Przegląd nowości

Współczesne kreacje w Opéra de Montpellier

Opublikowano: środa, 12, grudzień 2012 12:43

O tym, że działająca pod dyrekcją reżysera Jean-Paula Scarpitty Opera w Montpellier sięga regularnie po współczesne partytury i że nie boi się artystycznych eksperymentów jest już wiadomo od dawna. Przyznać jednak należy, iż prezentowane aktualnie w tej placówce przedstawienie wiązało się z wyjątkowo dużym ryzykiem, którego podjęcie świadczy o odwadze całej operowej ekipy.

Montpellier 1

Otóż połączenie w trakcie jednego wieczoru światowej kreacji kompozycji Mathisa Nitschke Jetzt z francuską kreacją dzieła Elliotta Cartera What Next ? i wypełnienie do ostatniego miejsca przepastnej, mieszczącej ponad dwa tysiące osób widowni Opéra Berlioz/Le Corum dość tradycyjnie przecież nastawioną publicznością można uznać za nie byle jaki wyczyn. Oznacza to, iż wbrew pesymistycznym prognozom gatunek operowy ma przed sobą przyszłość i że słuchacze nie stronią od muzyki współczesnej pod warunkiem jednak, że jest ona przed nimi odkrywana w odpowiedni i atrakcyjny sposób. A tak się właśnie dzieje w Montpellier - entuzjastyczne reakcje odbiorców z tego miasta pokazują, że potrafią oni docenić wysiłek podejmowania nietypowych wyzwań.


What Next? jest jedyną operą Cartera, którą dziewięćdziesięcioletni już kompozytor - zmarły 6 listopada tego roku w sędziwym wieku stu czterech lat - napisał pod wpływem wielokrotnie powtarzanych próśb Daniela Barenboima (to właśnie on poprowadził prawykonanie nowego utworu, które miało miejsce w 1999 roku w berlińskiej Staatsoper Unter den Linden). Amerykański twórca przez dłuższy czas wahał się odnośnie wyboru odpowiedniego tekstu, kierując swą uwagę najpierw na sztuki Ionesco, a następnie na utwory Arystofanesa, w końcu jednak ulegając sugestiom muzykologa i krytyka muzycznego New York Times’a Paula Griffithsa obrał za punkt wyjścia jedną ze scen z filmu Jacques’a Tatiego Trafic (polski tytuł: Pan Hulot wśród samochodów) - ostatecznie to właśnie Griffiths podjął się zredagowania libretta.

Montpellier 2

Owa filmowa scena ukazuje banalny wypadek samochodowy, na skutek którego szóstka ofiar „wypada z drogi”, tyle że bardziej w sposób mentalny niż fizyczny. Próbują one nawiązać ze sobą jakąś namiastkę dialogu i ustalić wspólną wersję wspomnień z tego zdarzenia, przeszkadza im w tym jednak ogólny zamęt i trudności w znalezieniu odpowiednich słów. W gruncie rzeczy ów wypadek nabiera wymiaru symbolicznego stając się symptomem zerwania międzyludzkich więzi i czynnikiem ujawniającym skrajny indywidualizm jednostek, a nazwana przez kompozytora „dramma giocoso” opera jawi się nam jako utwór traktujący o poważnym temacie nieumiejętności ludzi nawiązywania ze sobą jakiegokolwiek kontaktu. Jeśli chodzi o muzykę Cartera to frapuje w niej mistrzowskie nakładanie na siebie zderzających się fragmentów wokalnych, często przywołujących styl belcantowych wokaliz, oraz żywotność rytmiczna, ciekawa kolorystyka dźwiękowa, instrumentalne wyrafinowanie. Niemiecki reżyser Urs Schönebaum rozgrywa akcję What Next? na wypełniającej całą powierzchnię sceniczną pochylonej płaszczyźnie, kojarzącej się z totalnie zdewastowanym przez jakiś kataklizm terenem.


