Przegląd nowości

„Uprowadzenie z Seraju” w Opéra de Nantes

Opublikowano: piątek, 22, marzec 2013 19:35

Prezentowane właśnie w Opéra de Nantes Uprowadzenie z seraju - przygotowane w koprodukcji z Opéra de Montpellier - zostało wyreżyserowane przez argentyńskiego inscenizatora Alfredo Ariasa, który w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku należał do zgrupowanych przy Instytucie Di Tella w Buenos Aires artystów-plastyków, przyciągających uwagę licznymi wystawami, happeningami i performansami. Jego pierwszą kreacją teatralną była sztuka Drakula, zaskakująca adaptacja powieści Brama Stokera, pokazana w estetyce filmu rysunkowego.

Uprowadzenie z seraju,Nantes 1

Zaś pierwszymi napisanymi przez samego Ariasa - i również przezeń wyreżyserowanymi - sztukami były Aventuras i Futura. W 1968 roku założył on grupę teatralną „TSE”, opuścił Argentynę, a swoje przepojone fantastyką, feerią i humorem kreacje prezentował w Nowym Jorku i Paryżu. To właśnie w stolicy Francji osiadł na stałe w 1970 roku i zdobywał uznanie oryginalnymi, często radykalnie nowatorskimi przedstawieniami, łączącymi taniec, muzykę i poetycki dialog. W trakcie swojej kariery zmierzył się z tak odmiennymi gatunkami jak komedia muzyczna, film, teatr masek czy music-hall. Od pewnego czasu chętnie wystawia też opery: np. Rameau, Strawiński, Bizet, Britten, Poulenc, ale również operetki Lehara, Offenbacha czy zarzuelę Lleo. Od roku 2004 nie wyreżyserował jednak żadnej opery, ponieważ postanowił poświęcić więcej czasu na pisanie oraz - jak mówi - „refleksję nad rolą inscenizatora operowego”. Pokazywane w Nantes przedstawienie jest zatem powrotem Ariasa do sztuki lirycznej po ośmiu latach przerwy.

Uprowadzenie z seraju,Nantes 2

Od razu nasuwa się pytanie, czy argentyński artysta postąpił słusznie sięgając po młodzieńcze dzieło Mozarta, grzeszące jeszcze pewnymi dłużyznami, brakiem ciekawie zarysowanej dramaturgii i słabą konstrukcją, wynikającą z niezręcznego pod względem literackim libretta Gottlieba Stephaniego. Sądząc po ostatecznym rezultacie scenicznym odpowiedź może być tylko negatywna.


Wprawdzie w jednym z wywiadów reżyser wyznał, że kierował się w swojej pracy uczuciami, jakie wzbudzała w nim mozartowska muzyka, stanowiąca rzeczywiście siłę tego trzyaktowego singspiela. Arias pragnął zatem przedstawić nam pozbawioną pretensjonalności i intymistyczną wizję „ludzkiej bezsilności wobec miotających nami namiętności”, a żeby to osiągnąć „wsłuchiwał się w każdą ornamentację, każdy oddech i każdy akcent, po to, by zrozumieć, jakie zabarwienie uczuciowe chciał kompozytor nadać poszczególnym słowom tekstu”.

Uprowadzenie z seraju,Nantes 3

Niestety deklaracje reżysera nie znajdują żadnego odzwierciedlenia w warstwie wizualnej, która rozczarowuje brakiem inwencji, atrakcyjności i teatralnej skuteczności. Dekoracje Roberto Platé posiadają charakter ponadczasowy i prowadzą swoistą grę z perspektywą. Tło sceniczne stanowią ramy wielkiego obrazu, ukazującego wypełnione chmurami niebo. Z kolei w scenicznym niebie dostrzegamy trzy potężne okna, którym symetrycznie odpowiadają znajdujące się na podłodze i wypełnione wodą baseniki. Sam pomysł jest nawet dość intrygujący, tylko że właściwie nie zostaje wykorzystany.

Uprowadzenie z seraju,Nantes 4

Przez cały czas przedstawienia Arias usiłuje bowiem „ogrywać” zabieg dzielenia przestrzeni scenicznej przezroczystą, regularnie spuszczaną spod sufitu zasłonką, która jednakże nie zakreśla żadnych miejsc akcji, tylko wprowadza niepotrzebny zamęt i nieporozumienia. Brakuje tutaj tak pożądanej iluzji, ale także i oczekiwanych aluzji, a tchnąca pustką scenografia nie zostaje bynajmniej zrekompensowana wypatrywaną z tęsknotą grą aktorską. Ta ostatnia ogranicza się jedynie do schematycznych i na dłuższą metę coraz bardziej irytujących gestów, powtarzanych bez końca i pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia teatralnego. Co gorsza reżyser stara się nas na siłę rozmieszać, co powoduje, iż nawet w scenach komicznych, przywoływanych lekką i iskrzącą się humorem muzyką, pozostajemy zupełnie obojętni wobec mających bawić publiczność zwrotów akcji.


Sytuację dodatkowo pogarsza stojący na czele Orchestre National des Pays de la Loire Sascha Goetzel, doświadczony dyrygent, który jednak w tym przypadku z niezrozumiałych względów spowalnia tempo narracji muzycznej, pozbawiając ją tym samym werwy, dynamizmu i zwiewności. Tym większa to szkoda, że wszystkie grupy instrumentalne zespołu z Nantes brzmią barwnie i atrakcyjnie, spójnie i interesująco, wszakże to przecież szef ostatecznie kształtuje materię muzyczną. Rezultat jest taki, że słuchacza coraz mocniej opanowuje uczucie znudzenia, co szczególnie w przypadku opery Mozarta może się wydawać czymś doprawdy paradoksalnym.

Uprowadzenie z seraju,Nantes 5

Na szczęście pozostają jeszcze soliści, którzy dostarczają publiczności wiele pozytywnych wrażeń. Są młodzi, spontaniczni i starają się jakoś odnaleźć w tej nietrafionej inscenizacji, wszak ich głównym walorem jest wysoki poziom wokalny i na ogół dobre wyczucie mozartowskiego stylu. Rosyjska sopranistka Elena Gorshunova jest wzbudzającą uznanie subtelnym prowadzeniem głosu Konstancją, austriacka sopranistka Beate Ritter - pełną temperamentu Blondą, pięknie frazujący tenor kanadyjski Frédéric Antoun z powodzeniem kreuje rolę zakochanego Belmonta, a w partii jego sprytnego służącego Pedrillo słuchamy szwajcarskiego tenora François Piolino.

Uprowadzenie z seraju,Nantes 6

Pod względem wokalnym pozytywnie się również prezentuje czeski artysta Jan Stava, dysponujący głębokim i gęsto nasyconym basem, natomiast niekiedy irytujący przerysowanymi i dość oklepanymi gagami scenicznymi. W roli Baszy Selima obsadzony został szwajcarski aktor Markus Merz, którego gra często zbliża się niebezpiecznie do granicy nadekspresji a nawet histerii. I choć wszyscy wykonawcy zostali przez publiczność nagrodzeni gromkimi brawami, to trudno uznać tę nową produkcję operową za artystyczny sukces.

                                                                     Leszek Bernat