Przegląd nowości

Łukasz Borowicz triumfuje w Opéra de Nantes

Opublikowano: środa, 27, maj 2015 21:36

Odnosi się wrażenie, że to właśnie na zakończenie bieżącego sezonu francuskie teatry operowe przygotowały najciekawsze propozycje repertuarowe. Niewątpliwie do jednej z nich należy prezentowany obecnie na scenie Opery w Nantes Eugeniusz Oniegin, niezwykle udana pod każdym względem realizacja, która dosłownie oczarowała zachwyconych widzów, co przecież nie należy do aż tak częstych zjawisk.

Oniegin,Nantes 1

Jesteśmy tutaj bardzo daleko od popularnych obecnie radykalizmów inscenizacyjnych, transpozycji i tak zwanego odczytywania na nowo, co na ogół – choć na szczęście nie zawsze – oznacza oderwanie się reżyserów od ducha i treści dzieła.

Oniegin,Nantes 2

Darowano nam też w tym przypadku skomplikowane analizy, niezrozumiałe obrazowanie wymyślonych na siłę stanów podświadomości bohaterów, osobiste wynurzenia oraz całkowicie indywidualne obsesje i psychologiczne problemy. W zamian za to otrzymaliśmy idealnie spójny, wierny historii libretta i przede wszystkim warstwie muzycznej spektakl o poruszającej subtelnymi klimatami i nieugiętą logiką oprawie plastycznej. Francuski reżyser Alain Garichot wykazuje się nieprzeciętną inteligencją, umiarem w używaniu scenicznych środków oraz pełnym szacunkiem dla pierwowzoru Puszkina i muzyki Czajkowskiego.


Jego niemalże minimalistyczna, wszakże w każdym momencie przykuwająca uwagę wizja wiele zawdzięcza pomysłowej scenografii Elsy Pavanel, atrakcyjnym i wiernie nawiązującym do historycznego kontekstu kostiumom Claude Masson, zjawiskowemu oświetleniu Marka Dalamézière’a oraz celnie dobranym choreograficznym układom Cooky Chiapalone. Na podziw zasługuje także wyśmienita gra aktorska wszystkich protagonistów, oparta na subtelnie przez Garichota ustawionych oraz bezbłędnie wykorzystujących nawet drobne gesty czy pozy, a nawet ukradkowe spojrzenia, działaniach scenicznych.

Oniegin,Nantes 3

 Na tle utrzymanej w błękitnym odcieniu przestrzeni wyeksponowane są wspinające się do samej góry pnie drzew. To w ich otoczeniu Tatiana i Olga śpiewają melancholijną piosenkę z pierwszej odsłony, podobnie jak ich matka Łarina i niania Filipiewna (nie zajmujące się robieniem konfitur, tylko rysowaniem portretów) snują tęskne rozmyślania na temat uciekającej młodości. Panuje tutaj sielankowy nastrój podkreślający uroki i szczęście tradycyjnie rozumianego życia rodzinnego. Jest to niewątpliwie obraz znacznie wyidealizowany i zacierający twarde realia wiejskiej rzeczywistości, ale takie postawienie sprawy jeszcze bardziej wyostrza mające później nastąpić nieszczęścia. Słynna scena listu z drugiej odsłony rozgrywa się na mocno podświetlonym proscenium, kontrastującym z pogrążonym w ciemnościach tłem, z którego wyróżnia się jedynie stół, krzesło i zwieńczona delikatną firanką sofa. Z kolei epizod balu, wydanego przez Łarinę na cześć Tatiany w dniu jej imienin, urzekający barwnymi scenami zbiorowymi, gromadzącymi chór, tancerzy i statystów, zaskakuje celnym pomysłem zastygania wszystkich jego uczestników w nieruchomych pozach podczas wymiany zdań pomiędzy głównymi bohaterami. Akt trzeci, eksponujący pojedynek Oniegina z jego byłym przyjacielem Leńskim, rozgrywa się na pustej już scenie, w głębi której pojawia się przyjmujący lunatyczny aspekt wizerunek księżyca. W pewnym momencie tytułowy protagonista dostrzega ducha nieżyjącego już Leńskiego, wyłaniającego się spośród noszących maski tancerzy. Owe maski otaczają Oniegina i czynią z niego więźnia jego własnych zachowań i fatalnego przeznaczenia.


