Przegląd nowości

„Córka pułku” Donizettiego w Opéra national de Paris

Opublikowano: czwartek, 25, październik 2012 20:54

Dwuaktowa opéra-comique Córka pułku (La fille du régiment) Gaetano Donizettiego jest jedną z najpiękniejszych partytur tego kompozytora, uznawaną powszechnie za przykład szczytowych osiągnięć sztuki belcanta. Została wykreowana w paryskiej Opéra Comique w lutym 1840 roku, ale nie od razu odniosła sukces, czego najbardziej wymownym wyrazem jest słynna reakcja Hectora Berlioza, który z furią zaatakował Włocha za najazd na francuskie sceny. Wystarczyło jednak parę lat, aby nowe dzieło zyskało rosnącą w szybkim tempie popularność - odnotujmy, że już u progu 1908 roku Córka pułku pobiła w Opéra Comique rekord tysiąca przedstawień. Powracała do tego teatru jeszcze wielokrotnie w różnych inscenizacjach i ze słynnymi nazwiskami wykonawców na afiszu.

Corka pulku,Bastylia 2

I tu pojawia się pierwszy problem z prezentowaną właśnie w Paryżu produkcją, która zdążyła już na przestrzeni ostatnich paru lat podbić publiczność Londynu, Wiednia, Barcelony, Nowego Jorku i San Francisco, a z którą można łatwo się zapoznać dzięki dokonanemu przez DVD Virgin Classics nagraniu filmowemu. Otóż pokazywanie tej opery o kameralnym charakterze w przepastnej przestrzeni ogromnego gmachu przy placu Bastylii jest wielką pomyłką i nagannym rezygnowaniem z racji artystycznych na rzecz sprzedania maksymalnej ilości biletów i wypełnienia operowej kasy. W rezultacie takiego merkantylnego podejścia do sprawy ucierpiało dzieło Donizettiego, albowiem biorącym w jego wykonaniu artystom jest o wiele trudniej nawiązać bezpośredni kontakt z oddalonymi od nich o wiele metrów widzami, co w przypadku tego typu dzieł stanowi niebagatelny mankament. Natomiast ci ostatni muszą się bardzo koncentrować, aby zrozumieć ledwo do nich docierające strzępy padających ze sceny dialogów mówionych, które zresztą zostały niezbyt fortunnie „uwspółcześnione" przez dramaturga Agathe Melinand, co w tym przypadku oznacza popadnięcie w łatwiznę, wulgarność i irytujące bezguście. Może taka była cena dokonania transpozycji czasowej akcji, którą reżyser Laurent Pelly przeniósł z okresu wojen napoleońskich w czasy pierwszej wojny światowej, a dokładniej mówiąc do środowiska „poilus", czyli żołnierzy armii francuskiej, odważnych i walecznych, ale zarazem zapitych i niezdyscyplinowanych.


W dodatku przedstawił ich w konwencji ołowianych żołnierzyków, którymi można się pobawić, przestawiając je bez końca według własnych chęci i kaprysów. Ten pomysł ma wiele zalet, z których najważniejszą jest pozbawienie libretta nieco szowinistycznego wydźwięku i nadanie mu karykaturalno-prześmiewczego charakteru, w czym Pelly wciąż pozostaje niekwestionowanym mistrzem. Kpi on sobie w równej mierze z nadętego i napuszonego stylu przedstawiania wszelkich działań wojennych, jak i z dziewiętnastowiecznego mieszczaństwa, co nawiasem mówiąc paradoksalnie właśnie najbardziej śmieszy zgromadzonych teraz na operowej widowni paryskich burżujów.

Corka pulku,Bastylia 4

Mnożenie niezliczonej ilości gagów (często niezbyt subtelnych), dowcipów i absurdalnych sytuacji przyprawia publiczność o zawrót głowy i prowokuje rzadko kiedy milknące salwy rechotu. Nie sposób nie dostrzec u Pelly'ego nieprzeciętnych umiejętności w zakresie teatralnej kreatywności, czy nie docenić jego wyobraźni i profesjonalizmu w bezbłędnym panowaniu nad rytmem spektaklu. Ważną rolę odgrywa też tutaj świetnie współgrająca z akcją scenografia Chantal Thomas, na którą składają się na przykład wielkie, kiczowate i przywołujące tyrolskie pejzaże pocztówki, zjeżdżające z góry plakaty o komicznej wymowie, nachylona perspetywa wnętrz zamku markizy czy pojawiająca się w finale sylwetka koguta galijskiego (symbolu Francji), wzbudzająca nagły wybuch wesołości.


