Przegląd nowości

Chcę głosem dzielić się marzeniami – baryton Wiktor Jankowski (Lwów)

Opublikowano: środa, 08, maj 2019 13:59

Zacytujmy na początek fragment recenzji Adama Rozlacha po III etapie Konkursu Wokalistyki Operowej im. Adama Didura: „...trochę demoniczny typ śpiewaka. Głos bardzo silny, dobrze i pełnie brzmiący... Zwrócił uwagę pięknem śpiewu. W ogóle sprawia wrażenie nie tylko utalentowanego, ale przede wszystkim obdarowanego przez naturę niezwykłym, pięknym w swej materii, ogromnym wręcz głosem...” 

 

Wiktor Jankowski 97-346

 

Jak się Pan poczuł po przeczytaniu o sobie takiej entuzjastycznej opinii?

 

Znakomicie. Bardzo mi się to podoba. Wydaje mi się, że recenzent trafił w sedno. Ale to jest wycinek z większej całości, gdzie on ponadto trafnie krytycznie analizuje i inne aspekty mojego śpiewania. Robi to bardzo przenikliwie i mądrze. Czytając te słowa, czuję się niemal jak ów Demon Lermontowa, mojego ulubionego poety, a zarazem i bohater opery Antona Rubinsteina. 


No dobrze, ale zacznijmy od początku? Nazwisko wyraźnie sugeruje polskie korzenie. Mieszka Pan obecnie we Lwowie, a urodził się ?

 

Tak, w historii rodziny jest wątek polski. Moje rodzinne miasto to Mykołajew /Mikołajów/ na południu Ukrainy, ale muzycznie najpierw kształciłem się w Drohobyczu, gdzie ukończyłem college w grze na gitarze. W Głuchowie zaś odbyłem studia uniwersyteckie zakończone dyplomem mgra inżyniera budownictwa i pedagoga. A we Lwowie licencjat wokalny w Akademii Muzycznej. Tak to było w wielkim skrócie.

 

Wiktor Jankowski 97-356

 

Czy dobrze zrozumiałem, że tylko 3 lata studiów wokalnych? Trudno w to uwierzyć. W rodzinie może ktoś śpiewał?

 

Zgadza się, śpiewu uczyłem się na studiach 3 lata. Ale – jak w każdej ukraińskiej rodzinie – śpiew jest naturalnym elementem życia, wszyscy kochali i kochają śpiewać, a mają naprawdę piękne głosy. Mój dziadek grał na gitarze, śpiewając ogromnym barytonem, mama śpiewa tak pięknie, że swoim artyzmem wzbudziłaby owacje na każdej sali koncertowej, albo przyprawiła o łzy wzruszenia, śpiewając pieśni pełne uczucia. Nie będzie więc przesady w stwierdzeniu, że pieśń i muzykę mam we krwi od pokoleń. 


 

A kto był Pańskim najważniejszym nauczycielem śpiewu, kto sprawił, że słuchacze tak zachwycają się Pańskim głosem i śpiewem?

 

Jedyny i najważniejszy – Kornel Sjatecki w Drohobyczu, wielki śpiewak i pedagog, u którego nadal się uczę i zgłębiam sekrety sztuki bel canto.  Kornel Sjatecki wiele lat śpiewał na włoskich scenach operowych, pomimo wieku nadal dysponuje olśniewającym młodzieńczym tenorem, ale przede wszystkim jest wybitnym nauczycielem, człowiekiem wielkiego serca. To że śpiewam, zawdzięczam nikomu innemu,  tylko jemu. 

 

Wiktor Jankowski,Kornel Sjatecki

 

Jak to się stało, że gitarzysta, a przy tym także muzyk rockowy poszedł w zupełnie innym kierunku, zajął się śpiewem operowym? 

 

Wszystko ma swój początek. W moim przypadku w czasie tamtych poważnych studiów, gdy uczyłem się inżynierii budowlanej i pedagogiki, wtedy zaczęło się od hobby, które wynikało z nauki gry na gitarze. Śpiewałem i grałem w zespole rockowym po amatorsku. Ale jednego razu trafiłem do opery na Trubadura Verdiego. Siedziałem na przedstawieniu cały czas z otwartą buzią, nie wychodziłem nawet na przerwy. I wtedy zrozumiałem, że chcę nauczyć się śpiewać, jak prawdziwy śpiewak operowy. Zrozumiałem, że to opera właśnie jest tą syntezą wszelkich sztuk, że łączy w sobie wszystko: śpiew, muzykę, plastykę, ruch – wszystko. Dzięki temu śpiewak operowy w najdoskonalszy sposób może przekazywać wszelkie uczucia, myśli i emocje. Poza tym na scenie operowej mogę być każdym: bohaterem i amantem, duchownym, królem, błaznem, bandytą i każdym innym. Jestem przekonany, że różnorodne role także wpływają na życie śpiewaka. A każdy śpiewak powinien służyć sztuce, a nie na odwrót, używać sztuki dla własnej realizacji.

