Przegląd nowości

W hołdzie Pavarottiemu

Opublikowano: poniedziałek, 14, październik 2019 09:39

Nikt tak nie spopularyzował fragmentu operowego, jak Luciano Pavarotti arię Nessun dorma Turandot Pucciniego. O tym można się było przekonać na wypełnionej po brzegi sali Multikina Złote Tarasy w Warszawie podczas bezpośredniej transmisji przedstawienia inaugurującego nowy sezon nowojorskiej MET. Niezwykle bogata i atrakcyjna inscenizacja Franco Zeffirellego, która po raz pierwszy ujrzała świat w 1987 roku przetrwała do października 2019. Nad tym przedstawieniem już wielokrotnie rozpościerali płaszcz darczyńcy, widząc w nim ukoronowanie możliwości sceny operowej. Premiera była darem żony potentata naftowego Donalda D. Harringtona, Pani Sybil, która stała się znanym filantropem.

 

Turandot,MET 1

 

Wznowienie objęła sponsorskim patronatem firma żeglugowa Viking Cruises. Swój występ znakomity tenor azerbejdżański kreujący rolę Kalafa Yusif Eyvazov zadedykował oczywiście Luciano Pavarottiemu, po którego muzycznych śladach stara się stąpać i głosowo też go nieco przypomina. Obsady przedstawień operowych w Metropolitan Opera zwykle są rewelacyjne, czołowi śpiewacy z całego świata tutaj właśnie znajdują ukoronowanie swojej kariery i tak właśnie scharakteryzowała ten słynny teatr prowadząca transmisję satelitarną śpiewaczka o cudownym imieniu Angel Blue (to pewnie artystyczny pseudonim).


Gdy ktoś się w MET choć raz zaczepi, nie chce już tej zdobyczy wypuścić z ręki i trzyma się jej czasem aż za długo. Ciekawe jak będzie z naszym znakomitym barytonem Arturem Rucińskim, który niebawem zadebiutuje na tej wspaniałej scenie. Tym razem mieliśmy okazję poznać jednego z nestorów nowojorskich przedstawień, odtwórcą roli Timura Jamesem Morrisem. On w rozmowie z Aniołem wyjawił, że Metropolitan jest dla niego domem.

 

Turandot,MET 2

 

Śpiewał pięknie, choć jego głos już miewał znamiona osłabienia, co jednak w tej roli starca bliskiego końca życia było jak najbardziej na miejscu. Tytułowa Turandot w osobie Christine Goerke wcielała się w postać urzekającej piękności młodej księżniczki i tutaj dobry makijaż czy atrakcyjny kostium (autorki: Anna Anni i Dada Saligeri) nie był już w stanie załatwić wszystkiego.

 

Turandot,MET 3

 

Mniejsza o wygląd – na wielkiej scenie z odległości szczegóły się zacierają, jednak braków wokalnych naprawić już nie można. Sopran dramatyczny Christiny Goerke stracił już swoje właściwości, góry nie miały blasku ani siły, a tutaj kompozytor zażyczył sobie wzięcia kilku wspaniałych wysokich „c”. A w końcu śpiewaczka była starsza od swego partnera „tylko” o osiem lat. Partia Turandot jest jednak ekstremalnie trudna wokalnie i tylko kilka sopranów może jej podołać. Jakby na ironię w przerwach między aktami Angel Blue zaprezentowała widzom satelitarnej transmisji fragmenty dawnych występów legendarnej Jessye Norman, która swoim potężnym głosem mogła zaimponować każdemu sceptykowi.


Różnicę na niekorzyść współczesnej sopranistki było widać jak na dłoni. Natomiast znakomicie spisała się w roli Liu włoska sopranistka Eleonora Buratto. Ona swoim głosem potrafiła wyrazić skomplikowane i niekiedy niedopowiedziane uczucia, miłości, tkliwości i żelaznej woli. Przechodziła swobodnie od forte do piano, nie forsowała, nie spłaszczała. Tak, ale rola Liu nie musi być śpiewana przez sopran dramatyczny.

 

Turandot,MET 4

 

Jeszcze kilka słów należy się dyrygentowi Yannick Nezet-Seguin, który w rozmowie z Aniołem wyjawił swoje założenia artystyczne i koncepcję muzyczną przedstawienia. Chodziło mu o jak najwyrazistsze skontrastowanie scen pełnych dramatycznego patosu o siły z sekwencjami lirycznymi, pokazującymi ludzkie oblicza bohaterów tej baśni scenicznej.

 

Turandot,MET 5

 

Wymienił tutaj fragmenty, w których występują trzej cesarscy urzędnicy Ping, Pang i Pong. W istocie owa trójka (zapewne jest to rozwinięcie magicznego znaczenia przypisywanego cyfrze 3, bo mamy tutaj również trzy zagadki) stwarza sympatyczny nastrój i na ich tle wyraziście rysują się sceny dramatyczne, krwawe i pełne przemocy. Świetnie jest rozegrany fragment, gdy Ping, Pang i Pong przekonują Kalafa, że zdobycie kobiety, która przez przypadek jest księżniczką, nie dostarczy mu żadnych specjalnych wrażeń erotycznych. Ładnie wypadła też kameralna scena, gdy urzędnicy wspominają z tęsknotą opuszczone dawno domy. Choćby dla tych dwóch scenek oraz popisowej arii Nessun dorma (nikt nie śpi) warto obejrzeć przedstawienie Turandot.

                                                               Joanna Tumiłowicz