Przegląd nowości

Jesień poszukiwań

Opublikowano: poniedziałek, 26, wrzesień 2016 13:34

W muzyce wszystko już było, ale Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień nadal poszukuje jakiegoś nowego klucza do naszych uszu. Robi to po raz 59 i wciąż jest młody, a porównując z innymi podobnie konstruowanymi przeglądami nowej muzyki, najmłodszy.

Joanna Freszel

Nigdzie ponoć wśród publiczności nie przeważa grupa wiekowa 30-40-latków, a u nas tak. W koncercie inauguracyjnym w Filharmonii Narodowej wysłuchaliśmy dzieł... starszych, ale zaskakująco wciąż aktualnych. Pierwszy Edgarda Varese Tuning up, czyli strojenie pochodził z 1947 roku i był rekonstrukcją dwóch oryginalnych fragmentów muzyki filmowej tego niezwykle oryginalnego twórcy. Zaczęło się jednak pewnym zaskakującym paradoksem.


Jacek Kaspszyk podniósł orkiestrę i żywiołowo poprowadził Mazurka Dąbrowskiego, jak przystało na poważną imprezę, która dla wielu zagranicznych przybyszów jest wizytówką Polski, a zaraz potem orkiestra zaczęła wydawać dźwięki jak podczas strojenia.Pierwsze pytanie jakie się nasuwało, to czyżby nasz Hymn Narodowy grano  na nie nastrojonych instrumentach? Nic podobnego. To był właśnie Varese ze swoim Tuning up, który na dobrą sprawę mógłby rozpoczynać każdy koncert, jako rodzaj sympatycznego, edukacyjnego wprowadzenia, w którym odzywa się dodatkowo syrena strażacka.

Jacek Kaspszyk 30

Na początek mieliśmy typowy przykład nowatorskiego stylu Varese’a z dosyć humorystycznym strojeniem, a zaraz po nim Koncert Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil, który podążał dźwiękowo w tym samym kierunku, bo po strojeniu instrumentu muzyk zwykle rozgrywa się na szkolnych pasażach, krając trójdźwięki harmoniczne w różnych tonacjach. Taka była zdecydowana część zawartości dźwiękowej rozbudowanych partii fletowych. Wykonawcy, którzy przynieśli ze sobą cały komplet fletów, od piccolo do basowego (Łukasz Długosz wyjaśnił, że te skrajne są najtrudniejsze do opanowania, więc to on na nich grał, a jego żona Agata zajęła się środkowymi) zaprezentowali szereg możliwości dynamicznych, z czego najciekawsze były „chrumkania” na basie.  Kompozytorka oczywiście była na widowni i wytrzymała kilkuminutową owację na stojąco. Młode osoby, które siedziały za mną skomentowały jednak utwór następująco – gdyby nie ciekawa perkusja trudno by to było wytrzymać.


Po przerwie pojawił się na estradzie francuski kompozytor Philippe Hurel po wykonaniu swego Tour a tour II czyli róży wiatrów, co zapowiadało jakąś podróż – najpewniej morską. Sam utwór miał ciekawe sekwencje elektroniczne przypominające dalekie odgłosy grzmotów jakiejś potężnej burzy wybrzmiewające na ogromnej przestrzeni np. morskiej zatoki otoczonej górami. Taki związek z naturą, ale tworzoną elektronicznie nie wywołał jednak u publiczności odruchu wstawania. Czekano na finał, który, jak to się mówi, przewyższył wszelkie oczekiwania. Był to zainscenizowany mini-spektakl operowy (happening), w którym doskonała sopranistka Joanna Freszel w świetlistym srebrnym skafandrze z jakiegoś filmu SF wykonała cięgiem trzy arie z opery Gyorgy Ligetiego Wielka Makabra, która powstała w latach 70.

Lukasz Dlugosz 15

Śpiewaczka wciągnęła do akcji osoby w pierwszym rzędzie widowni, ale także dyrygenta Jacka Kaspszyka, który w tym zainscenizowanym neodramacie udzielił głośnej reprymendy puzoniście, a na jego niezdarne tłumaczenia (tłumaczenia przed szefem zawsze są niezdarne) odkrzyknął szybkim: SIADŁ! Joanna Freszel pokazał nie tylko swobodę w operowaniu głosem w najwyższych rejestrach, ale też sama w dosyć niesamowity sposób wyreżyserowała swój występ. Były tutaj skoki, wymachy rękoma, przykucnięcia, mierzenie z pistoletu do koncertmistrza, a potem próba zmierzenia jego postaci krawieckim centymetrem. W rezultacie kosmiczne nakrycie głowy, w którym artystka wskoczyła na estradę wędrowało najpierw do dyrygenta, a potem przywdział je także niezawodny koncertmistrz Krzysztof Bąkowski. Szalona muzyka Ligetiego w takim nie pozbawionym humoru wykonaniu wywołała oczywiście owację na stojąco. 59. Międzynarodowy Festiwal Warszawska Jesień rozpoczął się godnie i wesoło, co dobrze wróży całej imprezie.

                                                               Joanna Tumiłowicz