 

W tym miejscu powinno pojawić się pytanie o fascynacje muzyczne. Zarówno jak chodzi o kompozytorów, epokę, styl, jak i wykonawców. 

 

Wprawdzie kocham i szanuję dobrą muzykę wszystkich epok, ale najbliższa mojemu charakterowi jest muzyka Giuseppe Verdiego, romanse Sergiusza Rachmaninowa czy „Pieśni i tańce śmierci” Modesta Musorgskiego, nie mówiąc o tradycyjnych pieśniach ukraińskich.

 


 

Zanim wrócimy do opery, zapytam o inne formy, jak liryka wokalna czy muzyka oratoryjna. Jak się pan znajduje w tych rejonach muzycznych?

 

Doskonale w każdym rodzaju dobrej muzyki. Ale moim żywiołem jest przede wszystkim opera.

 

Wiktor Jankowski 97-361

 

Czy ma Pan już zrobione jakieś partie operowe? Takie, że w każdej chwili mógłby Pan wyjść na scenę i wejść w rolę?

 

Tak, oczywiście, mam zrobionych kilka partii. W każdej chwili mogę śpiewać Don Giovanniego Mozarta, Jeleckiego w Damie pikowej Piotra Czajkowskiego, Escamilia w Carmen czy Oficera w operze Nokturn Mykoły Łysenki.


W Pańskich programach, jak ten zaplanowany na 22 listopada w Filharmonii Zabrzańskiej widzę imponujący repertuar. Zaśpiewać wraz z orkiestrą symfoniczną na jednym koncercie aż osiem potężnych arii belcantowych? To robi wrażenie! Co Pan robi, żeby podołać takiemu zadaniu, być w formie i wokalnej i fizycznej?

 

Nic nadzwyczajnego. Po prostu staram się żyć zdrowo, być aktywnym, zajmować się sportem.

 

Wiktor Jankowski 97-137

 

Poza muzyką, jakie są Pańskie zainteresowania? 

 

Muzyka i jeszcze raz muzyka. To jest dla mnie najważniejsze. I wszystkie moje działania są jej podporządkowane. Ale oprócz muzyki mam też i inne zajęcia i pasje. Na przykład profesjonalnie zajmuję się japońskim Kiokushin. Ten unikatowy sport fascynuje mnie od lat, ponieważ nie tylko wiele uczy, ale także daje siłę ducha za sprawą swojej filozofii dążenia do odkrywania i praktykowania prawdy, poznawania świata. Poza tym od dzieciństwa, gdzieś od 12 roku życia uprawiam poezję. Do tej pory napisałem około tysiąca utworów.


Mowa wiązana rytmem i rymem jest dla mnie naturalną formą wyrazu. Do niektórych wierszy skomponowałem też muzykę. Kolejna pasja to rysunek. W tej dziedzinie sztuki pomogło mi pięć lat nauki w szkole artystycznej, gdzie kształcono mnie w różnych dziedzinach sztuk plastycznych.  Wychowałem się w małej wiosce, dlatego jako dziecko wiele czasu spędzałem wśród przyrody.

 

Wiktor Jankowski 97-143

 

Od najmłodszych lat brałem udział w pracach polowych. Dlatego żywię wielki szacunek dla pracy fizycznej. Od zawsze wiem, ile wysiłku trzeba włożyć, byśmy mogli posilić się kawałkiem chleba. W latach mojego dzieciństwa żyliśmy w biedzie. Ale pomimo to rodzina zawsze starała się wszelkimi siłami zapewnić mi jak najlepsze wykształcenie, a przy tym kształtować miłość do muzyki, sztuk plastycznych i poezji.

 

Wiktor Jankowski 97-359

 

A marzenia? Te muzyczne i pozamuzyczne?

 

Trzeba marzyć. Zawsze marzyć! Ale moje marzenia nie wiążą się ze sławą, wielkimi pieniędzmi, śpiewaniem dla elit na największych scenach świata. Niekoniecznie. Marzę o tym, żeby mój głos stał się jak najdoskonalszym instrumentem, którym mogę przekazywać słuchaczom całą głębię emocji i uczuć, zawartych w tych opowieściach muzycznych, które są na pierwszym miejscu w moich myślach i uczuciach. Nigdy nie pragnąłem być kimś ważnym. Chcę jak najzwyczajniej być po prostu śpiewakiem, by głosem dzielić się ze słuchaczami moimi marzeniami. 

                                                               

                                                            Rozmawiał Zdzisław Polewicz