Przegląd nowości

„Bal maskowy” Verdiego na stadionie we Wrocławiu

Opublikowano: czwartek, 28, czerwiec 2012 18:17
 

Rok 1859 był szczególnym w życiu Verdiego. W lutym (17) miała miejsce entuzjastycznie przyjęta premiera światowa jego kolejnej, 23. opery Bal maskowy (Un ballo in maschera), a dwa miesiące później (29 września), z Giuseppiną Strepponi biorą cichy ślub w kościele w Collonges-sous-Saléve w Sabaudii. Przeznaczona pierwotnie dla Teatro San Carlo w Neapolu opera, wystawiona została w Teatro Apollo w Rzymie. Stało się to za sprawą cenzury, która już w trakcie pisania libretta (a pisał je znany adwokat i dramaturg, Antonio Somma) określiła swoje wymagania ingerując nawet i sugerując miejsca akcji oraz rysy charakterologiczne postaci. Sytuację zaognił też nieudany zamach na życie cesarza Napoleona III (13 styczeń 1858 rok), tym bardziej, iż libretto oparte zostało na wcześniejszym utworze Scribe'a (pisanym dla Aubera, a opartym na autentycznych wydarzeniach związanych ze spiskiem przeciw królowi szwedzkiemu Gustawowi III). Ostatecznie akcja opery rozgrywa się w Ameryce, a bohaterowie mają zmienione imiona.

Bal 227-16

Muzyka Balu maskowego bogata jest w piękne i subtelne melodie, w mistrzowsko opracowane sceny zespołowe. Muzyka ta jest pełna uroku, olśniewająco żywotna i wyrazista rytmicznie. A poszczególne postaci opery są znakomicie scharakteryzowane muzycznie. Czy inscenizacja tej opery może zostać ukształtowana w warunkach pleneru, a ściślej stadionu sportowego o znacznej powierzchni? Wszak opera ta zawiera w sumie sześć scen (2-1-3) zgrupowanych w trzech aktach? Właściwie tylko dwie z nich rozgrywają się poza wnętrzami pałacowymi (samotnia Ulryki i plac cmentarny). Okazuje się jednak, że można ją pokazać w formie widowiska plenerowego, z monumentalną dekoracją, kolorowymi wizualizacjami poszczególnych scen i bardzo efektowną grą świateł. Widz, w miarę rozwoju akcji w ogóle nie odczuwa, iż wszystko co ogląda, dzieje się w jednym miejscu i przy tych samych dekoracjach! Zasługa to przede wszystkim realizatorów: Tomasza Szredera (kierownictwo muzyczne, dyrygent), Michała Znanieckiego (reżyseria i scenografia), Bassema Akiki (dyrygent), Małgorzaty Słoniowskiej (kostiumy), Iwony Pasińskiej (ruch sceniczny), Anny Grabowskiej-Borys (przygotowanie chóru) i Bogumiła Palewicza (światła).


Omawiana opery w zakresie wokalnym wymaga „tylko” pięciu doskonałych solistów, dysponujących pięknymi głosami i aktorskimi zdolnościami umożliwiającymi interpretację niełatwych arii i scen zespołowych. Wydaje się, że wrocławskiej inscenizacji udało się to prawie w pełni. Prym wiodły zdecydowanie panie: Radostina Nikołajewa (Amelia), Anna Lubańska (Ulryka) i Aleksandra Kubas (Oskar). Bułgarska śpiewaczka ma partię Amelii w swym repertuarze już osiem lat. Jej Amelia, to kolejna z tragicznych, choć nie ginących, postaci kobiet Verdiego. Niewinnie posądzona przez własnego męża o rzekomą zdradę małżeńską, zostaje skazana na śmierć.

Bal 227-3

Artystka w swych obu wielkich ariach, duetach i scenach zespołowych i w całym rysunku postaci jest nie tylko przekonującą interpretatorką. Ujawnia piękny, pewnie prowadzony, nośny głos sopranowy. Anna Lubańska należy dziś z pewnością do ścisłej czołówki polskich odtwórczyń mrocznych mezzosopranowych postaci Verdiego. Śpiewa znakomicie z łatwością operując swym rozpiętym w skali głosem. Jest w swej interpretacji bardzo naturalna, choć to postać raczej fantastyczna i trudno nie zauważyć, iż Ulryka to „dziecko brodatej czarownicy z Makbeta i Azuceny. Doskonale zaprezentowała się Aleksandra Kubas jako Oskar.

Bal 227-11

Bardzo ładny, lekki i swobodny głos, werwa i figlarna wesołość. Artystka dobrze jednak wyczuwa, iż Oskar to postać pozornie wesoła, bo z widocznie niepokojącym uśmiechem. Baryton włoski, Giuseppe Altomare z powodzeniem wcielił się w tragiczną postać Renata, początkowo wielkiego i oddanego przyjaciela Riccarda, a pod wpływem fałszywego przekonania o zdradzie żony, mściwego, żądnego krwi spiskowca. To ładny głos, szeroki w wolumenie i dobrze brzmiący. Zmienność nastrojów swego bohatera potrafił znakomicie kształtować i najpełniej wyrazić w słynne „arii zemsty” - Eri tu che macchiavi quell'anima (To ty splamiłeś tę duszę). Hrabia Bostonu Riccardo, to postać szlachetna, pełna ufności, nieszczęśliwie zakochany. Wokalnie jego partia najeżona jest trudnościami technicznymi i wymagająca obecności na scenie praktycznie w całej operze. Śpiewał ją (w spektaklu 15.06.2012 roku) tenor białoruski, Siergiej Drobyszewski. Nie zawsze potrafił podołać jej trudnościom.

Tę wrocławską inscenizację trzeba koniecznie zobaczyć!

                                                                                         Jacek Chodorowski