Przegląd nowości

Męskie łabędzie

Opublikowano: czwartek, 28, czerwiec 2012 14:06

Sieć Multikin oferuje interesujące seanse nagranego w technologii 3D spektaklu baletowego Jezioro łabędzie w inscenizacji, reżyserii i choreografii Matthew Bourne’a. To nowe Jezioro z muzyką Piotra Czajkowskiego od 1995 roku, kiedy miało swoją londyńską premierę, wzbudza zachwyty publiczności i krytyki, zdobyło też liczne nagrody międzynarodowe. Sukces skłonił realizatorów do rejestracji, najpierw w tradycyjnej technologii 2D, a niedawno, na początku 2012 roku powstała wersja dająca złudzenie przestrzeni trójwymiarowej.

Swan

Od strony technologicznej to żadna rewelacja, filmy 3D są dziś modne, a poza tym w przypadku sztuki baletowej, gdzie podziwia się np. płynność ruchu artystów, wychodzi na jaw pewna „kanciastość”. Wprawne oko rejestruje poszczególne klatki, a dodatkowo siedzenie przez 2 godziny w przyciężkich okularach może być męczące. Rzecz jednak nie w niedoskonałościach technicznych, ale samej idei odkurzenia tradycyjnego libretta Władimira Biegiczewa i Wasilija Gelcera, sprzed prawie 150 lat, i porzucenia klasycznej choreografii Mariusa Petipy i Lwa Iwanowa. Choć baletowi puryści mogą być oburzeni i zgorszeni to jednak Matthew Bourne wyszedł z próby zwycięsko.


Nie polemizuje z muzyką Czajkowskiego choć niektóre numery zostały poprzestawiane, a nieliczne pominięte, ale ze skostniałym nieco kanonem, zwłaszcza w odniesieniu do żeńskiego corps de balet, które przyodziane w białe paczki imituje rutynowo stadko łabędzi. W inscenizacji Bourne’a wszystkie łabędzie tańczone są przez mężczyzn, i nie jest to podejście parodystyczne, ale część ogólnej koncepcji dramaturgicznej przypominającej w pewnym stopniu film grozy – przywoływano tutaj nawet słynne Ptaki Alfreda Hitchcocka. Jeśli już mowa o parodii, to reżyser stworzył na potrzeby spektaklu namiastkę dworu brytyjskiego, gdzie książę – następca tronu przypomina nawet trochę młodego księcia Karola, a jego dziewczyna przyszłą księżnę Dianę. Sceny dworskie są jednak pokazane tanecznie i pantomimicznie z humorem i wdziękiem, bez tak dziś powszechnej wulgarności, choć sama intryga może budzić rozmaite skojarzenia. Przede wszystkim fakt, iż młody książę jest zafascynowany łabędziami, więc te jego inklinacje mogą się wydawać dwuznaczne. A kiedy do akcji wkracza wódz łabędziego stada, to właśnie on staje się pierwszoplanową postacią, wokół niego tworzy się główna oś konfliktu, bo ów łabędź, jako obcy przybysz przestawia nawet najważniejsze osoby w królestwie niczym pionki na szachownicy.

I tutaj trzeba wspomnieć o absolutnej rewelacji, o tancerzu z magnetyczną charyzmą. Richard Winsor kreuje w filmie postać pierwszego łabędzia i nieznajomego przybysza. Jego pojawienie się wśród tańczących pokazuje przepastną różnicę między zwykłym, choć perfekcyjnym wykonywaniem powierzonego zadania artystycznego, a własną twórczą obecnością na scenie. Z pewnością zasługą reżysera jest uwydatnienie na ekranie osobowości Winsora, ale bez jego hipnotycznych gestów, gry całym ciałem, dynamizmu i charakteru włożonego w postać aroganckiego uwodziciela, efekt byłby połowiczny. Grający i tańczący rolę księcia Dominic North, choć również pokazał w tym spektaklu wysoką klasę zdecydowanie odstaje od swego ekranowego idola.

 Kilka zdań należy poświęcić stylowi tańca "nowego" Jeziora łabędziego. Jest to najkrócej mówiąc synteza baletu klasycznego i nowoczesnego, tańca charakterystycznego i pantomimy. Wszystkie te rodzaje przenikają się wzajemnie bez cienia sztuczności i wymuszenia, bez widocznych "szwów", tak jakby ów eklektyzm był czymś absolutnie normalnym i naturalnym. Być może w tym zasadza się baletowy postmodernizm Matthew Bourne'a. Choreografowi temu z pewnością nie można zarzucić braku słuchu. Wykorzystuje romantyczną muzykę Czajkowskiego w sposób pomysłowy i inteligentny, choć daleko odbiegający od tradycyjnych przyzwyczajeń. Czasami trudno wprost uwierzyć, że to, co słyszymy wyszło spod ręki genialnego Rosjanina, a jednak mimo czasowego dystansu pomiędzy partyturą a librettem wszystko idealnie do siebie pasuje, bawi ucho i oko, na pewno nie obniża poziomu artystycznego widowiska w stosunku do "oryginału". Za stronę muzyczną odpowiedzialny jest tu dyrygent David Lloyd Jones, który kieruje The New London Orchestra, o której można powiedzieć, że spełnia w Wielkiej Brytanii bardzo ambitną rolę propagatora muzyki wśród młodzieży, dysponuje ciekawymi programami edukacyjnymi, gra sporo muzyki współczesnej, nagrała na płyty m.in. utwory Grażyny Bacewicz, nie stroni też od lekkiej klasyki symfonicznej. Oglądając więc i słuchając Swan Lake Matthew Bourne'a nie mamy wrażenia, że otrzymaliśmy produkt podrzędnego garunku, który idzie na liczne ustępstwa aby zdobyć szeroki rynek. Upowszechnienie filmu w Polsce w ramach programu Multikina "Opera i balet HD", w którym zawarte są przede wszystkm bezpośrednie transmisje ze spekrakli operowych łączami internetowymi, należy uznać za sukces istotnie wzbogacający życie kulturalne w wielkich polskich miastach.

                                                                                                                         Joanna Tumiłowicz