Przegląd nowości

Kaufmann gwiazdą Multikina

Opublikowano: poniedziałek, 14, lipiec 2014 19:11

Uroda młodego Fauna, głos młodego Domingo, do tego talent aktorski, muzykalność, wszechstronność. Oto cechy charakteryzujące znakomitego tenora niemieckiego Jonasa Kaufmanna, który już po raz drugi (występował też wcześniej w retransmisji Lohengrina Wagnera) zachwyca miłośników opery przychodzących oglądać i słuchać znakomite realizacje na ekranach Multikina w Polsce.

Don Carlo 1

Tym razem zaprezentowano nagranie bardzo świeże, bo z Festiwalu w Salzburgu w ubiegłym roku. Don Carlo Giuseppe Verdiego (u nas częściej mówi się z hiszpańska Don Carlos) został tam zrealizowany w najlepszej międzynarodowej obsadzie, z udziałem orkiestry Vienna Philharmonic i chóru Opery Wiedeńskiej pod dyrekcją Antonio Pappano.


Właściwie wszystkie składniki przedstawienia (i nagrania) były na najwyższym poziomie. Krytycy wśród gwiazd przedstawienia wymieniają na pierwszym miejscu Anję Harteros w roli Elżbiety de Valois, zachwycają się jej wspaniałym głosem i ogromną sprawnością w jego prowadzeniu, od piana do forte w pełnej skali, podkreślają jej charyzmę aktorską – bo rzeczywiście na scenie widzimy księżniczkę z krwi i kości, kobietę pełną godności, siły, ale i przeżywającą ogromne emocje, odważną i uczuciową.

Don Carlo 2

Jonas Kaufmann nie ustępuje jej w żadnym stopniu, w pełni oddaje dramatyzm skomplikowanej psychologicznie postaci rywala własnego ojca, spiskowca, kochanka, pretendenta do tronu, a w solowych ariach i trzech duetach z Elżbietą daje dowód najwyższej wokalnej maestrii, całkowitej swobody w operowaniu swym aksamitnym głosem, w pełnej tenorowej skali i zakresie dynamicznym. Jeśli chodzi o inne operowe duety, to tutaj również mieliśmy w czym wybierać. Markowy baryton Thomas Hampson jako Markiz Posa w scenie z Carlosem udowadnia głosowo i aktorsko swoją przyjaźń na śmierć i życie, zaś w konfrontacji dwóch basów Króla Filipa i Wielkiego Inkwizytora mamy pokaz dwóch indywidualności skandynawskich Matti Salminena i Eric Halfvarsona. Salminen jest idealny jako starzejący się autorytarny władca (fizycznie przypomina trochę Bernarda Ładysza), choć w jego pięknym głosie brakuje trochę dramatyzmu i ostrości. Inkwizytor to z kolei charakterystyczna rola antypatycznego, schorowanego fanatyka. Stawkę solistów uzupełniają na najwyższym poziomie aktorsko-wokalnym księżna Eboli – Ekaterina Semenchuk jako pełna kobiecej zazdrości postać potrafiąca jednak przyznać się do tej słabości w arii O don fatale, oraz występująca w roli „spodenkowej” Maria Celeng jako paź Tebaldo.


Ale gwoli uczciwości trzeba przyznać, że wszyscy wykonawcy opery, także służący, halabardnicy czy posłańcy, którym przypadł w udziale jakiś mini-muzyczny epizod sprawiają się na scenie bez zarzutu. Sama realizacja opery Verdiego wyreżyserowanej przez Petera Steina jest całkowicie zachowawcza i tradycyjna. Nikomu nie przyszło do głowy, aby akcję przedstawienia przenieść w czasy współczesne, dodać jakiś dodatkowy aspekt przychologiczny, czy erotyczny, nie mówiąc już o historycznym. Jest to zatem Don Carlo jak Pan Bóg przykazał, łącznie ze stosem, na którym Inkwizycja pali heretyków. Bohaterowie pokazują szczerze swoje stany psychiczne, miejscami nawet przesadnie, ale to wynika z faktu, że kamera podgląda solistów z bliska. Scenografia jest surowa, umowna i wręcz akademicka w swej symetrii z wyraźnie zaakcentowanym elementem na środku sceny. Kostiumy są bardzo precyzyjnie wykonanymi kopiami ubiorów z epoki, choć długa nocna koszula, w które król Filip przyjmuje wizytę Inkwiztora może trochę zaskakiwać.

Don Carlo 4

Warto jeszcze zwrócić uwagę na jakość nagrania i dźwięk emitowany na sali Multikina. Z początku wydawało, się, że jest to rejestracja dokonywana z jakichś odległych mikrofonów, ale szybko okazało się, że słychać muzykę dokładnie tak, jak to ma miejsce w teatrze operowym w najlepszym miejscu. Dźwięk był plastyczny, ani za głośny, ani za cichy, niemal doskonały. A fakt, że prowadził przedstawienie wybitny dyrygent Antonio Pappano (bez batuty, a więc z wyraźnym nastawieniem na towarzyszenie głosom ludzkim) dodawało spektaklowi szczególnej wartości. W wielu momentach miało się wrażenie, że muzycy wręcz degustują, smakują urodę fraz muzycznych, verdiowskich melodii i harmonii, zachwycają się nimi tak samo jak słuchacze na widowni.

                                                                                   Joanna Tumiłowicz