Przegląd nowości

Bez wody nie ma opery

Opublikowano: środa, 11, marzec 2015 08:03

Przyzwyczailiśmy się już do rozmaitych prób odczytania Mozartowskiego Czarodziejskiego fletu, więc retransmitowana w sieci Multikino inscenizacja z Festiwalu w Bregencji w 2013 roku nie powinna zaskakiwać. Tymczasem pomysły reżysera  Davida Pountney'a, realizatora sceny Johana Engelsa i Marie-Jeanne Lecca jako projektantki kostiumów i potężnych kukieł mogły jednak zadziwić nawet największych sceptyków.

Bregencja,Czarodziejski flet 1

Wykorzystanie atutów austriackiego miasteczka leżącego nad Jeziorem Bodeńskim wiązało się zapewne z ogromnymi kosztami. Trzeba było na brzegu jeziora pobudować scenę obrotową i wyposażyć ją w liczne mechanizmy, m.in sprężarki, które nieustannie nadmuchiwały monstrualne rośliny i wypuszczały powietrze. Także wąż atakujący Tamina na wstępie opery dostał sporo sprężonego powietrza.


Wszystko to było oczywiście podporządkowane bajkowej i fantastycznej fabule dzieła, które realizatorzy nieznacznie skrócili, ale bez szkody dla głównych wątków muzycznych i dramaturgicznych. Była więc zarówno próba ognia jak i próba wody (tej ostatniej oczywiście nie brakowało) dla wchodzących w nowe życie, były straszne zjawy, okrutny władca, tajemnicza królowa, ale także petardy, akrobaci i różne zautomatyzowane tricki, które ubarwiały przygody dwóch zakochanych par, Tamina i Paminy, oraz Papagena i Papageny. Zdziwić mogło trochę to, że tytułowy czarodziejski flet został przez Sarastra złamany na kolanie i wrzucony gdzie? ...oczywiście do jeziora, ale później cudownie sklejony ukazał się znów w rękach Tamina. Fakt, iż Papagena przypłynęła łodzią w kształcie dużego jaja nikogo już nie powinno szokować, wszak jej wybranek był z zawodu ptasznikiem. To, że Sarastro miał strój Spidermana a inne kostiumy czerpały inspirację z Gwiezdnych Wojen, też można jakoś przełknąć. Jak bajka, to bajka.

Bregencja,Czarodziejski flet 2

Od strony muzycznej przedstawienie było wyjątkowo wyrównane, bo niemal wszyscy wykonawcy, którzy oczywiście zostali wzmocnieni mikrofonami, dysponowali dobrymi głosami. Tak równo śpiewającego Tamina, jak Norman Reinhardt rzadko się słyszy, choć można jedynie ubolewać, że artysta ten traktował Mozarta zbyt masywnie i ciężko.


Bez zarzutu była cudownie liryczna Pamina - Bernarda Bobro i Sarastro - Alfred Reiter urzekający niskimi tonami. Doskonale spisywał się Papageno - Daniel Schmutzhard, jedynie jego partnerce można byłoby wytknąć leciutkie braki głosowe, które rekompensowała dziewczęcą sylwetką. Ale już mama Paminy, czyli Królowa Nocy - Ana Durlovski, zaliczyć mogła swą koloraturową kreację do dobrych, jednak nie dorównała wzorcowemu wykonaniu Zdzisławy Donat, choć jej głos jest bogatrzy w barwie. Świetne solistki zatrudniono do ról Trzech Dam i Trzech Chłopców (odzianych w gorsety z wyraźnymi piersiami).

Bregencja,Czarodziejski flet 3

Monostatos - Martin Koch, śpiewał jak trzeba, trochę charakterystycznie, jedynie lekko seplenił. Całości dopełniła renomowana Wiener Symphoniker dyrygowana z nerwem przez Patricka Summersa i Praski Chór Filharmoniczny przygotowany przez Lukáša Vasileka. Dosyć wątpliwy był jednak pomysł dołączenia do muzyki Mozarta w przerwach między kolejnymi numerami jakichś elektronicznie generowanych efektów hałasowo-szumowych. Tegoroczna propozycja operowa serwowana przez Multikino wystartowała w sumie jednak z wysokiego pułapu. Można jedynie poprosić kinowego specjalistę od kręcenia gałkami w Złotych Tarasach w Warszawie, aby nieco przyhamował temperament. Forte orkiestrowe w Uwerturze klasycznego arcydzieła było nazbyt krzykliwe i przesterowane i ten poziom nagłośnienia nie zmienił się do końca spektaklu.

                                                                                 Joanna Tumiłowicz