Przegląd nowości

Krynickie lato muzyczne z Janem Kiepurą

Opublikowano: wtorek, 01, wrzesień 2015 12:58

Jan Kiepura, od 49 lat patronujący krynickim festiwalom muzycznym, był śpiewakiem operowym. Anegdota głosi, że debiutując w warszawskim Teatrze Wielkim w Moniuszkowskiej „Halce” w epizodycznej roli Górala rozbudował ją do większych rozmiarów, uzupełniając o własne pomysły wokalne, czego skutkiem było usunięcie z zespołu przez dyrektora Emila Młynarskiego.

Kiepura,Krynica 524-160

Niebawem wszakże wystąpił w Operze Wiedeńskiej i tak rozpoczęła się jego światowa kariera artystyczna. Był również śpiewakiem operetkowym – może warto więc wprowadzić obyczaj wystawiania „Wesołej wdówki”, co roku przez inny teatr, w którym to utworze wystąpił wraz z żoną Martą Eggerth prawie tysiąc razy na Broadwayu? A także aktorem filmowym (w niemieckiej wytwórni UFA – niektóre z nich przypomniano w tym roku w ramach imprez towarzyszących). Stąd współorganizująca festiwal od ubiegłego roku Opera Krakowska poświęciła kolejne wieczory wszystkim tym dziedzinom.


Głównym wydarzeniem artystycznym okazał się, jak w roku ubiegłym, występ Małgorzaty Walewskiej. Tym razem wraz z triem akordeonistów z Motion Trio zaprezentowała francuskie piosenki z repertuaru Edith Piaf oraz Jacques’a Brela.

Kiepura,Krynica 524-344

Zwłaszcza „Hymn do miłości”, zaśpiewany bez tuszowania operowej maniery i prób wcielania się, czy imitowania jego pierwszej odtwórczyni, stanowił interesującą reinterpretację słynnego przeboju przez osobowość wokalną z całkiem innego świata. „Ne me quittes pas” Jacques’a Brela, to piosenka literacka, odwołująca się w przeważającej mierze do francuskiej prozodii oraz naturalnej intonacji tego języka, bardziej deklamowana niż śpiewana. A zatem początkowo w  jej ujęciu przez Małgorzatę Walewską było dla mnie za dużo wokalnej sztuki i urody, ale pod koniec, dzięki stonowaniu głosu śpiewaczki oraz dyskretnemu akompaniamentowi muzyków pożądana prostota wysunęła się na pierwszy plan, a za jej sprawą porażająca siła wyrazu.


Wykonana na bis polska wersja językowa wyraźnie rozczarowała. Natomiast sięgnięcie po ciemną barwę i lekko zachrypnięty głos w„Milordzie” sprawiły, że zamykając oczy, można było odnieść wrażenie, że jednak na moment zmaterializowała się sama Edith Piaf.

Kiepura,Krynica 524-166

Udanym był także wieczór muzyki filmowej, choć gdyby skończył się wraz z wieńczącym pierwszą część „Powróćmy jak za dawnych lat”, zyskałby tylko na spoistości. Tym razem główną indywidualnością okazała się Beata Rybotycka, zręcznie wydobywająca manierę wykonawczą oraz pretensjonalność wymowy Hanki Ordonówny czy Miry Zimińskiej. Bożena Zawiślak-Dolny oraz Jacek Wójcicki po części powtórzyli pozycje zaprezentowane w roku ubiegłym, łącznie z przywołaniem postaci Charlie Chaplina. Bożena Zawiślak wraz z Michałem Kutnikiem przypomnieli ponadto przepojone namiętnością „Serce” Izaaka Dunajewskiego z filmu „Świat się śmieje” Grigorija Aleksandrowa.


Pozostała część festiwalu należała przede wszystkim do artystów Opery Krakowskiej, a wypełnił ją spektakl „Barona cygańskiego” oraz koncerty, których formuła nawiązuje do organizowanych przez tę instytucję wieczorów z okazji Sylwestra, Ostatków czy Letniego Festiwalu.

Kiepura,Krynica 524-249

O ile obroniła się ona w przypadku przywołanego montażu melodii filmowych, to wyrwane z pierwotnego kontekstu arie i duety operowe przywodzą nieco na myśl konserwatoryjne popisy, nie układając się w spójną całość. Może, zamiast ich mechanicznego zestawienia oraz monotonnego wchodzenia i schodzenia kolejnych artystów, należałoby wprowadzić narrację przywołującą historie operowych postaci lub stanowiące niekiedy ich pierwowzory wydarzenia z życia kompozytorów? Poza tym przeciąganie czasu ich trwania sprawia, że w miejsce zainteresowania bierze w końcu górę zmęczenie. Mimo to niektórzy śpiewacy swymi interpretacjami dostarczyli znacznej satysfakcji artystycznej.


Dawno niesłyszana Edyta Piasecka z wyczuciem stylu bel canta zaśpiewała kawatynę „Casta Diva” z „Normy” Vincenza Belliniego, a Katarzyna Oleś-Blacha przypomniała arię „Una voce poco fa” ze swej koronnej partii Rozyny w „Cyruliku sewilskim” Gioacchino Rossiniego, albowiem daje ona pole do popisu w zakresie umiejętności koloraturowych. Monika Korybalska poczyniła znaczne postępy w doskonaleniu techniki wokalnej, od najlepszej strony prezentując się w kawatynie i cabaletcie  z „Anny Boleyn” Gaetano Donizettiego, z powodzeniem dowodząc ponadto, że nieobcy jest jej również lżejszy repertuar jak song Elizy „Przetańczyć całą noc” z „My Fair Lady” Loewego.

Kiepura,Krynica 524-268

 Szczególnie zapadła mi w pamięć „Pieśń o Wołdze” tytułowego bohatera z „Carewicza” Franza Lehára w wykonaniu Andrzeja Lamperta, z wrażliwym i ekspresyjnym wydobyciem jej lirycznego charakteru, między innymi poprzez sięganie po falset, czego zabrakło mi na wiosnę w ujęciu przez tego artystę partii Leńskiego w „Eugeniuszu Onieginie”.


Iwona Socha z biegłością wykonała arię Małgorzaty „z klejnotami” z „Fausta” Charles’a Gounoda, ale jeszcze lepiej odnalazła się w lirycznym rejestrze Lauretty z Pucciniowskiego „Gianniego Schicchi”.

Kiepura,Krynica 524-280

Do tej pary niepodzielnie należało również przedstawienie „Barona cygańskiego” Johanna II Straussa. Uroda predestynuje ją do wcielania się w role amantów, a wokalna pozwala na swobodne pokonywanie trudności tych wymagających muzycznie partii. Szczupłość sceny nie pozwoliła, niestety, aby akcja nabrała większego rozmachu, albowiem w sytuacjach zespołowych śpiewacy, chór i balet tłoczyli się na niewielkiej przestrzeni, niemiłosiernie, depcąc sobie po piętach. Pewien eklektyzm repertuarowy wynika z uzdrowiskowego charakteru festiwalu, skierowanego do szerokiej publiczności, złożonej z letników i kuracjuszy, oczekujących w znacznej mierze wakacyjnej rozrywki, acz wielu z nich wiernie mu towarzyszy już od prawie półwiecza.

                                                                    Lesław Czapliński