Kiedy zaś pisze on - podobnie jak wcześniej Tatiana - do tak nieroztropnie odepchniętej dziewczyny swój list miłosny, spod sufitu powoli opadają niezapisane jeszcze kartki papieru, tworząc niezapomniany efekt wizualny.

Oniegin,Nantes 5

Alain Garichot nie potrzebuje spektakularnych środków do przywoływania wzruszających klimatów i kreślenia złożonych portretów psychologicznych poszczególnych postaci. Czasami wystarczy mu zaledwie drobny gest aktorski do zasugerowania takiej czy innej idei, jak na przykład dyskretnie pokazana ceremonia wróżenia z lanego wosku, świadcząca o trafności przeczucia niani Filipiewnej co do nieszczęśliwego zakończenia zaledwie co zrodzonego pomiędzy młodymi ludźmi uczucia.

Oniegin,Nantes 4

Na planie wokalnym omawiane przedstawienie nie wzbudza nawet najmniejszych zastrzeżeń i zasługuje na wyrazy szczerego uznania. Nie znany mi do tej pory Charles Rice – absolwent Royal Academy of Music i National Studio w Londynie – oczarowuje ciemnym barytonowym brzmieniem i wzorcowym frazowaniem. Jego Oniegin nie ma niczego wspólnego z tak często rażącym w różnych inscenizacjach typem cynicznego i zblazowanego młodzieńca, lecz staje się postacią z krwi i kości o niezwykle ludzkim i tragicznym wymiarze. Rosyjska sopranistka Gelena Gaskarova w roli zakochanej w nim Tatiany umiejętnie pokazuje stopniową ewolucję tej postaci, od rozmarzonej i wrażliwej dziewczyny do nagle dojrzałej i odpowiedzialnej małżonki księcia Gremina, dla której lojalność małżeńska staje się ważniejsza niż wciąż skrywane w sercu uczucie do Oniegina.


Pozytywne wrażenie wywiera pochodzący z Uzbekistanu tenor Suren Maksutov, który wykonuje partię Leńskiego w niekonwencjonalny, bo przeniknięty poezją i preferujący raczej piana nad mocne akcenty, sposób. Podobają się również Claudia Huckle jako beztroska Olga, wzbudzający respekt soczystym basem i scenicznym autorytetem Oleg Tsibulko w roli Gremina i brytyjska mezzospranistka Diana Montague, wcielająca się w Madame Łarinę. Ogromną satysfakcję sprawia obecność w tej obsadzie solistów Stefanii Toczyskiej, która nawet z drugoplanowej postaci niani Filipiewny potrafi za sprawą swej nieprzeciętnej osobowości i mistrzowskiego niuansowania wciąż niezawodnie brzmiącego głosu uczynić zapadającą w pamięć kreację. 

Oniegin,Nantes 6

Głównym bohaterem wieczoru jest jednak stojący na czele Orchestre National des Pays de la Loire Łukasz Borowicz, który prowadzi całe przedstawienie w wyrafinowanym, a zarazem energicznym stylu, oczyszczając partyturę Czajkowskiego z czułostkowej rozlewności oraz wypełniając każdy fragment i każdą frazę wydobywaną z nieprawdopodobnym talentem dramaturgią. Jego sposób myślenia o teatrze muzycznym, zjawiskowe dozowanie kontrastów dynamiczno-kolorystycznych, sugestywnie przekazywana ekspresja i dramatyczny nerw oraz utrzymywany symbiotycznie kontakt z wykonawcami pozwalają doprowadzić do pełnej synchronizacji planów fabuły dramatu i muzyki. Poddając się całkowicie i bez reszty tej fantastycznej interpretacji miałem wrażenie odkrywania na nowo tego tylko pozornie nie kryjącego już w sobie żadnych tajemnic dzieła. W dodatku podkreślić należy, że kreacja Łukasza Borowicza elektryzuje nie tylko zgromadzonych na widowni słuchaczy, ale również solistów, muzyków orkiestry i reżysera (a wiem to od nich samych), co już samo w sobie można uznać za unikalny ewenement. Jestem przekonany, że od tej pory polski dyrygent będzie we Francji już stałym i zawsze entuzjastycznie witanym gościem. W każdym razie z całego serca mu tego życzę.

                                                                                  Leszek Bernat