Przegląd nowości

Żyję przyszłością – rozmowa z Arturem Jaroniem

Opublikowano: czwartek, 12, marzec 2015 16:28

Rozmowa z Arturem Jaroniem, pianistą, dyrektorem Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Ludomira Różyckiego w Kielcach

Artur Jaron 970-35

Czy dziś, kiedy świętuje Pan trzydziestolecie pracy artystycznej, jest Pan przekonany, że dobrze wybrał zawód?

– Od kiedy zdecydowałem się zdawać na studia muzyczne, widziałem się w marzeniach na scenie Filharmonii Narodowej. Czułem w sobie moc i potencjał, czułem, że mam coś ludziom do powiedzenia moją muzyką. Dzisiaj wypełnia ona moje życie od rana do wieczora, więc gdybym jeszcze raz miał wybrać drogę życia, chyba postąpiłbym tak samo.


Ale nie udało się Panu utrzymywać wyłącznie z grania...

Niewiele znam osób, które w dzisiejszych czasach utrzymują się wyłącznie z muzyki. Większość moich kolegów zajmuje się pedagogiką bądź prowadzi paraartystyczną działalność, która pozwala im w jakiś sposób stabilizować życie. Dziś nie wystarczy wygrać konkurs, żeby odcinać kupony od sławy.

Artur Jaron 848-71a

Trzeba jeszcze mieć troszkę szczęścia, no i ciężko pracować, nie można siąść na laurach. Kiedy jestem na scenie i kończę grać, to jest już przeszłość. W zawodzie muzyka to jest fascynujące, że żyje się tylko przyszłością, choć dziś moja aktywność zawodowa ciąży bardziej w kierunku pedagogiki.


Kto zadecydował, że pójdzie Pan do szkoły muzycznej?

Mój ojciec, który bardzo chciał, żebym był pianistą i nawet imię mi dał po wybitnym pianiście Arturze Rubinsteinie. Zacząłem się uczyć gry na fortepianie mając siedem lat i bardzo się cieszę, że nie wcześniej, bo pewnie miałbym spaprane dzieciństwo przez ciągłe ćwiczenie, a tak to wiem jak grać w piłkę i bawić się na podwórku z kolegami.

Artur Jaron 229-26

Najpierw trafiłem do klasy Zofii Czyżykowej, która była bardzo wymagająca. Miałem jedenaście lat, kiedy reprezentowałem szkołę na koncercie w Warszawie, grałem wtedy marsza Lutosławskiego. Potem moim nauczycielem był Andrzej Domin (dziś mój zastępca w szkole muzycznej) i przyznam się, nie byłem pokornym uczniem. Zamiast klasyki słuchałem Pink Floyd i Led Zeppelin. Tak było dopóki jako piętnastolatek nie usłyszałem romantycznego koncertu fortepianowego Griega i tak się w nim zakochałem, że postanowiłem go zagrać. Od tej chwili zacząłem poważnie traktować muzykę. A koncert Griega z orkiestrą grałem dwukrotnie w kieleckiej filharmonii i wiele razy w kraju i za granicą.


Czy teraz występuje Pan z wcześniej przygotowanymi koncertami, czy sięga po nowe?

W repertuarze mam ponad 20 koncertów fortepianowych, od Bacha do muzyki współczesnej, a w dorobku prawykonania utworów kieleckich kompozytorów: „Rapsodii” Karola Anbilda i Koncertu fortepianowego Mirosława Niziurskiego. Większość koncertów grałem po kilka lub kilkanaście razy, a niektóre, na przykład „Błekitną rapsodię” Gershwina, to nawet blisko 50 razy. Koncert Griega do dzisiaj mnie wzrusza i z przyjemnością daję go do grania swoim uczniom. Jako muzyk nie odczuwam już potrzeby udowadniania, że jestem artystą, teraz gram, bo mi to sprawia radość. W muzyce szukam przyjemności i poczucia spełnienia.

 

Artur Jaron 970-168

Słyszałam, że jest Pan ulubionym uczniem ukraińskiego pianisty Anatolija Kardaszewa...

To było tak: w ukraińskiej Winnicy poznałem dyrygenta Jewgienija Szestakowa, który zaprosił mnie do Odessy z koncertem Mozarta. A w Odessie spotkałem ludzi, którzy zostali moimi przyjaciółmi na całe życie: pianistę Aleksieja Botwinowa i śpiewaka Anatolija Dudę. Oni poznali mnie z profesorem Anatolijem Kardaszewem i to on zrobił ze mnie dojrzałego pianistę. To właśnie z nim przygotowałem ponad dziesięć koncertów, z którymi spokojnie mogę występować w każdym zakątku świata. Wśród nich jest II Koncert fortepianowy Rachmaninowa i Koncert F-dur Gershwina. Między nami są relacje ojca i syna, i życzyłbym sobie takich relacji ze swoimi uczniami.


