Przegląd nowości

Kreacja „Colombe” Jean-Claude’a Petit w Opéra de Marseille

Opublikowano: czwartek, 13, marzec 2014 16:45

Dyrektor Opery w Marsylii Maurice Xiberras podjął dość odważną decyzję - zważywszy na tradycyjne upodobania tutejszej mocno przywiązanej do bel canta publiczności - zaprezentowania kreacji nowej opery, zatytułowanej Colomba, powstałej w oparciu o znaną nowelę Prospéra Merimée o tym samym tytule. Warto przypomnieć, że inna nowela tego autora, Carmen, zainspirowała już niegdyś Georges’a Bizeta do skomponowania jego słynnego arcydzieła.

Colomba,Marsylia 1

Zresztą obie nowele, docenione już wkrótce po ich powstaniu przez czytelników i krytykę literacką, zadecydowały o przyjęciu francuskiego pisarza i historyka do prestiżowego grona Akademii Francuskiej. Merimée napisał Colombe w 1840 roku, po odbyciu dwumiesięcznej wyprawy na Korsykę, a jej tematem jest bardzo jeszcze wówczas na tej wyspie przestrzegana vendetta, czyli obowiązek dokonania zemsty na osobie - a często także na członkach jej rodziny - która dopuściła się jakiegoś przestępstwa. Chodziło tutaj zatem o zaspokajanie swoiście pojętego poczucia sprawiedliwości, o rodzaj prywatnej wojny prowadzonej pomiędzy poszczególnymi rodzinami, której celem było ratowanie nie zawsze dobrze rozumianego honoru.


Zadania napisania libretta podjął się Benito Pelegrin, pochodzący z Barcelony francuski pisarz, dramaturg, krytyk muzyczny i dziennikarz w jednej osobie. Trzyma się on wiernie oryginału i opowiada historię Colomby della Rebbia, której ojciec został zamordowany na zlecenie niejakiego Barriciniego, mera miasteczka Piétranetra. Zleceniodawca zbrodni został wprawdzie uniewinniony przez skorumpowany wymiar sprawiedliwości, ale tytułowa bohaterka robi wszystko, aby doprowadzić do wymierzenia kary, namawiając do dokonania tradycyjnego aktu zemsty swego brata Orso.

Colomba,Marsylia 2

Po śmierci ojca to on jest teraz szefem rodziny i do niego też należy obowiązek ukarania sprawcy nieszczęścia. Początkowo Orso nie chce ulec barbarzyńskiemu jego zdaniem zwyczajowi, jednak upór siostry i jej zręcznie prowadzone działania doprowadzają w końcu do zamierzonego celu. Napadniętemu przez dwóch synów Barriciniego Orso udaje się ich zabić z fuzji, zaś ojciec napastników, główny sprawca popełnionej uprzednio zbrodni, umiera z bólu po ich stracie przy dźwiękach intonowanej przez Colombe pieśni vócero, śmiertelnej kołysanki zwyczajowo towarzyszącej dokonującej się vendetcie. Powiedzmy jednak od razu, że pomimo, iż Bénito Pelegrinowi udaje się odtworzyć przywoływane w noweli Mérimée atmosfery i klimaty, to jego tekst grzeszy jednocześnie swoistym gadulstwem i brakiem niezbędnej w gatunku operowym kondensacji materii literackiej, irytuje rozlicznymi nużącymi powtórzeniami i dość anachronicznym stylem.


Niewspółmiernie większą siłę oddziaływania posiada natomiast muzyka, której autorem jest wszechstronnie uzdolniony i posiadający znaczące osiągnięcia w zróżnicowanej stylistyce francuski kompozytor i dyrygent Jean-Claude Petit. Swoją błyskotliwą karierę rozpoczynał od jazzu i intensywnej współpracy ze środowiskiem muzyki rozrywkowej. Jako pianista akompaniował najwybitniejszym jazzmanom lat sześćdziesiątych, aranżował piosenki wielu gwiazd sceny francuskiej, pisał także własne utwory, zaznaczając też swój talent w muzyce rockowej.

Colomba,Marsylia 3

Na początku lat osiemdziesiątych zmienił zakres swoich zainteresowań zwracając się w stronę muzyki filmowej, dzięki czemu wiele powstałych przez ostatnie trzydzieści lat we Francji filmów zyskało uznanie również dzięki ścieżkom dźwiękowym (wyróżnianym międzynarodowymi nagrodami) Jean-Claude’a Petit. Omawiana kreacja w Marsylii jest pierwszą wyprawą siedemdziesięcioletniego już dzisiaj twórcy w świat sztuki lirycznej - dodajmy, że wyprawą uwieńczoną pełnym sukcesem. Ten były wychowanek takich kompozytorów jak Darius Milhaud i Olivier Messiaen potrafił w tym przypadku napisać muzykę wykorzystującą dokonania dwudziestowiecznych tworców, jednak zarazem szanującą potrzeby i przyzwyczajenia percepcyjne dzisiejszej - tak zwanej szerokiej - publiczności.


