Przegląd nowości

Łódź i Wrocław – dwie „Traviaty"

Opublikowano: niedziela, 05, maj 2013 13:31

Jedno z przedstawień Damy kameliowej obejrzał w 1852 roku bawiący w Paryżu Verdi, który znacznie wcześniej poznał powieść Dumasa-syna. Tym razem jednak dramat głównych bohaterów przemówił do niego z całą siłą. Wyszedł zachwycony i wzruszony oraz przekonany, że to dzieło stanowi wdzięczny materiał na operowe libretto. Jako człowiek czynu zaraził swoim entuzjazmem Francesco Marię Piavego, który w oparciu o sztukę Dumasa napisał libretto nowej opery.

Traviata 322-154

Verdi równie szybko zabrał się do pracy nad partyturą – Dla Wenecji piszę „Damę kameliową”. Inny kompozytor nie podjąłby się tego ze względu na kostiumy, epokę i tysiąc innych głupstw. Ja robię to z największą przyjemnością – napisał do jednego z przyjaciół. Tak powstała Traviata, klasyczny melodramat z wielką miłością, gwałtownymi emocjami, tragicznym finałem i pięknymi melodiami w które wpisany jest dramat głównych bohaterów. Dzieło bijące od lat rekordy powodzenia, jednakowo kochane przez publiczność i śpiewaków, którym Verdi dał tutaj wyjątkowo wdzięczne pole do popisu. Żaden dyrektor teatru operowego nie może spać spokojnie nie mając w repertuarze swojego teatru tej pięknej melodyjnej opery. Nie bez racji utarło się w operowym światku powiedzenie: dwa lata i znów Traviata. Myślę, że najlepszą ocenę wartości Traviaty wydał sam Aleksander Dumas-syn: Za pięćdziesiąt lat nikt by nie pamiętał o mojej „Damie Kameliowej”. Ale Verdi uczynił ją nieśmiertelną.


Prapremiera Traviaty odbyła się 6 marca 1953 roku (po zaledwie trzech tygodniach prób) na scenie weneckiego Teatro La Fenice i była to jedna z największych klęsk w życiu Verdiego. Opera i jej wykonawcy zostali przez publiczność wygwizdani. Dlaczego? Po pierwsze, nie budzący zaufania tytuł: Traviata – oznaczający w przenośni kobietę upadłą, która zeszła z właściwej drogi. Kurtyzana jako główna bohaterka opery i to ukazana jako postać szlachetna zdolna, w imię prawdziwej miłości, do największego poświęcenia? Odczytano to jako prowokację dla mieszczańskiej moralności. W dodatku akcja rozgrywająca się w połowie XIX wieku, czyli współcześnie. Dramat Violetty był zarazem jawnym oskarżeniem pruderyjnych stosunków panujących w owych czasach. Szlachetność kurtyzany i jej czysta miłość to było coś co szokowało i nie mieściło się jeszcze w ówczesnej mentalności. Verdi po raz pierwszy w swojej twórczości odwołał się do współczesnej rzeczywistości rozgrywając całą akcję w konwencjach dramatu mieszczańskiego i literatury realistycznej.

Traviata,Wos

Czternaście miesięcy po klęsce w La Fenice Traviatę wystawiono 5 czerwca 1854 roku ponownie również w Wenecji, ale już w Teatro San Benedetto. Sukces przeszedł wszelkie oczekiwania. Nie było jeszcze w Wenecji sukcesu równego sukcesowi „Traviaty” – napisał do nieobecnego na premierze Verdiego Ricordi. Trzeciego wieczoru szaleństwo oklasków miało w sobie coś satanistycznego – wtórował Ricordiemu Gallo. Jak na to wszystko zareagował Verdi? – „Traviata”, którą wykonuje się obecnie w San Benedetto nie różni się niczym, najzupełniej niczym od wykonywanej w ubiegłym roku w La Fenice, z wyjątkiem kilku transpozycji i małych retuszy, które poczyniłem – oświadczył kompozytor przebywający w Paryżu. Tak właśnie rozpoczął się, trwający do dzisiaj, tryumfalny pochód Traviaty przez światowe sceny. Można spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że nie ma wieczoru w roku by gdzieś w świecie, w światłach scenicznej rampy nie ożywała na nowo żarliwa czysta miłość Violetty i Alfreda.


