Przegląd nowości

Konkurs wiolonczelistów i akompaniatorów

Opublikowano: wtorek, 01, wrzesień 2015 12:52

Nie tylko ważne jest co się gra, ale także jak. 11. Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Chopin i Jego Europa ma szczęście do znakomitych wykonawców. W tym roku nie było Marthy Argerich, ale nie zabrakło artystów o ciekawej osobowości i wysokiej pozycji na rynku muzycznym. Niektóre koncerty niosły nawet emocje konkursowe. Bo np. dwoje „markowych” wiolonczelistów zagrało tę samą Sonatę Fryderyka Chopina.

Anderszewski Piotr 69-214

Truls Mork z towarzyszeniem Jana Lisieckiego dał popis dojrzałej muzykalności, wrażliwości na piękno dźwięku, której nie przyćmiewał temperament i dramaturgia zawarta w partyturach. Cały program Truls Mork zagrał zresztą z pamięci, co pozwoliło mu swobodniej kształtować napięcie, które zawarte jest w utworach także „poza nutami”. W Sonacie C-dur Ludwiga van Beethovena odnosiło się wrażenie, że siedzący przy fortepianie Jan Lisiecki przykrywa wiolonczelistę swym dosyć mało plastycznym, niekiedy zbyt ostrym dźwiękiem. Można było tego uniknąć opuszczając klapę fortepianu, albo lepiej słuchając solisty. Ta niedogodność ustąpiła już przy Utworach Fantastycznych Roberta Schumanna. Także w Sonacie g-moll Chopina wiolonczelista mógł rozwinąć w pełni swoje zdolności kolorystyczne, z wyczuciem kształtować piękno frazy i eksponować swoje wirtuozowskie możliwości.


Z kolei pełna dziewczęcego wdzięku Sol Gabetta zaprezentowała bardziej „męski” styl gry, dynamiczny, popisowy, ale nie stawiający tyle na estetykę i kolorystykę wydobywanego dźwięku, ile możliwości wyrazowe samej wiolonczeli pochodzącej, jak mówi program jeszcze z XVIII wieku.

Truls Mork

Artystka potrafi oczywiście zachwycić pięknym i śpiewnym legato, ale ten element nie jest dla niej priorytetem. Artystce, grającej tym razem z nut, towarzyszył przy fortepianie znany pianista Bertrand Chamayou, któremu także można było zarzucić brak dźwiękowej finezji, zwłaszcza w utworach romantycznych, w Sonatach Mendelssohna i Chopina. Czyżby konkurs wiolonczelistów zakończył się wynikiem 2:1 dla artysty ze Szwecji? Akompaniatorzy natomiast wywalczyli remis bez wskazania. Zupełnie inaczej potraktowała swój występ w zespole kameralnym bułgarska pianistka Plamena Mangova, która towarzyszyła renomowanemu Apollon Musagete w słynnym Kwintecie Es-dur Schumanna. To ona nadawała życia smyczkom, zdecydowanie pełniła rolę inspirującą, byłoby więc nietaktem umieszczenie tej artystki w kategorii akompaniatorek. Zagrany w punkcie drugim Kwartet smyczkowy Dworzaka mimo wszystko pozostawił tęsknotę za nieobecną już na estradzie pianistką. Pełną równowagę pomiędzy wykonawcami można było podziwiać podczas recitalu Pieśni Schumanna w wykonaniu barytona Matthiasa Goerne i Piotra Anderszewskiego. Śpiewak, niezależnie od swej doskonałej kondycji wokalnej, oczywiście przykuwał uwagę ruchami na estradzie, obrotami, przykucaniem, gestami, które miały pobudzić wyobraźnie osób nie znających języka niemieckiego, pianista zaś zachowywał się zewnętrznie powściągliwie. Jednak trzy cykle pieśniarskie wielkiego romantyka nie pozostawiły złudzeń – skomponował je pianista, który ani przez chwilę nie zapomniał, że instrument klawiszowy ma poważniejsze zadanie, niż tylko podkład harmoniczny dla głosu. Słychać to było zwłaszcza w dwóch najbardziej znanych pieśniach, Mondnacht do słów Eichendorffa, gdzie obaj artyści poruszali się na granicy potrójnego piano i w Fruhlingsnacht, będącej jakby odwrotnością „nocy księżycowej”.


Pianistą na granicy akompaniatora okazał się natomiast Dang Thai Son w Koncercie Jana Paderewskiego. Wykazał się dobrą sprawnością pianistyczną, ale całkowicie poddał się patetyczno-hałaśliwej interpretacji narzuconej przez znamienitą jakby nie było Philharmonia Orchestra z Londynu, pod kierownictwem Vladimira Ashkenazy'ego. Utwór zaliczany raczej do polskiej liryki muzycznej stał się w rezultacie trochę „popisowym gniotem” z dużą ilością tutti instrumentów dętych blaszanych.

Avdeeva Yulianna 858-600

Może to wszystko wina dyrygenta, bo orkiestrze nie można było zarzucić jakichkolwiek braków. Nawet zerwana struna u jednego ze skrzypków została w trakcie trwania II Symfonii Rachmaninowa wymieniona na nową w dwie minuty, bez szkody dla przebiegu utworu. Ashkenazy jednak sprawia wrażenie muzyka, który za wiele chce osiągnąć. Utwory o przeciętnej wartości muzycznej wymagają dokonania pewnej strategicznej selekcji efektów, wypunktowania rzeczy wartościowych, a „przelecenia” nad mieliznami. Tymczasem dyrygent egzekwował 100 proc. kompozytorskiego słowotoku i był w tym niestrudzony. A orkiestra Philharmonia, jak w bajce Uczeń czarnoksiężnika, sama nie daje się wyhamować. Festiwal zakończyła nasza orkiestra Filharmonii Narodowej towarzysząc pod batutą Jacka Kaspszyka aż trzem pianistom, którym jury Konkursów Chopinowskich już wystawiło punkty i ustaliło miejsca, pierwsze – Avdeeva, drugie – Wunder, trzecie – Jabłoński, co wcale nie musi się przekładać na realną wartość tu i teraz.

                                                                     Joanna Tumiłowicz