Przegląd nowości

Faust potępiony i zwycięski

Opublikowano: środa, 29, kwiecień 2015 20:40

On się oczywiście zapadł do piekieł, ale zwyciężył w sensie artystycznym, choć nie bez problemów. Piękny, dobrze prowadzony tenor Łukasza Załęskiego i zupełna alienacja sceniczna, jakby to nie on śpiewał, tylko ktoś w jego zastępstwie. Absolwent łódzkiej Akademii Muzycznej w klasie Krzysztofa Bednarka powoli zdobywa uznanie. Warunki sceniczne ma przeciętne, jest bezosobowy, ale największy skarb to głos. Profesor radzi mu by jak najwięcej śpiewał partii z „górami”, bo bez nich tenor się nie liczy.

Potepienie Fausta 1

Na premierze w Operze Nova chodził za nim krok w krok i dyrektor Figas też mu specjalnie podziękował za wkład w wykształcenie młodego 26-letniego artysty. - „Nawet nie wyobrażacie sobie ile ryzykowałem” - powiedział na bankiecie, kiedy dał do zrozumienia, że etatowi tenorzy w Operze Nova poddali się widząc piętrzące się problemy wokalne tej partii. Także pozostałe role obsadzono młodymi i prawie debiutującymi śpiewakami. Mefisto Szymon Komasa przyjechał z tatą i mamą. Jego studia w USA (Juilliard School) przynoszą rezultaty, ale występ w odpowiedzialnej roli na premierze był właściwie pierwszym tak odpowiedzialnym zadaniem. Obdarzony pięknym głosem i sprawnie nim operujący na pytanie, czy nie korzystał z licznych satanistycznych wzorców amerykańskich młody bas przyznał, że mogli mu posłużyć za przykład bohaterowie „Wywiadu z wampirem”, Brad Pitt i Tom Cruise.


Stworzył postać demoniczną i bezkompromisową. Komasa – syn znanego aktora Wiesława i brat znanego reżysera Jana – miał się kogo radzić, ale w tym wypadku jego wizerunek sceniczny ukształtował Maciej Prus, współautor wielkiego sukcesu Potępienia Fausta na inauguracji XXII Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Do kolekcji postaci przez niego poprowadzonych zaliczymy jeszcze dwoje śpiewaków i jedną tancerkę.

Potepienie Fausta 2

Małgorzata – Ewelina Rakoca z początku prowadząca frazę dosyć sztywno, nawet w duecie miłosnym z Faustem, z czasem się pięknie rozśpiewała i kolejne arie miały już francuski wdzięk, nie wspominając o bogatym brzmieniu i intonacyjnej precyzji. Rolę drugoplanową Brandera wyśpiewał Leszek Holec, baryton z chóru, który jak tylko może to się przebija do grona solistów.

Potepienie Fausta 3

W Fauście jego dodatkowym atutem były naturalne długie włosy, które reżyser wykorzystał w scenie w gospodzie Auerbacha, jako swoisty rekwizyt,  symbol rozchełstania i egzekwowania przemocy. Wreszcie dodatkowa postać M... która była oryginalnym pomysłem reżyserskim i synonimem złowrogiej, szatańskiej kobiecości została, przekazana choreografowi Jackowi Przybyłowiczowi, który postanowił powierzyć ją Annie Krysiak, specjalizującej się w tańcu nowoczesnym. Przybyłowicz zresztą doskonale, twórczo i niesamowicie sugestywnie ułożył tańce grupy szatanów, a także impresje wojenne do muzyki słynnego Marsza Rakoczego.


Postać diablicy M... była w sporej mierze także pantomimiczna. W sumie choreografia idealnie wpisywała się w całokształt koncepcji reżysersko-scenograficznej, w której ogromny udział miało operowanie światłem i cieniem – dzieło Macieja Igielskiego. Absolutną rewelacją był podświetlony sześcian pokoiku Małgorzaty, którego cień rzucony na ścianę tworzył dodatkowy teatr symbolicznych postaci, które jak nieodwracalne fatum kieruje losami bohaterów.

Potepienie Fausta 4

Było to zarazem coś w typie  XVIII - wiecznego sztychu, a Małgorzata w długiej sukni śpiewająca balladę o królu Thule miała swoją monumentalną partnerkę. Jej pokoik, w którym mieściły się tylko krzesło i pulpit do haftowania, był właściwie jedynym „drobnym” elementem scenografii, całą resztę zaprojektowaną przez Arkadiusza Chrustowskiego tworzyły monumentalne bloki w kilkunastu odcieniach szarości i prążkowanymi elewacjami, z pomiędzy których od czasu do czasu wyłaniał się snop światła albo mroczna, zadymiona otchłań.

Potepienie Fausta 5

Realizatorzy pozbawili spektakl koloru. Zarówno dekoracje jak i kostiumy operowały całą gamą szarości od białego do czerni. Jedynie Mefisto ma purpurowe szpony u rąk i takież buty. Czerwień pojawia się również w momencie otwarcia piekła. Takie decyzje kolorystyczne niezwykle wyszlachetniły obraz i pozwalały słuchaczom rozkoszować się wspaniałą muzyką Berlioza. 


W całości inscenizowana kantata Potępienie Fausta była spektaklem mocno statycznym. Sceny, w których „coś się dzieje” trafiły się dwie, może trzy, w tym najbardziej dynamiczna, w której matka Małgorzaty zamierza wtargnąć do jej pokoju i przepłasza kochanka. Przedstawienie kończy się patetycznym hymnem z udziałem chóru mieszanego i dziecięcego zwiastującym zbawienie dziewczyny, i tutaj, a także wcześniej, można było docenić pracę Henryka Wierzchonia nad przygotowaniem wokalistów. Chór męski brzmiał mocno, operował dobrze postawionymi głosami, które nie obawiały się nawet sięgnąć wysokiego „c”, a w połączeniu z częścią żeńską tworzył solidną masę dźwięku, która mogła stawić czoła wzmocnionej, dobrze przygotowanej orkiestrze. Michał Klauza dzierżący batutę rozsądnie rozwijał romantyczne wątki muzyczne, nie zapominał o śpiewających solistach, nadawał tempo i rozkładał akcenty muzyczne tak, aby widz nie czuł się jak na filharmonicznym koncercie, ale rozumiał, że cała dramaturgia dzieła mieści się partyturze, zaś scena jest w ścisłej współpracy ze sferą dźwięku.

Potepienie Fausta 6

W dniu premiery Potępienia Fausta w Operze Nova otwarto moją wystawę grafik (linorytów) pt. Król Ubu, czyli Poczet Kompozytorów Polskich, oraz wystawę obrazów przestrzennych Miękiszony prezentującą ręcznie wykonane z miękkich materiałów „tekstylne” instrumenty muzyczne.

                                                                    Joanna Tumiłowicz