Przegląd nowości

Orkiestra to zbiorowy obowiązek

Opublikowano: niedziela, 18, luty 2018 21:39

Tym razem Sinfonia Iuventus występowała bez solisty. A właściwie jedyną solistką była utytułowana dyrygentka  Monika Zwolińska. Nie był to koncert perfekcyjny, może zaważyła niewielka ilość prób, może predyspozycje kapelmistrzyni, która lubuje się w mocnych brzmieniach, a może tak po prostu wyszło. Gdy materia młodzieżowej orkiestry, która uczy się zbiorowego obowiązku dobrego grania, nałożyła się na materię i psychikę dyrygentki, która przyzwyczajona jest do orkiestr wyuczonych i zdyscyplinowanych, efekt okazał się w pierwszej części, 104 Symfonii Józefa Haydna, dosyć przeciętny, szkolny i pozbawiony elementów kreacji, a w drugiej, gdzie słuchaliśmy 4 Symfonii Piotra Czajkowskiego, dużo lepszy, choć nie bez zastrzeżeń.

Monika Zwolinska

Sinfonia Iuventus ma liczne zalety. Bardzo dobry jest kwintet smyczkowy i tutaj pracę u podstaw widać było w świetnym Scherzo Pizzicato u Czajkowskiego. Wysokie parametry są w składzie dętym drewnianym – klarnecistka Małgorzata Jończyk i fagocista Maksymilian Rogacewicz byli gwiazdami wszystkich solówek. Zofia Przybył mająca władzę nad kotłami to także mocny punkt orkiestry, a nawet za mocny, jeśli wspomnimy 104 Symfonię Haydna. Czy to wina perkusistki? Chyba nie. To rolą dyrygenta jest zrównoważyć brzmienia poszczególnych sekcji, a w tym przypadku wyglądało, że Monika Wolińska chciała wykonać klasyczną, choć późną, Symfonię D-dur, jak dzieło Brahmsa. Pomysł byłby dobry, gdyby utwór poddać nowej instrumentacji, zamiast delikatnych pasaży wzmocnić brzmienie smyczków ostinatami, tremolami i grą detache, podwoić i wzbogacić o synkopowane rytmy sekcję blaszanych dętych, i oczywiście nagromadzić tyle perkusji ile się tylko da. Ale taki „czysty” Haydn wymagał jednak więcej finezji, wiedeńskiego uroku i wdzięku, jak z delikatnej koronki. Tymczasem Symfonia była ciężkawa. Co innego Czajkowski. Tutaj można było zacząć od razu mięsistym forte, i orkiestra tak zaczęła, choć nie wszyscy trafili w odpowiednie dźwięki. Zatrzeć złe wrażenie wywołane na samym początku jest trudno, ale chyba się udało. Wysiłkiem wszystkich członków orkiestry Czwarta Czajkowskiego odzyskała swój nostalgiczno-patetyczny charakter. Dyrygentka wywoływana kilkakrotnie na estradę mądrze powiedziała, że po tej Symfonii już niczego innego grać na bis się nie powinno. I jeszcze zrobiła ukłon pod adresem swego mistrza mentora Jerzego Semkowa, nota bene inicjatora powołania Sinfonii Iuventus, którego małżonka Colette wysłuchała w skupieniu całego koncertu. Jej się podobało, to najważniejsze.

                                                                       Joanna Tumiłowicz