Przegląd nowości

Rosja, jaka chciała być

Opublikowano: sobota, 27, grudzień 2014 21:28

Sztuka Rosyjski kontrakt Andrieja Płatonowa, rosyjskiego dysydenta, któremu co i rusz zakazywano pisania, każe się zastanowić nad istotą rosyjskiej drogi do Europy.

Rosyjski Ikontrakt

To nic, że nigdy jeszcze nie udało się jej do końca przebyć, że podejmowane próby kończyły się niepowodzeniem.


Przecież wciąż jeszcze drzemie w nas nadzieja, że to nie jest czysta utopia, że przy spełnieniu pewnych warunków to się wreszcie kiedyś uda. Na plakacie ucharakteryzowana na rosyjską dziewoję Magdalena Smalara, nie ma w tym spektaklu, opartym na opowiadaniu Epifańskie śluzy roli czołowej, pokazuje jednak to, co stanowi istotę podejścia Rosjanki do zachodnich standardów. Radość życia, ironię, sceptycyzm i akcentowaną przepaść dzielącą nas – choć nie ma tu słowa o Polsce – i ich.

W treści sztuki mamy do czynienia ze zderzeniem postaw Anglika, Niemców i Rosjan, jest też rozgrywająca się jakby na marginesie historia miłosna Bertranda – brytyjskiego inżyniera na carskim kontrakcie, oraz jego żony Mary. Ten równoległy dramat wplata się w główną historię budowy wielkiej drogi wodnej przecinającej Rosję wszerz, i być może stanowi jakieś uzasadnienie upadku całej idei. W domyśle – tego typu rozmaite przedsięwzięcia podejmowano w tym kraju wiele razy i skrzętnie tuszowano trudności w realizacji, a zwłaszcza ogrom ludzkich ofiar na skutek błędnych decyzji. Dla Bertranda cała przygoda kończy się tragicznie – car Piotr I każe go stracić, bo nie wykonał powierzonego mu zadania. Wszystko rozgrywa się jednak głównie w wyobraźni i niedopowiedzeniach, a więc oddziałuje silniej niż przekaz wprost, co w dużej mierze jest zasługą reżysera i autora adaptacji Krzysztofa Rekowskiego.

Główny ciężar spektaklu spoczywa na Oskarze Hamerskim, który nie dość, że z urody przypomina Anglika, niemal doskonale odegrał rolę brytyjskiego inżyniera, człowieka powściągliwego, rzeczowego, ale i kompletnie bezbronnego w konfronacji z realiami Rosji. Ząb aktorskiej metamorfozy dostrzegłam też w Carze Piotrze Marcina Sztabińskiego; jak sobie przypominam też mu nieźle wyszła rola młodego Stalina w innym spektaklu Teatru Dramatycznego M.St. Warszawy. Z uproszczonej scenografii Jana Kozikowskiego najlepiej odbierało się projekcje wideo Emilii Sadowskiej filmowane w jakimś porcie, który tylko imitował nabrzeża Newy. Obsesyjną atmosferę spektaklu świetnie też podkreślała muzyka, której autorstwo przypisuje się Marcinowi Mirowskiemu, jednak główny trzon dźwiękowy tego materiału stanowi cytat z nigdzie nie odnotowanej w programie opery (Haendla?), z arii staccato wykonywanej przez sopran męski, charakterystycznie, nerwowo i obsesyjnie właśnie. Brawa za pomysł, minus za łatwiznę.

                                                                             Joanna Tumiłowicz