Przegląd nowości

Zygmunta Mycielskiego spotkania z Wagnerem

Opublikowano: sobota, 12, październik 2013 13:13

Obok Roku Verdiego, rok 2013 jest także Rokiem Wagnera. Obaj kompozytorzy urodzili się 200 lat temu, w 1813 roku. Verdi – 10 marca, Wagner – 22 maja.

Richard Wagner – artysta budzący sporo kontrowersji, choćby z tej racji, że był ulubionym kompozytorem Hitlera. Ale pamiętajmy, że to także kompozytor będący inspiratorem Teatru Ogromnego Stanisława Wyspiańskiego. Tak więc muzyczna miłość niejedno ma imię…

No i kobiety w życiu Wagnera. Było ich dwie, nie licząc matki, która po rychłej śmierci męża, gdy Richard miał pół roku, związała się z kimś innym, a młody Richard wychowywał się u różnych krewnych.

Wagner

No więc kobiety… Najpierw była Minna Planer – śpiewaczka, z którą Richard włóczył się po Paryżu bez grosza przy duszy, wyklęty w Niemczech po Wiośnie Ludów, którą poparł. Dopiero sukces „Tristana i Izoldy” w Monachium odmienił jego los. Ale cóż – w tym czasie rozpoczął romans z Cosimą von Bülow, żoną dyrygenta „Tristana i Izoldy”, córką Liszta…

Skandal, który zakończył się pięć lat później małżeństwem kochanków i trójką dzieci, zakończył się w Bayreuth, gdzie zamieszkali i gdzie powstał w 1876 roku najpierw słynny teatr operowy, a na jego bazie słynny festiwal wagnerowski.

Zygmunt Mycielski w swych „Postludiach” wydanych przez PWM w 1977 roku wspomina niezwykłe spotkanie związane z Wagnerem. Tytuł – „Dwa spotkania z Wagnerem”. 15.V.1963. W numerze specjalnym „Ruchu Muzycznego”, wydanym z okazji 150. rocznicy urodzin Ryszarda Wagnera.


Latem 1929 roku jadąc z Paryża do Krakowa, zatrzymałem się w Bayreuth. Opera była zamknięta, poszedłem więc zobaczyć willę Wahnfried, lecz i tu brama była zamknięta.

Ściemniało się, pomimo to dobijałem się gwałtownie. Dozorca czy ogrodnik wyszedł, gderliwy. Już się przecie o tej porze nie zwiedza. Z okna wyjrzała jakaś starsza pani. „Co to takiego?” „Ten młody człowiek mówi, że jest przejazdem z Paryża, i chce tu wejść.” „Z Paryża? Niech zaczeka.” Czekałem. Pani zeszła z góry, trwało to długo. „Vous venez de Paris?” – zapytała mnie staruszka – bo teraz dopiero zobaczyłem, że stoi przede mną osoba, która mogłaby być moją prababką. „Tak, jestem muzykiem, studiuję w Paryżu, chciałbym przynajmniej wejść tutaj.” „Młody muzyk – z Paryża…” Staruszka wydała mi się wzruszona. „Jak teraz Paryż wygląda? Dużo koncertów?” „Czasami i dziesięć dziennie” – wdałem się w rozmowę – już byliśmy przy samej willi, już mnie ta pani pyta, co chcę zwiedzić. Ale zmrok zapadał szybko, poprosiłem więc tylko o wskazanie mi, gdzie się znajduje grób Wagnera.

Bayreuth,Wagner 232-7

„Grób mojego męża.- Zaprowadzę pana.” Mimo to przystanęła, już z drugiej strony domu. Podniosła cienką laseczkę: „Niech pan idzie prosto, tam.”

Nie wiedziałem, czy mam iść, czy zostać przy córce Liszta i pani d’Agoult, żonie Hansa von Bülowa, secundo voto żonie Ryszarda Wagnera. Miałem ochotę cicho powiedzieć, żeby nie krzyknąć: „To pani jeszcze żyje?!” Ale ona została przy drzwiach, a ja odchodziłem, mamrocząc jakieś podziękowania.

Cosima! Więc rozmawiałem z dziewięćdziesięciodwuletnią Cosimą, która znała i c h w s z y s t k i c h ?! Tych, których nuty zalegają moją półkę przy fortepianie?!

Po chwili stałem już przed gładką, grubą płytą kamienną, pod którą leżał autor Tristana.


Trzynaście lat później, zimą, zaprowadził mnie o świcie, „pod bagnetem” żołnierz niemiecki do niemieckiego kułaka, gdzie miałem oporządzać kilkadziesiąt sztuk bydła, krów, jałówek i wołów. W południe zawołano mnie do domu i w zimnej sionce pokazano mi dwie miski. W jednej była kasza dla psa, a w drugiej dla mnie. Na obu porcjach położony był kawałek skóry ze słoniny.

Zygmunt Mycielski 228-10

Piesek nadbiegł wesoło, kręcił kundlowatym ogonkiem i – o dziwo! – zamiast się rzucić do swojej miski, podbiegł do mnie. Usłyszałem wtedy zirytowany głos bauerki, przywołujący pieska do porządku. Przecie nie powinien się zadawać z czymś tak podłym jak ten słowiański żołnierz. Ale piesek łasił się dalej. Głaskałem go, gdy bauerka zawołała: „Senta!” Wtedy dałem skórkę ze słoniny Sencie, córce Dalanda – i Senta została już przy mnie. Bauerce było już tego za wiele. Prowokacja. „Ein frecher Pole!”, usłyszałem. Pewnie – taki zagłodzony, obszarpany śmieć – i karmi germańskiego pieska. Ale mój słuch już biegł dalej, już nie słyszałem głosu bauerki. Z ręką na głowie pieska słyszałem balladę – „Traft ihr das Schiff!” – a gdy szedłem na pole i wiało od Północnego Morza – „Mit Gewitter und Sturm, aus fremdem Meer” – ciągnąłem w myśli te wczesne wagnerowskie melodie z Holendra tułacza.

A teraz myślę o bramie do willi Wahnfried, o Sencie i Morzu Północnym, o przewalającym się morzu muzyki Wagnera, bogatym, napęczniałym od rozsadzającego je dźwięku, o tym narodzie, wśród którego spędziłem pięć lat, dziwnych, trupich lat, w ciągu których wspinałem się myślą aż po pasyjne arie, „Erbarme dich”.

Cosima, Izolda, Senta, tristanowe pieśni do słów Matyldy Wesendonck, i ta zimna sień, z ciepłą głową pieska – co by na to stary Wagner powiedział, co by powiedziała Cosima? Ona by chyba wolała bajeczkę o Sencie niż wspominanie Matyldy Wesendonck!

                                                                            Spisał Andrzej Szypuła