Przegląd nowości

Awinion: bulwersująca kreacja Ermoneli Yaho w „Madame Butterfly”

Opublikowano: poniedziałek, 02, grudzień 2013 19:49

Powiedzmy to od razu : pokazywane w Operze Awinionu przedstawienie Madame Butterfly jest całkowicie zdominowane przez fantastyczną kreację Ermoneli Jaho, sopranistki urodzonej w Albanii i wykształconej muzycznie w Tiranie. Po wygranym w 1977 roku Konkursie Pucciniego zdobyła ona jeszcze pierwsze miejsce na konkursach w Ankonie, Rovereto i Wexfordzie, a następnie doskonaliła swe umiejętności w rzymskiej Akademii Muzycznej św. Cecylii.

Madame Butterfly,Awinion 1

Śpiewała już na najbardziej prestiżowych scenach świata: Royal Opera House Coven Garden, nowojorskiej Metropolitan Opera, mediolańskiej La Scali, berlińskiej Staatsoper, w Opéra National i Théâtre des Champs-Elysées w Paryżu czy w Japonii, Barcelonie, Genewie, Monachium, Weronie, Brukseli i Moskwie. Mamy tutaj zatem do czynienia z artystką nie tylko doświadczoną i rozchwytywaną przez czołowe teatry, ale przede wszystkim nieprawdopodobnie utalentowaną, wrażliwą i zadziwiającą rzadko spotykaną muzykalnością.


W jej wykonaniu Cio-Cio San w niczym nie przypomina tytułowego „motylka”, lecz jest początkowo wzbudzającą czułość i szczerze zakochaną gejszą, a następnie tęskniącą i wbrew wszelkim przesłankom wciąż wierzącą w swą szczęśliwą przyszłość dziewczyną, by w finale stać się zranioną w uczuciach, ale pełną godności kobietą, która szuka ostatecznego wyzwolenia z dręczącego ją bólu w samobójczej śmierci.

Madame Butterfly,Awinion 4

Ermonela Jaho właściwie niczego nie gra i nie udaje, ona po prostu jest Madame Butterfly. Jej przepiękny, lekko prowadzony i urzekający łatwą górą głos nie jest w żadnym momencie ukierunkowany na popis wokalny, lecz służy oddaniu szerokiej gamy uczuć oraz wszelkich ekspresyjnych niuansów i porywów niewinnej duszy tej przepełnionej prawdziwą miłością dziewczyny. Również subtelne, naturalne i poruszające aktorstwo albańskiej sopranistki bezbłędnie buduje postać Cio-Cio San. Jej każdy nawet najdrobniejszy gest, delikatne odchylenie głowy, postawa, spojrzenie są nośnikami treści i wywołują wśród widzów ogromne wzruszenie, o czym świadczą pojawiające się w ich oczach łzy.


Przy czym nie chodzi tutaj o powierzchowną czułostkowość, lecz głęboko ludzkie przeżycia. Nic dziwnego, że na zakończenie cała publiczność złożyła na stojąco hołd sztuce tej wspaniałej artystki. Jej partnerami w omawianej inscenizacji są soliści o ugruntowanej już renomie.

Madame Butterfly,Awinion 2

Sébastien Gueze jako Pinkerton imponująco pokazuje beztroskę i cynizm, a następnie rozpacz tego porucznika marynarki amerykańskiej, choć jego na ogół ciekawie prowadzony tenor w górze skali często zdradza swe ograniczenia. Marc Barrard w roli konsula Sharplessa przekonuje gęsto nasyconym barytonem i pewnością sceniczną, mezzosopranistka Delphine Haidan nie zawodzi jako Suzuki, podobnie jak Luc Bertin-Hugault w partii Wuja Bonza i Olivier Dejean w roli Księcia Yamadori.

Madame Butterfly,Awinion 3

Wszyscy wykonawcy, a także doskonale brzmiący chór, znajdują niezawodne wsparcie w stojącym na czele Orchestre Régional Avignon-Provence dyrygencie Alain Guingalu, unikającym wszelkich przerysowań i patetycznych akcentów, na rzecz wydobycia z partytury Pucciniego wszelkich brzmieniowo-kolorystycznych niuansów oraz muzyczno-dramaturgicznych wartości.


Na najwyższy szacunek zasługuje intymistyczna warstwa inscenizacyjna tego przygotowanego w koprodukcji z Festiwalem Chorégies d’Orange spektaklu, której autorką jest francuska reżyserka Mireille Laroche. Na początku i na zakończenie przedstawienia na opuszczonej kurtynie wyświetlany jest fragment wiersza algierskiej pisarki Faridy: „Życie zawsze dobiega swego kresu. Nikt nie potrzebuje być uległym. Jeśli uległość jest warunkiem mojego życia, to nie potrzebuję tego życia w niewoli”.

Madame Butterfly,Awinion 5

Te tłumaczone również za pomocą języka gestów przez Suzuki słowa stają się mottem prezentowanej nam wizji scenicznej i nadają jej od razu uniwersalny wymiar. Mireille Laroche łączy bowiem historię zdradzonej i poniżonej gejszy z aktualną sytuacją kobiet na świecie, które w wielu krajach wciąż cierpią z powodu religijnego integryzmu, stosowanej wobec nich przemocy, tradycji zamkniętych i zacofanych społeczeństw odmawiających kobietom podstawowych praw i godności. Madame Butterfly staje się zatem tutaj symbolem tych wszystkich kobiet, które są opuszczane, zdradzane i pogardzane, które często też przeżywają niewyobrażalne tragedie i umierają w kompletnym zapomnieniu. Laroche rozgrywa całą akcję w scenografii (autorstwa Guy-Claude’a François) ograniczonej do delikatnych konstrukcji przywołujących architekturę japońskich domków.


Spuszczane lub podciągane za pomocą linek ścianki zakreślają małe przestrzenie o intymnym charakterze, bądź otwierają szerszą perspektywę, nasuwającą skojarzenia z pejzażami japońskiego Nagasaki i morzem, w głąb którego odpłynął okręt unoszący w dal Pinkertona. Niektóre z odsłon tej poruszającej inscenizacji wręcz chwytają za gardło i głęboko zapadają w pamięć. Nie można na przykład pozostać obojętnym wobec widoku dziecka, ubieranego w strój marynarki wojennej lub bawiącego się modelem statku.

Madame Butterfly,Awinion 6

Nie można też nie ulec przepojonemu poezją obrazowi, w którym miniatury japońskich domków zostają po zachodzie słońca delikatnie rozświetlone małymi lampkami (urokliwa reżyseria świateł Philippe’a Grosperrina). Najmocniejsze wrażenie wywiera jednak scena finałowa, podczas której Cio-Cio San rozwija łączący ją z synkiem jak pępowina pas z kimona, po czym zadaje sobie śmierć sztyletem, podczas gdy w tym samym momencie widoczne w perspektywie sceny wschodzące słońce zalewa się krwistą czerwienią. Trzeba jeszcze wspomnieć o wzbogacających warstwę plastyczną spektaklu kostiumach autorstwa Danièle Barraud, dbałości o najdrobniejsze szczegóły i rekwizyty, godnej podziwu synchronizacji poszczególnych planów wizualnych - to wszystko składa się na niezapomniany obraz artystyczny o ogromnej sile oddziaływania na naszą wrażliwość i wyobraźnię.

                                                                             Leszek Bernat