Przegląd nowości

Stary nowy „Tannhäuser”

Opublikowano: poniedziałek, 02, listopad 2015 21:04

W cyklu jubileuszowych transmisji przedstawień z Metropolitan Opera w Nowym Jorku oglądaliśmy spektakl Tannhäusera Wagnera, który poprowadził szef muzyczny nowojorskiej sceny James Levine. Usłyszeliśmy śpiewaków typowo wagnerowskich. Johan Botha, tenor z RPA w tytułowej partii Tannhäusera imponował siłą i swobodą w operowaniu głosem.

Tannhauser,MET 1

Elżbieta w wykonaniu  holenderskiej sopranistki Evy-Marii Westbroek była przekonująca aktorsko i wokalnie, choć na wstępie II aktu w popisowej arii na cześć wielkiej sali na zamku Wartburg miała głos miejscami nieco rozwibrowany, a brawurowe wysokie nuty sprawiały wrażenie wypchniętych. W dalszej części spektaklu była jednak absolutnie bez zarzutu. Jako Wolframa usłyszeliśmy szwedzkiego barytona Petera Mattei, który wcześniej również na zasadzie transmisji czarował publiczność jako Figaro w Rossinim. Do grona czołowych solistów spektaklu zaliczyć trzeba występującą w partii Venus amerykańską mezzosopranistkę Michelle DeYoung.


Wizerunkowo wszyscy soliści, poza Peterem Mattei swoje najlepsze lata mają za sobą, bo ich zmorą jest widoczna nadwaga.

Tannhauser,MET 2

Talenty muzyczne górują jednak zdecydowanie nad niedoskonałością ciała, czego najlepszym przykładem jest tutaj sylwetka Jamesa Levine’a, człowieka na wpół sparaliżowanego, z wyraźnie ograniczoną swobodą ruchów, co dla dyrygenta wydaje się czymś podstawowym, a jednak umiejącego wydobyć z orkiestry wykonanie na najwyższym artystycznym poziomi i prowadzącego trudny i długi spektakl z niespotykaną precyzją i maestrią.

Tannhauser,MET 3

Te wszystkie detale artystycznej kreacji wokalnej i organizacji dzieła muzycznego, których zwykły widz na sali operowej MET raczej nie dostrzega, były do zaobserwowania dzięki satelitarnej transmisji obrazu telewizyjnego przygotowanego w najdrobniejszych szczegółach w najlepszej technologii HD.


To właśnie dzięki wszędobylskim kamerom śledziliśmy narastanie napięcia w Uwerturze, kiedy poszczególne instrumenty orkiestry operowej dołączają się do wspólnego, imponującego brzmienia.

Tannhauser,MET 4

Było oczywiste, że kierował kamerami doświadczony reżyser, który korzystał z partytury i wybierał akurat te instrumenty, które w danym epizodzie miały coś ciekawego do zagrania, potrafił wychwycić nawet ruch palców pierwszej klarnecistki, która wprowadzała słynny wagnerowski temat, czy zaobserwować z jakim wyczuciem młody harfista towarzyszy śpiewakowi, chociaż nawet nie może go zobaczyć z kanału orkiestrowego. Później w rozmowie z prezenterką transmisji najmłodszy członek orkiestry, niedawno zatrudniony Francuz korzystający z okazji, by w rodzimym języku powitać swoich rodaków, zdradzał tajniki swojego udziału w tym pięknym wykonaniu. Warto zauważyć, że transmitowana na cały świat inscenizacja Otto Schenka pochodzi jeszcze z 1977 roku, ze złotego okresu współpracy reżysera z Jamesem Levinem.


Był to dowód na to, że dobrze przygotowane przedstawienia nie muszą się starzeć i nie wymagają szybkiego odnawiania. Całkiem tradycjonalistycznie przygotowany Tannhäuser wcale nie trącił myszką i był witany przez publiczność z entuzjazmem, a tylko obsada solistów została odnowiona. Może pietyzm w przechowaniu starej inscenizacji wynika również ze względów emocjonalnych, bo Tannhäuser był pierwszą operą Wagnera wystawioną za oceanem, właśnie w Nowym Jorku.

Tannhauser,MET 5

Jeśli szukamy w tym starym, nowym przedstawieniu jakichś słabszych punktów, to dotyczą one chóru operowego.

Tannhauser,MET 6

Brzmi on poprawnie, choć nie specjalnie imponująco gdy śpiewa z towarzyszeniem orkiestry, natomiast w sekwencjach a capella poszczególne głosy rozjeżdżają się rytmicznie i intonacyjnie. Ten drobny szczegół nie psuje jednak ogólnego, bardzo pozytywnego wrażenia z całej prawie 4-godzinnej transmisji. Warto dodać, że przedstawienie emitowano z angielskimi i polskimi napisami.

                                                                         Joanna Tumiłowicz