Przegląd nowości

Netrebko w krainie marionetek

Opublikowano: czwartek, 14, maj 2015 18:45

W kolejnej retransmisji operowej Multikina zobaczyliśmy i usłyszeliśmy inscenizację Verdiowskiego Trubadura ze Staatsoper Berlin w zjawiskowej obsadzie śpiewaków z 2013 roku. Nawet angielskie napisy nie pomogły w  zrozumieniu do końca o co w tej tragedii chodziło i pomny absurdalności całego libretta inscenizator w osobie reżysera i scenografa Philipp Stölzl poradził sobie z tym problemem w sposób oryginalny. Przeniósł całą akcję niby do XVIII-wiecznej Hiszpanii, ale nie historycznej, lecz baśniowej, w której żyją marionetki. Ich krwawe przygody musiały być absurdalne, może jeszcze bardziej niż oryginalna historia, do której Giuseppe Verdi napisał swoją melodyjną i genialną muzykę. Widz bawi się więc kolorowymi strojami i przedziwnym, lalkowym makijażem postaci, podziwia rozwichrzone fryzury Manrica i Azuceny, śmieje się, że gdy Leonora w połowie III aktu popełnia samobójstwo z miłości, a potem jeszcze śpiewa przez cały IV akt i dopiero na jego końcu umiera.

Trubadur,Berlin

Prócz fantastycznych kostiumów i surrealizmu w prowadzeniu akcji podziwiamy niezwykle prostą i jakby niechlujną  dekorację, która nie zmienia się przez całą operę, ale dzięki rzucanym na nią obrazom przeistacza się w różne krajobrazy, niby Szuflandia z filmu Kingsajz Juliusza Machulskiego. Ze ściany wysuwają się liczne szuflady, widzimy też jakby na zapleczu tej bajkowej krainy sfilmowane sceny alegoryczne z udziałem glównych bohaterów, czasem leje się krew, albo pojawiają też dzikie zwierzęta, ludzie tańczą, albo wskutek wystrzałów armatnich burzą się ściany. Najzabawniejsza jest właśnie taka scena, gdy armata strzela w stronę widowni a pociski trafiają w mur za nią i tam obserwujemy zniszczenia. Sfera wizualna zasadniczo łagodzi niedorzeczności fabuły, natomiast sfera muzyczna, pod kierunkiem doskonałego w swym fachu Daniela Barenboima, przynosi słuchaczom prawdziwą ucztę estetetyczną. Anna Netrebko jest w znakomitej formie wokalnej i śpiewa bosko, co oczywiście publiczność punktuje mocnymi brawami. Gwiazdor opery światowej Placido Domingo odmłodzony wizualnie występuje w barytonowej roli Hrabiego di Luna. Swoim dobrym głosem tenorowym i mimo dosyć pospolitej aparycji usiłuje im  dorównać trubadur Manrico w osobie Gastona Rivero. Groteskowo wymalowana, i tak samo się zachowująca jest Cyganka Azucena, dzieło znakomicie śpiewającej Mariny Prudenskoj. Nawet powiernica Leonory – Anna Lapkovskaja i powiernik di Luny Ferrando – Adrian Sampetrean – to śpiewacy wysokiej klasy. Chór opery berlińskiej lepiej brzmi w swym męskim wydaniu, niż wtedy gdy dołączają kobiety, ale niewielkie braki skutecznie eliminują fantazyjnie ułożone sceny zbiorowe. Widać najwyraźniej, że mimo krwawej i tragicznej fabuły wykonawcy i realizatorzy potrafili puścić oko do publiczności, jakby mówiąc – nie przejmujcie się tym całym szaleństwem na scenie, słuchajcie muzyki.

                                                                                     Joanna Tumiłowicz