Przegląd nowości

„Oniegin po liftingu”

Opublikowano: wtorek, 10, luty 2015 13:25

Po półtora roku Mariusz Kwiecień, „nasz człowiek” w nowojorskiej MET, powrócił do roli Oniegina na scenie Opery Krakowskiej. Z tej okazji odświeżeniu uległa obsada w stosunku do premiery sprzed czterech lat.

 Oniegin,Krakow 1

Nie zmieniła się budząca największe wątpliwości inscenizacja, z którą łatwiej przychodzi pogodzić się, gdy strona muzyczna stanowi atut przedstawienia, choć rzucają się w oczy jej kolejne dziwactwa. A więc żniwiarze, przypominający bardziej Chińczyków z Falun Gong, ćwiczących tai-chi, czy przesadna rozpacz Olgi nad ciałem ginącego w pojedynku Leńskiego. Na długo zapada natomiast w pamięć scena pojedynku, której nie sposób odmówić piękna i siły wyrazu. Po arii Leńskiego podnosi się kurtyna z oczekującym nań, niczym fatum, Onieginem, a ich starcie dokonuje się na krach, unoszących się na powierzchni wody.


Jako Tatiana wystąpiła Anamarija Knego, która swe umiejętności wokalne w pełni zaprezentowała w scenie pisania listu, w którym wyznaje Onieginowi miłość. Jej śpiew odznaczał się znaczną kulturą, zwłaszcza w górze skali głos nie przybierał ostrego zabarwienia jak to często zdarza się innym wykonawczyniom tej partii. Ze znacznym wyczuciem potrafiła też wydobyć zapisane w nutach zmienne stany emocjonalne, władające bohaterką.

 Oniegin,Krakow 2

Przewrażliwiony poeta Leński, porte parole kompozytora Piotra Czajkowskiego, posiada skłonność do teatralizowania swego życia i przed pojedynkiem przeczuwa zapomnienie, w jakie popadnie po śmierci, a oczyma wyobraźni widzi odwiedzająca jego grób ukochaną Olgę.

 Oniegin,Krakow 3

Oczekiwałoby się zatem większej subtelności w stworzeniu jego wizerunku scenicznego. W tej roli słuchaliśmy i oglądaliśmy Andrzeja Lamperta, którego od jak najlepszej strony zapamiętałem z konkursu im. Ady Sari, którego był laureatem. Tym razem zabrakło mi w jego interpretacji nawiązania do rosyjskiej tradycji wykonawczej partii przeznaczonych na liryczną odmianę głosu tenorowego, zamiast popisywania się możliwościami wokalnymi.


Głos prawdziwego protagonisty tego wieczoru – Mariusza Kwietnia – nie tylko ściemniał, nabierając bardziej dramatycznego odcienia, ale artysta wreszcie pogłębił swą sztukę wokalną. Wysubtelnił ją, sięgając do bardziej zróżnicowanej dynamiki. W zakończeniu ariosa w I akcie zastosował efekt fil di voce, czyli stopniowego ściszania dźwięku wziętego pełnym głosem.

 Oniegin,Krakow 4

Znakomicie też zaśpiewał monolog, w którym role się odwracają i to on doprasza się miłości Tatiany, co znajduje wyraz w przywołaniu motywów muzycznych, towarzyszących pisaniu wspomnianego listu. Gdyby jeszcze zechciał stonować nadekspresję w swym zachowaniu scenicznym, to mielibyśmy do czynienia z prawdziwą kreacją.

 Oniegin,Krakow 5

Na koniec zdradzę, iż żywię podejrzenie, że gdyby artysta wystąpił z napisem Metropolitan Opera umieszczonym na kostiumie i w ogóle nie otworzył ust, to i tak otrzymałby owację ze strony publiczności?...

                                                                              Lesław Czapliński