Który koncert dał panu najwięcej satysfakcji?

Z zagranicznych tourneè w pamięci utkwiły mi koncerty z Narodową Orkiestrą Symfoniczną w Kijowie (grałem Koncert F-dur i „Błękitną rapsodię” Gershwina w trakcie jednego wieczoru). Pomógł mi je zorganizować ukraiński pianista Konstanty Wileński, z którym przyjaźnimy się ponad 20 lat (dziś ma obywatelstwo polskie, a od roku jest pracownikiem naszej szkoły).

Artur Jaron 419-388

Bardzo cenię sobie występ w filharmonii w Nowosybirsku. Grałem tam ostatni koncert Mozarta. Poziom tutti orkiestrowego był zniewalający i było mi bardzo przyjemnie, kiedy koncertmistrz pogratulował mi i powiedział, że mam dobrą szkołę i dźwięk. Ucieszyło mnie to tym bardziej, że nad koncertem Mozarta pracowałem samodzielnie. Z egzotycznych tourneè miło wspominam koncert w  miejscowości Barnauł u podnóża Ałtaju, gdzie grałem w pierwszej części wieczoru koncert Mozarta, a w drugiej – „Błękitną rapsodię”, żeby pokazać umiejętność przetransformowania się z pianisty klasycznego w pianistę rozrywkowego.


A największa wpadka?

W moim życiu był epizod, który mógł się skończyć tak, że nie wyszedłbym więcej na estradę. Do dyrygowania Koncertem c-moll Rachmaninowa został zaproszony muzyk, który nie miał pojęcia o prowadzeniu orkiestry i lepiej by było, gdybyśmy grali bez dyrygenta. W drugiej części przed kompletną katastrofą uratował nas koncertmistrz Piotr Witek, który wstał i od pulpitu pokazał orkiestrze, kiedy trzeba wejść. Gdyby nie jego przytomność umysłu, to z dyrygentem pewnie spotkalibyśmy się dopiero w szatni. Byłem dobrze przygotowany do występu ale niewiele mogłem zrobić, żeby go uratować.

Artur Jaron 143-292

Pomógł panu wrodzony optymizm?

Miłość do muzyki okazała się silniejsza. Muzyka jest jak narkotyk, nie da się z niej wyleczyć. Warto stawić sobie wysokie cele, bo to nigdy nie przepadnie.  Nigdy nie wiadomo, co czeka za rogiem i czy nie pojawi się propozycja, na którą trzeba być gotowym.


Występuje Pan nie tylko jako solista ale także w duecie ze skrzypaczką  Ludmiłą Worobeć-Witek i w „Strauss Ensemble”...

Z Ludmiłą gramy razem już ponad dwadzieścia lat. Występowaliśmy nie tylko w Polsce ale w większości krajów europejskich. Dużym wydarzeniem w naszym życiu artystycznym był koncert w głównej sali recitalowej Carnegie Hall, w Nowym Jorku. Siedemset miejsc na widowni, bajeczna akustyka, a grałem na najlepszym jak dotąd fortepianie marki Steinway. Mieliśmy pochlebne recenzje, więc to, co sobą reprezentujemy jako duet, predystynuje nas do pojawiania się na estradach świata.

Artur Jaron

W najbliższym czasie wybieramy się na koncerty do Belgii i do Włoch. A wszędzie, gdzie to tylko jest możliwe, z przyjemnością prezentujemy muzykę polską, szczególnie twórczość Jana Ignacego Paderewskiego, zarówno solową, fortepianową, jak i sonatę skrzypcową. Nagraliśmy razem kilka płyt m.in. z rzadko wykonywany Koncert na skrzypce, fortepian i orkiestrę d-moll Mendelssohna-Bartholdy’ego. Do założenia „Strauss Ensemble” namówił mnie perkusista Boguś Olczyk. Wcześniej myślałem, że muzyka Straussów jest łatwa do grania. Dziś, kiedy słucham koncertów z Wiednia, bardziej doceniam kunszt wiedeńskiej orkiestry, niuanse jej wykonań, których nie usłyszymy już nigdzie indziej na świecie. Po ponad piętnastu latach skład zespołu niewiele się zmienił, a pierwsze skrzypce w realu i w przenośni gra w nim Ludmiła, która podczas mojego jubileuszowego wieczoru w Filharmonii Świętokrzyskiej zagra ze mną trzecią część koncertu Mendelssohna-Bartoldy’ego.


Co jeszcze usłyszymy podczas jubileuszowego koncertu?

