Przegląd nowości

Traviata Doroty Wójcik

Opublikowano: poniedziałek, 06, maj 2013 09:51

Premiera „Traviaty” Giuseppe Verdiego w łódzkim Teatrze Wielkim z udziałem Doroty Wójcik skłania do refleksji na temat roli solistki w dziele operowym. Na ile kształt postaci z niezwykle popularnej opery jest wynikiem możliwości głosowych i technicznych śpiewaczki, a ile jest tam jej własnych cech osobowości. Oczywiście trudno sobie wyobrazić postać Violetty Valery odtwarzaną na scenie przez artystkę mało interesującą fizycznie, np. nadmiernie otyłą, choć i takie przypadki historia opery zna. W przypadku kreacji Doroty Wójcik warunki fizyczne na pewno nie stanowią bariery. Co więcej, o ile na okładce drukowanego programu umieszczono zdjęcie innej solistki kreującej tytułową rolę, czarnowłosej Joanny Woś w pięknej białej sukni, o tyle Dorota Wójcik w celu odróżnienia od swej znakomitej koleżanki ma włosy blond. Także głos tej artystki, liryczny, miękki, lejący się, może być ważnym wyróżnikiem i niepowtarzalną cechą. Również w grze aktorskiej Doroty Wójcik można zauważyć naturalność, szczerość pokazywanych emocji, opanowanie i umiar. Artystka stworzyła postać wiarygodną najpierw jako kurtyzana, a następnie kobieta zakochana, która potrafi poświęcić siebie dla dobra ukochanego.

Traviata,Wojcik 1

Solistka kreująca główną rolę może odnieść sukces także dzięki udziałowi dobrych partnerów. Dorota Wójcik miała to szczęście, że wszyscy pozostali śpiewacy w przedstawieniu prezentowali wyrównany, dobry poziom. Odnosi się to głównie do postaci Alfreda w wykonaniu Tomasza Kuka oraz Germonta – w tej partii wystąpił Zenon Kowalski. Tomasz Kuk dysponuje ładnym, dobrze wyszkolonym głosem tenorowym. Jednak zwykle jego głos jest zbyt matowy, a w premierowym przedstawieniu nie rozwinął do końca swoich możliwości i głos brzmiał miejscami sztywno. Dodatkowym kłopotem w odbiorze postaci Alfreda były użyte w przedstawieniu środki aktorskie, niekiedy dosyć groteskowo wyglądające, np. w scenach ekstremalnej rozpaczy. Natomiast Zenon Kowalski przedstawił postać ojca bardzo wiarygodnie zarówno aktorsko jak i wokalnie. Jego baryton brzmiał dźwięcznie i wyraziście, a gestykulacja i mimika odpowiadała wyobrażeniom o „zatroskanym ojcu”.


Jednak obie kreacje Alfreda i Germonta należy rozpatrywać łącznie, jako wynik określonej koncepcji reżyserskiej. Wpisują się w nią także pozostałe postacie opery – bardzo wyrazista, zdecydowana Olga Maroszek w roli Flory, dobrze brzmiący Adam Szerszeń jako Baron oraz Patryk Rymanowski jako Markiz, mniej głosowo skupiony Robert Ulatowski jako Doktor, Przemysław Baiński jako Gaston czy grająca ważną rolę w finale służąca Violetty Annina w wykonaniu Sylwii Nowickiej.

Traviata,Wojcik 3

Skoro wspomniałam już o koncepcji reżyserskiej, która jest dziełem tandemu Janina Niesobska –Waldemar Zawodziński, to jest ona zachowawczo-tradycyjna, w maksymalnym stopniu nastawiona na odtworzenie realiów epoki, także tych społeczno-towarzysko-mentalnych. Miejscami odnosi się nawet wrażenie, że autorzy tej koncepcji powinni zwracając się do współczesnego odbiorcy dokonać choćby symbolicznego przesunięcia akcentów lub przynajmniej „przymrużenia oka” w scenach ukazujących piramidalną hipokryzję w tzw. wyższych sferach. Jedynym odniesieniem do współczesności inscenizacji są meble jakby z IKEI wstawione na scenę przez autorkę scenografii Katarzynę Zbłowską. Warto natomiast bardzo pochwalić przedzielenie poszczególnych odsłon spektaklu przerwami, choć obecnie panuje moda łączenia aktów przedstawień operowych i dramatycznych, a czasami wręcz granie trwających ponad 2 godziny dzieł jednym ciągiem, co jest niedopuszczalne ze względów higienicznych. W łódzkiej „Traviacie” zaplanowano aż 3 przerwy, można więc odpocząć, wymienić uwagi na temat wrażeń, a w przypadku znudzenia opuścić teatr przed końcem spektaklu.

Traviata,Wojcik 2

Kilka słów należy się kierownictwu muzycznemu Eraldo Salmieriego. Dyrygent poprowadził słynny utwór Verdiego z muzykalnością, wyczuciem i znawstwem, nawet z niezachwianym szacunkiem do „katarynkowego” akompaniamentu orkiestrowego „um-pa-pa”. Wszystko to jednak sprzyjało specyfice śpiewu operowego, który wymaga intonacyjnej i rytmicznej podpory, a muzyka Verdiego była pisana z myślą o śpiewakach. Oni byli dla kompozytora, ale także dla twórców łódzkiego przedstawienia, najważniejsi.

                                                                             Joanna Tumiłowicz