Przegląd nowości

„Tosca” u Jaracza

Opublikowano: poniedziałek, 29, październik 2012 10:47

Sala łódzkiego Teatru im. Jaracza, w której odbyła się premiera opery Tosca Pucciniego, jest chyba cztery razy mniejsza od remontowanej obecnie sali Teatru Wielkiego znajdującego się kilka ulic dalej. O wiele mniejsza jest też scena, a poza tym, nie ma tutaj kanału orkiestrowego. Dla realizatorów przedstawienia nie było to jednak przeszkodą. Pokazano operę doskonale przemawiającą do wyobraźni i znakomicie zrealizowaną muzycznie.

Tosca 1

Orkiestra usadzona w głębi sceny sugerowała, że mamy do czynienia z koncertowym wykonaniem dzieła operowego, jednak było to tylko tło, bo cała akcja rozgrywała się na proscenium, gdzie umieszczono też skromne, ale funkcjonalne dekoracje, w pierwszym akcie sugerujące wnętrze kościoła, w drugim - gabinet Barona Scarpii, a w trzecim, w którym widownię oddzielono od sceny wielką kratą - więzienie. Na wąskim skrawku sceny udało się zmieścić chóry i statystów, było też wystarczająco dużo miejsca do zarysowania kameralnego dramatu rozgrywającego się między głównymi postaciami opery, Toską, Cavaradossim i Scarpią.


Doskonale aktorsko i głosowo zaprezentował się baryton Adam Szerszeń, tworząc postać brutalnego, zimnego i ordynarnego szefa policji wykorzystującego bez skrupułów wdzięki kobiety, która została przypadkowo zaplątana w intrygę polityczną. Tylko Katarzyna Hołysz w roli Toski była dla niego równoprawnym partnerem. Pozostali uczestnicy spektaklu mniej lub bardziej wyraziście stanowili tło dla tej pary. Wymienić więc trzeba obu pomocników barona - Dominika Sutowicza jako Spolettę i Andrzeja Kostrzewskiego jako Sciarrone. Oczywiście sympatia widowni była również po stronie Cavaradossiego, w którego przeistoczył się Tomasz Kuk, dobrze przygotowany i z przyzwoicie wykonujący obie popisowe arie. Nieco gorzej szło mu w duecie miłosnym z Toską, gdyż dźwięczność jego tenora ustępował sopranowi solistki. Był również mniej przekonujący w roli malarza, patrioty, żarliwego kochanka i człowieka oczekującego na wykonanie wyroku i dlatego zdawało się, że jest obsadzony w roli drugoplanowej. Katarzyna Hołysz miała drobne chwile intonacyjnej słabości, jednak swą arię Visi d'arte zaśpiewała bez zarzutu doskonale panując nad wysokimi pianami. Warto zaznaczyć, że łódzka Tosca ma trzy obsady, bo prócz Katarzyny Hołysz przewidziano także występy Ewy Vesin oraz Moniki Cichockiej. Z postaci drugoplanowych wypada wspomnieć pięknie brzmiący bas Patryka Rymanowskiego w roli Angelottiego, i charakterystyczną rolę zakrystiana - Grzegorza Szostaka. Drobnym błędem reżyserskim było to, że obaj ci wykonawcy ukazujący się na scenie jeden po drugim utykali na tę samą nogę. W przedstawieniu, które pod względem realiów technicznych przeniesiono we współczesne nam czasy, wykorzystano technikę wideo - scenę torturowania Cavaradossiego pokazano na ekranie. Poza tym jednak całą intrygę zaprezentowano w sposób tradycyjny i realistyczny. Jedynie scena otwierająca trzeci akt - śpiew chłopca w wykonaniu młodocianego wokalisty Aleksandra Borosia - miał symboliczne znaczenie. Reżyserię spektaklu Janiny Niesobskiej i Waldemara Zawodzińskiego cechował umiar i logika, dobrze też przygotował chóry Waldemar Sutryk. Wszystkie elementy przedstawienia pasowały do siebie, ale największe słowa uznania należą się kierownikowi muzycznemu i dyrygentowi Tadeuszowi Kozłowskiemu, który nadał Tosce najwyższą jakość artystyczną i nie przeszkodziło mu w tym iż podczs dyrygowania cała akcja rozgrywała się za jego plecami.

                                                                Joanna Tumiłowicz