Przegląd nowości

„Falstaff” w Opéra national de Paris

Opublikowano: środa, 06, marzec 2013 11:08

Chociaż Otello miał być ostatnim dziełem scenicznym, jakie wyszło spod pióra Giuseppe Verdiego, libreciście Arrigo Boito udało się jeszcze przekonać włoskiego kompozytora do zmierzenia się z adaptacją Wesołych kumoszek z Windsoru Szekspira. Jeśli jednak zmęczony już wynikającymi z podeszłego wieku problemami zdrowotnymi mistrz z Busetto uległ usilnym namowom młodszego od niego o trzydzieści lat librecisty, to głównie dlatego, że zaintrygował go proponowany temat.

Falstaff,Paryz 1

Po pierwsze odnalazł w nim bliskie jego własnemu życiu osobistemu wątki, pozwalające mu wielu punktach niemalże się identyfikować z tytułowym bohaterem, a po drugie dojrzał tu doskonałą okazję do tego, aby udowodnić, iż jest w stanie odnieść sukces także i w lżejszym gatunku opera buffa. Wprawdzie rozpoczęte w 1889 roku komponowanie Falstaffa zajęło twórcy aż cztery lata (prapremiera miała miejsce w 1893 roku w mediolańskiej La Scali), ale ostateczny rezultat został przez publiczność przyjęty z wręcz szaleńczym entuzjazmem i zapewnił tej trzyaktowej operze triumfalny pochód przez najbardziej prestiżowe sceny świata. Tym bardziej dziwić może fakt, że jest ona dzisiaj znacznie rzadziej wystawiana niż inne słynne dzieła Verdiego. Wydaje się, iż podstawowy wpływ ma no to niezwykle delikatna i precyzyjnie utkana materia dramaturgiczna i muzyczna Falstaffa, która nie znosi nawet najmniejszych inscenizacyjnych czy wykonawczych fuszerek i niedoróbek. Albowiem to, co w innych pozycjach operowych uchodzi nieraz płazem, w tym przypadku musi się zakończyć niechybną katastrofą. A najlepszą ilustracją prawdziwości tego stwierdzenia może być prezentowana właśnie w Operze Paryskiej produkcja.


Przypomnijmy przy okazji, że w Palais Garnier po raz pierwszy dzieło to zostało wystawione w 1922 roku w reżyserii Ernesta Merle-Foresta. Następna inscenizacja została przygotowana w tym teatrze dopiero w 1970 roku przez Tito Gobbiego (który również śpiewał główną rolę) oraz Franco Zeffirelliego (dekoracje i kostiumy), a wśród wykonawców znaleźli się Andrea Guiot (Alicja Ford), Christiane Eda-Pierre (Nannetta) i Matteo Manuguerra (Ford).

Falstaff,Paryz 2

Dwanaście lat później Falstaff powrócił do Paryża w reżyserii Georgesa Wilsona (Hubert Monloup - dekoracje i kostiumy) i pod dyrekcją Seiji Ozawy, a śpiewali w nim Claudio Desderi (Falstaff), Helena Doese (Alicja Ford), Barbara Hendricks (Nannetta), Thomas Allen (Ford) i Barry Mc Cauley (Fenton). W gmachu Opéra-Bastille rzeczone dzieło pojawiło się w 1999 roku: reżyserował Dominique Pitoiset, dyrygował James Conlon, a w obsadzie znów nie brakowało doskonałych wykonawców: Jean-Philippe Lafon (Falstaff), Christine Goerke (Alicja), Patrizia Ciofi (Nannetta), Anthony Michaels-Moore (Ford) i Paul Groves (Fenton). To właśnie tę produkcję można teraz oglądać nad Sekwaną, szkoda tylko, że z wielu względów nie spełnia ona pokładanych w niej nadziei.

Falstaff,Paryz 3

Przede wszystkim trudno się pogodzić z faktem wystawiania Falstaffa w ogromnej sali przy placu Bastylii, co w odniesieniu do oper wymagających wyjątkowo bliskiego kontaktu wykonawców z publicznością jest decyzją wysoce niewłaściwą. Widać jednak już po raz kolejny, że względy finansowe są w tym przypadku ważniejsze od kryteriów artystycznych, a trudno to przecież uznać za sytuację normalną. W rezultacie większość komicznych sytuacji nie dociera do oddalonych od sceny widzów, a ci ostatni coraz bardziej ulegają znudzeniu, co w przypadku comedia lirica, jaką jest przecież Falstaff, wydaje się wręcz czymś nieprawdopodobnym. Co gorsza nawet niektórzy z wokalistów nie manifestują pełnego zaangażowania w akcję, co jeszcze dodatkowo osłabia humor tej opery, opartej o jedno z najlepiej skonstruowanych librett.


Trudno się im zresztą dziwić, gdyż wielka i przytłaczająca oprawa scenograficzna Alexandre’a Beliaeva nie sprzyja kreowaniu kameralnych działań aktorskich oraz wchodzenia w ciekawe i dynamiczne interakcje. Sytuacji nie poprawia boleśnie pozbawiona ekspresji i dramatycznego nerwu gra Orkiestry Opery Paryskiej, prowadzonej bez wyrazu przez zadziwiająco obojętnego wobec całej realizacji Daniela Orena, który przecież specjalizuje się w interpretacjach verdiowskich oper.

Falstaff,Paryz 4

Pod jego batutą gubią się gdzieś spektakularne przyspieszenia, instrumentalna błyskotliwość i magia, wigor i rytmiczna precyzja. I jeśli warto się mimo wszystko na tę ułomną produkcję wybrać, to tylko po to, aby posłuchać czwórki solistów z prezentującej dość nierówny poziom obsady wykonawczej. Z pewnością jej solidną podporą jest śpiewający partię Falstaffa włoski baryton Ambrogio Maestri, niezawodny wokalnie i ujmujący naturalną vis comica.

Falstaff,Paryz 5

Dużą satysfakcję sprawia słuchanie debiutującego w Opéra Bastille Artura Rucińskiego, który w roli Forda imponuje talentem aktorskim oraz ciekawym brzmieniem swego wyrównanego we wszystkich rejestrach i ładnie nasyconego barytonu. Wśród pań dominują jak zawsze niezawodna Marie-Nicole Lemieux, kreująca postać pani Quickly, i pieszcząca ucho plastycznym frazowaniem rosyjska sopranistka Elena Tsallagova w roli Nannetty. Świetnie też brzmi doskonale przygotowany przez Patricka Marie Auberta operowy chór. Pewne zastrzeżenia budzi natomiast występ takich solistów jak tenor Paolo Fanale (Fenton), bułgarska sopranistka Svetla Vassileva (Alicja Ford), mezzosopranistka Gaëlle Arquez (Meg Page) oraz Mario Luperi (Pistol) i Bruno Lazzaretti (Bardolf). Ogólnie rzecz ujmując to jednak przede wszystkim wspomniana czołówka obsady wokalnej ratuje owo wznowienie dość przestarzałej inscenizacji verdiowskiej opery.

                                                                                Leszek Bernat