Zagram koncert Saint-Saënsa, który pojawił się w moim życiu jeszcze w okresie pracy z Andrzejem Dominem. Jako laureat konkursu ogólnoszkolnego jego część pierwszą wykonywałem pod batutą kieleckiego dyrygenta Zbigniewa Goncerzewicza, w całości zagrałem go na dyplomie w Akademii Muzycznej w Krakowie, gdzie studiowałem pod kierunkiem profesor Ireny Sijałowej-Vogel, a potem wielokrotnie w kraju i za granicą. Byłem już po studiach, kiedy zaproszono mnie do wykonania go z orkiestrą radia i telewizji w Krakowie – jej szefem był wtedy Szymon Kawalla, a był to dyplom dyrygencki Marcelego Kolaski w klasie profesora Katlewicza.

Artur Jaron 764-395

Koncert był transmitowany na żywo w programie II Polskiego Radia, co zaowocowało propozycjami koncertów w kraju. Wykonanie tego koncertu będzie miało aspekt sentymentalny także dla mojej żony Jolanty, która cierpliwie mi towarzyszy od czasów szkolnych, a orkiestrę poprowadzi Mirosław Jacek Błaszczyk, który wypchnął mnie na szersze wody, kiedy został szefem filharmonii w Białymstoku. W programie znajdzie się też Koncert F-dur Gershwina, a orkiestrą symfoniczną dyrygować będzie Jacek Rogala, z którym pierwszy raz spotkaliśmy się w filharmonii wałbrzyskiej, kiedy grałem ten właśnie koncert (szefem filharmonii był Józef Wiłkomirski, który mi wtedy powiedział: zagrasz z młodym dyrygentem, który kiedyś zrobi karierę).


Na koncercie wystąpi także pana syn Maciej, skrzypek. Nie chciał Pan, żeby grał na fortepianie?

 – Całe szczęście, że nie jest pianistą, bo możemy razem występować. Maciek kończy studia i mam nadzieję, że nadal będzie się rozwijał, a ma wiele do powiedzenia w muzyce.

Maciej Jaron 229-317

Jest Pan dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju, na którym akompaniował wielu wybitnym artystom: Teresie Żylis-Garze, Gwendolyn Bradley, Małgorzacie Walewskiej, Wiesławowi Ochmanowi, Adamowi Zdunikowskiemu...

To pozwoliło mi się artystycznie rozwinąć. Niezapomniane lekcje akompaniamentu, których nie dałaby mi żadnej uczelnia, pobrałem od Teresy Żylis-Gary, która na każdej próbie dokładnie opowiadała o każdym utworze i wymagała od pianisty absolutnego podporządkowania się stylowi i temu, co ona chce zrobić.


Mam nagranie z tego koncertu. Warto podkreślić, że wtedy pojawienie się artystki w Busku-Zdroju było sensacją. Nikt nie oczekiwał, że gwiazda tej miary przyjedzie do nas, a dotarcie do niej przez Lwów, Szwajcarię aż do Monako, gdzie mieszkała, zajęło mi trochę czasu.

Artur Jaron 419-322

 Po naszym koncercie Teresa Żylis-Gara wielokrotnie do Buska wracała, bo przypadło jej do gustu. Jako solista grałem pod batutą wielu wybitnych polskich dyrygentów: Jerzego Maksymiuka, Agnieszki Duczmal, Jurka Salwarowskiego, Marka Pijarowskiego i Tadeusza Wojciechowskiego, który stawiał mi naprawdę wysokie poprzeczki. Kiedy grałem z nim Koncert g-moll Mendelssohna, narzucił takie tempo, że palce latały mi jak wiatrak. Podobnie było z Koncertem F-dur Gershwina. Trzeba było włączyć dodatkową przerzutkę, żeby za nim nadążyć.


Od kilku lat jest Pan też dyrektorem zespołu kieleckich szkół muzycznych...

To był pomysł żony. Ale jak już zostałem dyrektorem, to staram się wykonywać tę pracę jak najlepiej. Dziś nasza szkoła jest na wysokim poziomie artystycznym i ma świetną siedzibę, rozpoznawalną w całej Polsce. Nie zakończyliśmy jeszcze budowy, bo chciałbym mieć jeszcze nową salę gimnastyczną i salę do ćwiczeń zespołowych. A ja jestem spokojny tylko wtedy, kiedy śpię. Od rana do wieczora muszę coś robić, bo jak nic nie robię, to mi się króliki w głowie lęgną.

Dziękuję za rozmowę  

                                                                                Rozmawiała Lidia Zawistowska

Artur Jaron 848-220

Artur Jaroń, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie Ireny Sijałowej-Vogel i Konserwatorium w Odessie w klasie Anatolija Kardaszewa. Występował z większością polskich orkiestr w kraju z Sinfonią Varsovią i Orkiestrą Kameralną Polskiego Radia Amadeus na czele. W dorobku ma pięć płyt z muzyką solową i kameralną. Koncert z okazji 30-lecia pracy artystycznej odbędzie się 20 marca w Filharmonii Świętokrzyskiej.