W przypadku Teatru Wielkiego w Łodzi i Opery Wrocławskiej raz jeszcze sprawdziło się powiedzenie: „Dwa lata i znów Traviata.” Ledwie zeszły z afisza poprzednie inscenizacje, ta w Łodzi była grana z niewielkimi przerwami od 1986 roku, wrocławska funkcjonowała od 2006, a już w obu przypadkach mieliśmy premiery nowych, które odbyły się w tym samym terminie 27 i 28 kwietnia.

Traviata 322-49

Łódzkiej Traviacie kształt sceniczny nadali: Janina Niesobska i Waldemar Zawodziński, reżyseria i inscenizacja. Dodatkowo Niesobska jest twórcą choreografii, a Zawodziński reżyserii świateł. Scenografię zaprojektowała Katarzyna Zbłowska, kostiumy Xymena Zaniewska. Kierownictwo muzyczne sprawował Eraldo Salmieri. Twórcami wrocławskiego przedstawienia są: Adam Frontczak – reżyseria, Paweł Dobrzycki – scenografia, Małgorzata Słoniowska – kostiumy. Bożena Klimczak opracowała choreografię. Kierownictwo muzyczne tym razem objął Bassem Akiki.

Traviata 322-138

Łódzka inscenizacja nie prezentuje kolejnego odkrywczego spojrzenia na starą poczciwą Traviatę, jednak broni się ona reżyserską rzetelnością i klimatem. Reżyserka zadbała by na scenie królowały paryskie salony z dawno minionej epoki z całym ich bagażem dobrego i złego gustu. Spory udział w budowaniu atmosfery mają: efektowna scenografia (schody lustra i skórzane fotele) nawiązująca do stylu art deco i bajeczne kostiumy (takie same jak w inscenizacji z 1986 roku) oraz nastrojowe światło. W takiej scenerii poruszają się bohaterowie budując w najbardziej tradycyjny sposób tragiczną historię miłosną. Od początku do końca przedstawienia w sytuacjach scenicznych panuje logika zdarzeń ściśle powiązana z muzyką i librettem opery. Jednym z ciekawszych pomysłów było pozostawianie na scenie na zasadzie stop klatki całego zespołu w obu wielkich scenach zbiorowych, to świetnie podkreślało dramaturgię sceny, z której każda miała właściwą sobie atmosferę i klimat.


We Wrocławiu akacja została przeniesiona do współczesności i dzieje się w efektownej scenerii teatru rewiowego, którego głównym elementem scenografii są ogromne schody i stylizowane kielichy kwiatowe. Tyle tylko, że tutaj reżyseria okazała się znacznie mniej sprawna, przez co kilka pytań o sens działań samych ciśnie się na usta. Mam wrażenie, że reżyser nie bardzo wiedział jak ustawić w I akcie słynną scenę zbiorową z udziałem solistów i chóru. Tworzenie kółek, ruch sceniczny z gatunku: dwa kroczki do przodu, cztery do tyłu i dwa w bok, a do tego rączki do góry i pląsający walczyk dzisiaj trącą lekko anachronizmem.

Traviata,Lodz

Podobnie jak strzelające konfetti. Na szczęście już dwie kolejne sceny (wiejska i u Flory) mają właściwą dramaturgię i budowany konsekwentnie klimat, prowadzący do tragicznego finału. W drugim akcie byliśmy świadkami dynamicznej sceny balu u Flory z interesująco opracowaną sceną baletową. Tutaj udało się reżyserowi zbudować tę gęstniejącą z minuty na minutę atmosferę, której punktem kulminacyjnym jest scena kiedy Alfred płaci Violetcie za „usługi”. I tu klops, po co ta szamotanina Alfreda, który rzuca pieniądze i podnosi, aby nimi jeszcze raz cisnąć w biedną Violettę. Myślę, że akurat tutaj sprawdziłaby się stara maksyma: raz, a dobrze. Równie bulwersujący okazuje się początek ostatniego aktu, kiedy Violetta okazuje się nie chorą na gruźlicę, ale damą pociągąjącą z butelki alkohol i zataczającą się po scenie, oceniam to w kategorii nieporozumienia. W końcu jednak Violetta umiera tradycyjnie, ale zanim się tak stanie wbiega Alfred z suknią balową (kolejne – po co?).

