Przegląd nowości

„Makbet” w Opéra de Marseille

Opublikowano: środa, 22, czerwiec 2016 10:57

Makbet zajmuje w twórczości Verdiego wyjątkowo ważne miejsce, a wśród skomponowanych przezeń przed 1848 rokiem dzieł jest tą pozycją, z której kompozytor był najbardziej zadowolony. Zabierając się do jej pisania cieszył się, że może pracować w oparciu o tekst swego ulubionego poety, jakim był Szekspir, i niezależnie od tego, iż za oficjalnego librecistę rzeczonej opery uważamy Francesco Marię Piavego, to w rzeczywistości Verdi miał w jego redagowaniu ogromny udział.

Makbet,Marsylia 1

Do nowego projektu zabrał się z wyjątkowym entuzjazmem, stawiając sobie za cel osiągnięcie maksymalnego efektu dramaturgiczno-scenicznego, i w ten sposób udało mu się stworzyć dzieło o wyjątkowej sile oddziaływania na widza. Dlatego też decyzja o przygotowaniu nowej realizacji Makbeta stanowi dla każdego teatru nie lada wyzwanie, gdyż wymaga szczególnej mobilizacji całej ekipy i maksymalnego wykorzystania potencjału artystycznego, ale jednocześnie wiąże się także z niemałym ryzykiem.


Owego ryzyka nie przestraszył się Maurice Xiberras, dyrektor Opery w Marsylii, który potrafił zaangażować do tego przedsięwzięcia idealnie dobraną i prezentującą najwyższy poziom obsadę solistów.

Makbet,Marsylia 2

W roli tytułowej mamy okazję podziwiać sztukę rzadko się pojawiającego na scenach francuskich hiszpańskiego barytona Juana Jesúsa Rodrigueza, imponującego w równym stopniu łatwo osiąganym dołem skali, co swobodnym atakowaniem górnych dźwięków, zarówno w momentach krzyku, jak i w płynnych zakończeniach dramatycznych uniesień.

Makbet,Marsylia 3

Warto zresztą zauważyć, że rola ta nie cieszy się wśród wokalistów dobrą renomą, którzy uważają, że niezależnie od jej wręcz karkołomnych wymagań wokalnych i teatralnych, nie jest ona w stanie odpowiednio dowartościować wykonawcy. W przypadku Rodrigueza wysiłek włożony w pokonywanie muzycznych pułapek owocuje pogłębioną interpretacją, co pozwala artyście na celne oddanie dwoistości tej postaci, rozdartej pomiędzy tchórzostwem i brutalnością oraz biernym poddawaniem się perwersyjnemu autorytetowi żony. Partię tej ostatniej śpiewa z powodzeniem węgierska sopranistka Csilla Boross, radząca sobie najpierw z pierwszą koloraturową arią, a następnie z frazami wymagającymi potężnej siły głosu i bezbłędnym panowaniem nad osadzonym w górze skali piano.


Na ogół udaje jej się w pełni oddać czarny charakter Lady Makbet, chociaż paradoksalnie wraz z upływem czasu jej głos brzmi coraz szlachetniej, co pozostaje w wyraźnej opozycji do wskazówek samego Verdiego, wymagającego tutaj śpiewu ostrego i „zabrudzonego”, porażającego i sugerującego morderczy instynkt protagonistki.

Makbet,Marsylia 4

W postać nieskazitelnego moralnie Banka, stającego się ofiarą szaleńczego dążenia do władzy krwiożerczej pary, wciela się ujmujący po mistrzowsku prowadzonym, ciemnym i okrągłym basem Wojtek Śmiłek, który zarówno w początkowym duecie, jak i w arii poprzedzającej śmierć bohatera potrafi też skutecznie poruszyć struny naszych emocji. Jego emanująca dostojeństwem, pewnością sceniczną i wokalnym doświadczeniem kreacja zostaje doceniona przez publiczność, która nagrodziła polskiego artystę gromkimi brawami.