Nie oznacza to wszakże pójścia na jakiekolwiek ustępstwa, albowiem partytura Colombe intryguje jak najbardziej współczesnym językiem dźwiękowym i skomplikowaną harmonią. Zarazem jest ona także osadzona we francuskiej tradycji, począwszy od Ravela i Debussy’ego, aż do wspomnianego Messiaena i zmarłego niedawno Henri Dutilleux. Kompozytorowi zależało jednak na tym, aby muzyka tej opery mogła być przystępna nawet dla mniej doświadczonych „słuchowo” odbiorców, dlatego nie zrywa ona całkowicie z tonalnością, a jej ważnym elementem jest między innymi czynnik melodyczny.

Colomba,Marsylia 4

Z jednej strony frapuje w niej służąca dramaturgii dzieła plastyczność i płynność dyskursu muzycznego, z drugiej zaś możemy być zaskoczeni sylabiczną deklamacją wokalną i dość złożonymi rytmami, które pewnie nie pozostają bez związku z wieloletnim pozostawaniem kompozytora w estetyce muzyki filmowej. Wreszcie podkreślić należy odwoływanie się Jean-Claude’a Petit do kulturowych tradycji Korsyki, na której przecież rozgrywa się akcja opery. Nie chodzi tu jednak o „pocztówkowe” i tym samym powierzchowne i folklorystyczne zabarwianie warstwy muzycznej dzieła, lecz o nasycanie jej swoistym typem liryzmu, zwracającym uwagę na piękno tej wyspy, oraz powiewem tragizmu, wynikającym z panujących na niej twardych i często bezlitosnych reguł życia.


W swojej pracy Petit nie uległ żadnemu konkretnemu systemowi ani żadnej modzie, a ostateczny rezultat świadczy o jego imponującej wolności twórczej. Nie sposób wszakże nie zauważyć, iż pomimo swej pozornej przystępności partytura rzeczonej opery jest najeżona sprawiającymi wykonawcom wiele kłopotów trudnościami, chociażby z powodu stale się zmieniającego metrum. Przekonała się o tym stojąca na czele Orchestre de l’Opéra de Marseille Claire Gibault, która musiała zachować nadzwyczajną czujność i wyjątkową precyzję we wskazywaniu solistom kolejnych wejść. Z tego nieco karkołomnego zadania wywiązała się zresztą w sposób zaiste wzorcowy. Jedyny zauważalny problem polegał na często się pojawiającej tendencji orkiestry do „przykrywania” głosów, co chyba jednak bardziej wynika z konstrukcji warstwy muzycznej niż z nieuwagi francuskiej dyrygentki.

Colomba,Marsylia 5

Zespół solistów jest zdecydowanie zdominowany świetnym występem mezzosopranistki Marie-Ange Todorovitch, która dzięki swym wokalnym kompetencjom i talentowi aktorskiemu skutecznie przekazuje miotające tytułową protagonistką namiętności i uczucia. Miłość ustępuje tu szybko miejsca nienawiści, chłód ognistym reakcjom, a opanowanie istnym napadom szaleństwa.


Chyba najpełniejszym wyrazem motywującego wszelkie działania Colombe pragnienia zemsty jest intonowana przez nią w drugim akcie i wywołująca ciarki na plecach pieśń żałobna. Oprócz Todorovitch szczególnie pozytywnych wrażeń dostarcza występ sopranistki Pauline Courtin w partii Lydii Nevil oraz tenora Jean-Noël Brienda wcielającego się w postać Orso. Niestety poziom pozostałych solistów jest już dużo mniej wyrównany.  

Colomba,Marsylia 6

Podobać się może warstwa inscenizacyjna pomysłowo przygotowana przez reżysera Charlesa Roubaud i współpracujących z nim: Emmanuelle Favre (dekoracje), Katię Duflot (kostiumy), Julien Ribesa (projekcje wideo) i Marka Delamézière’a (oświetlenie). Zarówno hipnotyczny widok falującego morza, subtelnie zarysowany pokład statku, jak i sugestywnie zaplanowane wnętrza domostw wzmiankowanych rodzin czy stylowe ubrania nadają całej realizacji wręcz mityczny wydźwięk. Niezależnie zatem od wymienionych słabości światowej prapremiery Colombe w Marsylii należy wyrazić wdzięczność dyrektorowi Xiberrasowi za tak śmiałe i zdecydowane wspieranie współczesnej kreacji operowej.

                                                                             Leszek Bernat