Docenić też należy sprawnie prowadzoną i umiejętnie zakreślającą intymne przestrzenie reżyserię świetlną Joëla Adama oraz precyzyjnie ustawione, doskonale się sprawdzające zwłaszcza w scenach zbiorowych układy choreograficzne Laury Scozzi.

Corka pulku,Bastylia 3


Nie jest tajemnicą, że Pelly budował swoją inscenizację z myślą o odtwórczyni roli Marii: słynnej Natalie Dessay, której talent aktorski jest znany już nie od dzisiaj. I rzeczywiście, przypominająca clowna i zachowująca się jak chłopak francuska sopranistka tryska wprost nieprawdopodobną energią, wypełnia całą scenę porywającą aktywnością i świetnie się odnajduje w komicznej konwencji tej opery, popadając jednak niestety w pewną przesadę, co doprowadza do nadmiernych przerysowań i zniekształcania charakteru postaci zakochanej markietantki.

Corka pulku,Bastylia 5

Czasem odnosi się nawet wrażenie, że owa nadpobudliwość służy jej do zatuszowania wyraźnych problemów wokalnych: częstego odbarwiania głosu, problematycznej góry czy nawet nietrafionych i pustych dźwięków. Trzeba wszakże uczciwie przyznać, iż jej radość z udziału w tej produkcji udziela się rozentuzjazmowanej publiczności i że niektóre, bardziej liryczne epizody brzmią szczerze i poruszająco. Niekwestionowanym bohaterem spektaklu jest jednak występujący w roli młodego Tyrolczyka - Tonio peruwiański tenor Juan Diego Florez, już od pewnego czasu podbijający najważniejsze sceny świata.

 


 

Niezależnie bowiem od nie zawsze perfekcyjnej dykcji francuskiej i pewnej scenicznej nieporadności, jego niezbyt mocny, ale przecież fantastycznie prowadzony, wykorzystujący szeroką paletę barw i swobodnie sięgający po najwyższe dźwięki głos rzuca słuchaczy na kolana już od pierwszych minut trwania opery. Dość powiedzieć, że po słynnej - zawierającej aż dziewięć wysokich C - arii z drugiego aktu „Ah, mes amis, quel jour de fête" oczarowani słuchacze przerwali akcję opery i gwałtownymi owacjami usiłowali bezskutecznie zmusić Floreza do bisu.

Corka pulku,Bastylia 1

W obsadzie solistów znaleźli się także między innymi: doskonały Alessandro Corbelli we wdzięcznej partii Sierżanta Sulpicjusza, nie do końca wiarygodna Doris Lamprecht jako wyniosła markiza de Berkenfield i bezskutecznie usiłująca odnaleźć się w estetyce buffa tego przedstawienia - zwłaszcza w kaleczonych niemiłosiernie dialogach mówionych - Felicity Lott w roli Księżnej de Crakentorp. Wreszcie jak zawsze bez zarzutu przygotowany przez Patricka-Marie Auberta chór imponuje nie tylko wysokim poziomem zbiorowej muzykalności, lecz także żywiołową grą sceniczną. Nad całością wykonania czuwa włoski maestro Marco Armiliato, pod którego dyrekcją uskrzydlona Orchestre National de l'Opéra de Paris wydobywa z partytury Donizettiego udzielający się słuchaczom humor, naturalną radość życia i czuły liryzm, podkreślając zarazem nieodparty urok figlarnych pomysłów muzycznych i na przemian marsowe, namiętne, bądź też melancholijne klimaty. Nic zatem dziwnego, że kupienie biletu na to przedstawienie staje się nie lada wyczynem.

                                                                            Leszek Bernat