Trzeba jeszcze wspomnieć o występie francuskiego tenora (o polskim pochodzeniu) Stanislasa de Barbeyrac, który w partii Makdufa porusza wrażliwością oraz subtelnością dbałego o wydobywanie wszelkich niuansów frazowania. Wreszcie szczery podziw budzi znajdujący się w doskonałej formie, a odgrywający w arcydziele Verdiego tak ważną rolę chór, którego nietolerujące żadnej słabości, a przecież złożone i rozbudowane interwencje pozwalają docenić systematycznie rosnący w ostatnich miesiącach poziom.

Makbet,Marsylia 7

Nad całością wykonania czuwa cieszący się niepodważalnym autorytetem izraelski dyrygent Pinchas Steinberg, uzyskujący od skupionej i wyraźnie w pełni zmobilizowanej orkiestry nieskazitelną równowagę pomiędzy poszczególnymi sekcjami, spójność dźwięku, szeroką paletę barw instrumentalnych i udzielającą się energię. To dynamiczne zróżnicowanie, wyrafinowane brzmienie i niebywałe zaangażowanie w plastyczne prowadzenie narracji muzycznej wywiera na słuchaczach mocne wrażenie.


Tym większa zatem szkoda, że fantastycznemu poziomowi muzycznemu nie dorównuje pozbawiona inwencji, wizualnej kreatywności i atrakcyjności warstwa inscenizacyjna. Francuski reżyser Frédéric Belier-Garcia nie znalazł tym razem odpowiedniego klucza do zbudowania spójnej wizji teatralnej, a brak będącej w stanie nas zaintrygować i wciągnąć w atmosferę przedstawianej rzeczywistości koncepcji zastąpił dość schematycznymi, czasem wręcz irytującymi rozwiązaniami.

Makbet,Marsylia 6

Cała opera rozgrywa się w jednolitej oprawie scenograficznej (Jacques Gabel), z której za pomocą opuszczanych z góry plansz inscenizator usiłuje wygospodarować kolejne przestrzenie akcji: las, zamek… Niestety już pierwsza scena, podczas której trzy roje czarownic zlatują się do dzikiego gaju, wymieniając tam opowieści o swych plugawych czynach, trąci niezamierzonym komizmem.

Makbet,Marsylia 9

Ich zabawny i daleki od koniecznego tu klimatu grozy sposób poruszania się, w połączeniu z dziwacznym makijażem i kojarzącymi się z defiladą przebierańców kostiumami (Catherine i Sarah Leterrier), przywołuje bardziej potańcówkę pacjentek szpitala psychiatrycznego niż tajemniczy i mający wzbudzać nastrój niepokoju świat tych wiedźmowatych istot. Wspomniane kostiumy, podobnie zresztą jak skromnie eksponowane meble, odwołują się do różnych epok, co zapewne w zamyśle reżysera ma nadać całemu obrazowi uniwersalny wymiar. Dziwić może widok zjeżdżających już w trzecim akcie na scenę drzew, skoro epizod sunącego ku zamkowym murom lasu Birnam znajduje się dopiero w akcie czwartym.


Nie wiadomo też, czemu ma służyć obecność wśród czarownic niebywale otyłego mężczyzny, czy, dajmy na to, wprowadzenie zupełnie tu zbędnego elementu, jakim jest potężna kolumna, służąca tylko przez krótki czas Lady Makbet jako przypadkowa podpórka.

Makbet,Marsylia 8

Ponadto niewiele dobrego można powiedzieć o dość schematycznie ustawionej grze aktorskiej, czego przykładem jest praktycznie pozostająca niezauważona scena lunatycznego snu królowej. Na dodatek przez cały czas trwania przedstawienia duży dyskomfort wywołuje wyjątkowo nieporadnie, nielogicznie i wbrew podstawowym zasadom estetyki prowadzona reżyseria świateł (Roberto Venturi), niejednokrotnie pozostawiająca eksponowanego akurat muzycznie i dramaturgicznie solistę w strefie cienia. I tak oto jedynym nośnikiem treści i przekaźnikiem emocji w omawianym przedstawieniu w Marsylii jest zjawiskowa realizacja warstwy muzycznej.

                                                                           Leszek Bernat