Krążą po niej następujący anty-bohaterowie: Rose (Sarah Wolfson), Mamy (Susan Narucki) - jedyna osoba świadoma całego położenia, Zen (Gilles Ragon) - karykatura intelektualisty, oderwana od spraw ziemskich Stella (Martina Koppelstetter), Harry lub Larry (Marco Di Sapia), czyli narzeczony i pajac w jednej osobie, oraz dziesięcioletni chłopiec Kid (Josue Toubin-Perre). Na czele Orchestre national Montpellier Languedoc-Rousillon i miejscowego chóru (z którym na codzień pracuje Noëlle Gény) stoi młody, ale doskonale się w tym świecie dźwięków odnajdujący Carl Christian Bettendorf.

Montpellier 3

Pokazane w pierwszej części przedstawienia pięćdziesięciominutowe dzieło Mathisa Nitschke (ur. 1973) Jetzt, powstałe specjalnie na tę okazję z inicjatywy Ursa Schönebauma, może być potraktowane jako wstęp do opery Cartera w tym sensie, że ukazuje jakby wspomnianych wyżej protagonistów sprzed zaistniałego wypadku.

Montpellier 4

Libretto Jonasa Lüschera - zredagowane w iście pseudo-filozoficznym i często trudnym dla przeciętnego odbiorcy do „strawienia” stylu - ma według jego autora ukazać w siedmiu etapach-epokach ewolucję ludzkiej percepcji wszechświata. Ponieważ owa percepcja zmienia się równolegle ze zmianami zachodzącymi na poziomie naszego języka, to ewolucję ludzkiej mentalności można zdaniem Lüschera analizować za pomocą uważnego śledzenia innowacji lingwistycznych.


Zapewne dlatego librecista odwołuje się w swoim zawiłym tekście do dorobku takich filozofów i myślicieli jak Parmenides, Feyerabend, Trilling, Galileusz, Schlegel, Darwin, Platon czy Bruno Latour. Jetzt staje się zatem poetycką próbą opisania historii myśli ludzkiej, a także pokazania naszych związków z naturą i całym przekształcającym się nieustannie otoczeniem. Pojawiają się też tutaj krótkie scenki zbudowane wokół tematu śmierci. Śledzenie tych egzystencjalnych dywagacji nie należy do łatwych zadań, ale chyba jednak lepiej przede wszystkim słuchać muzyki Nitschkego, która jest czymś w rodzaju radosnej mieszanki najrozmaitszych gatunków i stylów, poczynając od pastiszu muzyki filmowej, poprzez jakby „jąkający się” marsz, muzykę elektroniczną, kolaż rozmaitych fragmentów o romantycznym zabarwieniu, a na reminiscencjach tanga argentyńskiego kończąc.

Montpellier 5

Często kompozycja ta przyjmuje charakter wyraźnie rozrywkowy, a żeby wyrwać operową orkiestrę z „mieszczańskiego schematu” Nitschke wprowadza do niej trzech funkcjonujących jak wolne elektrony i dowolnie improwizujących instrumentalistów, grających na wiolonczeli, kontrabasie i bandeonie, których dźwięk jest przetwarzany elektronicznie. Trzeba przyznać, że słucha się tego z dużą przyjemnością i stale rosnącym zaciekawieniem, zresztą, jako się rzekło, cały utwór można potraktować jako swoistą alternatywę dla opery Cartera. Tym razem Urs Schönebaum umieszcza na scenie - poza wzmiankowanymi wyżej solistami, odzianymi w ekstrawaganckie kostiumy (na przykład kobieta w futurystycznej sukni odbijającej oślepiające światełka) - również osła czy wielkiego białego zająca, co wprowadza zdecydowanie ironiczne akcenty. Aliści ogólnie rzecz ujmując emanuje z tej inscenizacji atmosfera nieco katastroficzna, chociaż nie brak w niej też przebłysków poezji i nadziei. Podobnie jak w drugiej części tego intrygującego wieczoru tak i tutaj wszyscy soliści, orkiestra i chórzyści dają pod batutą Bettendorfa solidną próbkę imponującego zaangażowania i prawdziwego profesjonalizmu. Nie ma wątpliwości, że tymi dwoma inteligentnie ze sobą zestawionymi kreacjami Opéra de Montpellier wyświadcza muzyce współczesnej trudną do przecenienia przysługę.

                                                                         Leszek Bernat