Już po raz czwarty w swej historii Opera Śląska w Bytomiu wprowadziła do swego repertuaru arcydzieło Pucciniego, operę o wyraźnym zabarwieniu dramatycznym; operę łączącą bezbłędnie elementy erotyki, silne efekty dramatyczne i wątek sensacyjny; operę, która każdorazowo potrafi swą muzyką i tekstem libretta wzruszyć słuchaczy nawet do łez.
Omawiana premiera (poprzednie miały miejsce w 1945, 1956 i 1985 roku) odbyła się w Bytomiu, 20.października 2012 roku. Omówienie niniejsze dotyczy trzeciego przedstawienia (Teatr Śląski w Katowicach, 22.10.2012r.). Inscenizacja (Jagna Janicka) i reżyseria (Tadeusz Bradecki) są nadzwyczaj skromne, powiedziałbym nawet oszczędne.
Zarówno kościół w I - szym akcie, gabinet w pałacu Farnese w II – gim jak i miejsce więzienia i egzekucji (zamek św. Anioła) są bardzo umownie pokazane ale jednoznacznie kojarzone z akcją. Może tylko kostiumy (Jagna Janicka) są dość monotonne, tak w ich doborze do poszczególnych aktów jak kroju i kolorze. To oczywiście uwagi ogólne, w żadnym przypadku nie dyskredytujące wizji autorskiej realizatorów. Zresztą w tę właśnie inscenizację bardzo zgrabnie wpisują się wykonawcy, głównie swą raczej powściągliwą grą aktorską.
Muzycznie spektakl przygotował Tadeusz Serafin bardzo zresztą starannie, może tylko zbyt silnie wzmacniając brzmienia samej orkiestry. Czyżby akustyka sali teatru dramatycznego? Bo przecież orkiestra Opery Śląskiej potrafiła jednak delikatnie i subtelnie towarzyszyć arietce Pastuszka (przed III – cim aktem, pięknie zaśpiewanej przez Mariolę Płazak-Ścibich. Na czoło wykonawców oglądanego spektaklu wysunęła się jednak, moim zdaniem, Anna Wiśniewska-Schoppa, młoda artystka, która nie tylko że pięknie śpiewała (zwłaszcza słynną „modlitwę” Toski w II – gim akcie), ale i swą urodą i swobodą sceniczną wnosiła w interpretację niełatwej partii wiele uroku i młodzieńczej fantazji.
Artystka dysponuje głosem ładnym w brzmieniu, o ciekawej barwie i pewności na całej szerokości skali. Warto przypomnieć,iż w ubiegłym roku zaznaczyła mocno swe sceniczne i wokalne predyspozycje śpiewając z powodzeniem na bytomskiej scenie Elżbietę w „Don Carlosie” Verdiego.
Cenny nabytek Opery Śląskiej! Partnerował jej Maciej Komandera jako Cavaradossi. Głos jego brzmi najlepiej i najdźwięczniej w wysokiej średnicy i górze skali. Puccini ułatwił mu zadanie, a śpiewak umiejętnie to wykorzystał, pozostawiając dobre wrażenie. Scarpia Adama Woźniaka był cyniczny i podły. Głosowo dominował na scenie nośnością i dużym wolumenem głosu. Śpiewał pewnie i bez wysiłku. Mankamentem jego wokalnej interpretacji jest jednak śpiewanie jednym natężeniem głosu, brak różnicowania głosem nastrojów swego bohatera. Z mniejszych partii wyróżniał się urodą głosu, jak zwykle zresztą, Bogdan Kurowski (Angelotti).
W sumie kolejną próbę zmierzenia się Opery Śląskiej z najbardziej chyba popularną operą Pucciniego, można uznać za udaną.
Jacek Chodorowski