Przegląd nowości

"Space Opera" w Poznaniu

Opublikowano: czwartek, 19, marzec 2015 11:18

Teatr Wielki w Poznaniu wyspecjalizował się w operach, które oparte są na tematach kosmicznych. Po Cyberiadzie wg Lema skomponowanej przez Krzysztofa Meyera mamy teraz Space Operę Aleksandra Nowaka wg. bułgarskiego literata Gospodinova. Obie ciekawe muzycznie i wizualnie, choć utwór Nowaka ma lepiej skonstruowane libretto, jest bardziej żywo zrealizowany i poruszający tematy bliższe naszym czasom.

Space opera 1

Po pierwsze chodzi tutaj o pionierską wyprawę na planetę Mars, przedsięwzięcie, które już jest od pewnego czasu rzeczywiście przygotowywane. Po drugie opera zawiera silne przesłanie humanistyczno-ekologiczne, bowiem zachęca do refleksji nad losem zwierząt wysyłanych w kosmos w celach eksperymentalnych. Po trzecie wreszcie jest to głos w dyskusji nad celowością i etyką reality shows, transmitowaniem do milionów telewidzów minuta po minucie 500 dni pary małżeńskiej zamkniętej w kosmicznej kapsule. Kwestię obecności zwierząt w kosmosie twórcy Space Opery potraktowali niemal jak przypowieść pedagogiczną, zapoznają bowiem słuchaczy z niemal pełną, a nawet poszerzoną przez wyobraźnię autorów listą rozmaitych gatunków zwierząt wystrzeliwanych w rakietach w przestrzeń okołoziemską. Jako pierwsze zwierzę w kosmosie uznano bowiem muchę lecącą na odległość 100 km w rakiecie V2. Następne były ponoć małpy rezusy i makaki. Ze sceny pada nawet stwierdzenie, że tak jak w łańcuchu ewolucyjnym na Ziemi małpy były przed człowiekiem, taka sama kolejność obowiązuje w podboju Wszechświata. A po małpach poleciały myszy, dżdżownice i psy – cała sfora: Łajka, Bars, Lisiczka, Biełka, Striełka, Pchełka, Damka itd.


Bohaterami opery są jednak tylko ludzie i mucha, jedna, ale reprezentowana przez dwoje wykonawców, mężczyznę kontratenora Tomasza Raczkiewicza oraz kobietę sopran Martynę Cymerman. Artyści odziani są w identyczne długie, połyskujące suknie (autorką kostiumów jest Katarzyna Nesteruk), tak jak wyglądałaby w powiększeniu mała muszka owocowa, której nawet łacińską nazwę podano do wiadomości – Drosophila melanogaster, która najczęściej pojawia się przy procesach fermentacji.

Space opera 2

Zasadniczy problem koncentruje się jednak wokół przeżyć małżeńskiej pary wysłanej na Marsa, która składa się z biblijnych archetypów, Adama i Ewy. Adam – Barłomiej Misiuda śpiewa barytonem, zaś Ewa – Magdalena Wachowska jest mezzosopranem. Zgodnie z oficjalnym kontraktem astronauci włączają kamery zaledwie na kilkadziesiąt minut transmisji i przesyłają obraz na Ziemię. W rzeczywistości kamery przekazują obraz i dźwięk non stop, co ma przynieść producentom show większe zyski. Pewne zaskoczenie budzi rozmowa Ewy z jakimś trzecim pasażerem w kapsule, którym okazuje się wspomniana muszka. Jest ona najlepiej przystosowana do życia na Czerwonej Planecie. W tym momencie ekspedycja Adama i Ewy zaczyna się kojarzyć z Arką Noego, ale są i bardziej dwuznaczne skojarzenia – Ewa pragnie urodzić dziecko i do zbliżenia z Adamem dochodzi w trakcie lotu. Na szczęście tę scenę zaaranżowano bardzo dyskretnie, zupełnie nie jak w Big Brotherze. Wydarzeniom w kosmosie, które są oparte na melodeklamacyjnych dialogach i monologach, towarzyszą sceny zbiorowe w studio telewizyjnym, gdzie występuje chór, tancerki, i dosyć bezwzględny, arogancki, niemal demoniczny Producent wykreowany przez bas-barytona Andrzeja Ogórkiewicza.


Muzycznie najciekawsza jest jednak partia chóralna w połączeniu z orkiestrą, niekiedy zarysowana zgodnie z zasadami klasycznej harmonii, innym razem pełna trudnych współbrzmień, dysonansów i komplikacji rytmicznych. Przygotowanie tego zespołu przez Mariusza Otto budzi szacunek. Soliści też nie mają łatwego zadania wokalnego i intonacyjnego. Muchy śpiewają (może chodziło tutaj o charakterystyczne bzyczenie) posługując się nutami. Adam, Ewa i Producent realizują swoje partie z pamięci. Cała piątka solistów prezentuje bardzo dobrą szkołę wokalną, świetne opanowanie tekstu muzycznego i dojrzałe aktorstwo.

Space opera 3

Każdej z postaci przeznaczono zupełnie inne zadanie aktorskie i wszyscy tworzą postacie pełnokrwiste i przekonywujące w czym nie przeszkadza im dobry śpiew. Językiem libretta jest angielski, co jakby z góry zapowiada ekspansję utworu za granicą. Na uwagę zasługuje kierownictwo muzyczne Marka Mosia i sprawna reżyseria Eweliny Pietrowiak. Opera z gatunku science fiction nie wymaga udziwnień, akcentuje natomiast kwestie psychologiczne i filozoficzne. Prócz dekoracji i nielicznych rekwizytów zasadniczą oprawę wizualną spektaklu stanowią wielkoekranowe projekcje wideo, a także na mniejszych monitorach obrazy zarejestrowane przez kamery zamontowane w kapsule kosmicznej. W tle sceny widzimy naszą Ziemię z orbity, potem Marsa w otoczeniu meteorytów, wreszcie krajobraz po wylądowaniu na Marsie i godzimy się na pewną umowność. Gorzej jest z projekcjami do scen o charakterze edukacyjno-symbolicznym, które prezentują obrazy zbyt dosłowne, bez wyczucia estetycznego i podstawowych umiejętności z dziedziny grafiki komputerowej. Zrealizowane  przez podpoznańskie studio Wizja nie wytrzymują konkurencji nawet z najbardziej banalnymi reklamami. Choć na światowej prapremierze Space Opery nie udało się wypełnić w 100 procentach sali Teatru Wielkiego należy wyrazić uznanie dla twórców przedstawienia, bo podjęli się realizacji dzieła nowego, ambitnego, niełatwego. Przy odpowiednim rozpropagowaniu mogłoby ono zdobyć o wiele większą popularność, nadaje się też do stworzenia wersji wideo, choć tylko z udziałem najlepszych realizatorów obrazu i oczywiście dźwięku.

                                                                       Joanna Tumiłowicz