Traviata 322-188

Obie Traviaty miały swoich bohaterów. W Łodzi była nim Joanna Woś, która szybko udowodniła, że nadal nie ma w kraju konkurentki! Każdy jej gest i ruch podporządkowany był muzyce, ekspresji i dramaturgii tworzonej postaci. Jej Violetta zachwyca nie tylko wspaniale brzmiącym, bogatym w alikwoty, głosem i kapitalną techniką, ale również naturalną swobodą jego prowadzenia. Ona nie epatuje widza żadnymi tanimi sztuczkami ona daje prawdziwy, a zarazem subtelny, obraz kobiety, która bezgranicznie kocha i gotowa jest w imię tej miłości na każde poświęcenie. Jej partnerami byli Zenon Kowalski w roli Giorgio Germonta, nienaganny w stylowym prowadzeniu frazy. Jego wielki duet z Violettą w II akcie to prawdziwa perła pod względem aktorskim, ale i wokalnemu też trudno cokolwiek zarzucić.


W partii Alfreda wystąpił Mirosław Niewiadomski, którego jeszcze nie słyszałem, a który ujął mnie ładną barwą głosu, niezłą jego emisją. Był przy tym szczerze wiarygodny w tworzeniu postaci młodego człowieka nie mogącego się pogodzić z utratą ukochanej. Jak zawsze pełnię satysfakcji dała kreacja Bernadetty Grabias w partii Flory.

Traviata 322-241

Bohaterem wrocławskiego przedstawienia był Mariusz Godlewski w partii dystyngowanego arystokraty Georgio Germonta. Jego kreacja ujmowała nie tylko nienagannym prowadzeniem głosu, ale również wysoką kulturą muzyczną i sugestywnym aktorstwem, co pozwoliło mu stworzyć wiarygodny obraz ojca Alfreda. Partię Violetty śpiewała Siri Jo dysponująca interesującym w barwie głosem o wyrównanym brzmieniu. Jednak jej maniera nadużywania rąk jako środka ekspresji, szczególnie w I akcie, drażni. Zresztą mam wrażenie, że ta młoda śpiewaczka nie bardzo mogła się w tym akcie odnaleźć. Jednak kolejne akty pokazały, że potrafi opanować ekspresję rąk na korzyść przeniesienia jej na głos. Podsumowując jej kreację można powiedzieć, że w I akcie zabrakło spontaniczności, a w III determinacji w tworzeniu obrazu granej bohaterki. W roli Alfreda towarzyszył jej Victor Campos Leal, tenor o ładnej barwie i interesującym brzmieniu, który w naturalny sposób wydobył z partii Alfreda cały jej dramatyzm nie popadając ani na chwilę w przerysowaną ekspresję.

Traviata 322-252

W Łodzi Eraldo Salmieri prowadził orkiestrę w taki sposób by podkreślić urok verdiowskiej melodyki, dramatyczny puls i narastający dramat. Muzyka miała pod jego batutą właściwą dynamikę oraz tę taneczną lekkość i śpiewność, pod którą czai się od samego początku dramat głównych bohaterów.

We Wrocławiu kierownictwo muzyczne sprawował Bassem Akiki. Okazał się precyzyjny w scenach zbiorowych i wie jak wyeksponować pulsujący dramatyzm muzyki czający się od samego początku pod płaszczykiem tanecznej lekkości, a czasami nawet banalnej melodyki.

                                                                                        Adam Czopek