Simeone, Sergio Chinnici, Miguel Eugenio de Sousa Junior, Giorgio Tinari, Andrzej Płatek. Wszyscy na najwyższym poziomie profesjonalizmu tańca i ekspresji dramatycznej. Zwróćmy uwagę na znamienny fakt: zespół solistów jest międzynarodowy.

 

Don Juan 5

 

Do tego wykonanie muzyki. Kierownictwo muzyczne w ręku Katarzyny Tomala-Jedynak to absolutny profesjonalizm i do tego wdzięk. Ileż wysmakowanych niuansów w utworach granych czasem przez solistów jako zespół kameralny, niekiedy przez całą Orkiestrę Teatru Wielkiego w Poznaniu! W sumie: miałem wrażenie obcowania z czym równie szlachetnym i pięknym jak rzeżba antyczna. Dość! Bo znowu się rozmarzę. Mam nadzieję, że Pani Dyrektor Renata Borowska-Juszczyńska, której w sumie to wszystko zawdzięczamy, bo i zaangażowanie Roberta Bondary jako szefa baletu oraz choreografa  i zaakceptowanie pomysłu na spektakl, zaprosi mnie znowu na szeregowe tym razem przedstawienie

Chapeaux bas!

                                                                               Piotr Nędzyński