Przegląd nowości

„Arabella” Richarda Straussa w Opéra national de Paris

Opublikowano: środa, 20, czerwiec 2012 14:06

Trzyaktowa komedia liryczna Arabella Richarda Straussa (wykreowana w drezdeńskiej Semperoper w 1933 roku) jest kolejnym owocem trwającej przez wiele lat i przynoszącej fantastyczne rezultaty artystyczne współpracy niemieckiego kompozytora z poetą Hugo von Hofmannsthalem. Strauss domagał się od swego librecisty tematu zbliżonego w wymowie i nastroju do Kawalera z różą, pozwalającego mu powrócić do gatunku komedii muzycznej ukazującej romantycznych i poruszających publiczność bohaterów.

Arabella 1

Tematu przywołującego wiedeńskie klimaty i wysuwającego na pierwszy plan tak drogie sercu kompozytora postacie kobiet. Hofmannsthal wywiązał się znakomicie z postawionego mu zadania, ale nie dane mu już było obejrzeć gotowego dzieła na scenie, gdyż zmarł w lipcu 1929 roku. Przed śmiercią zdążył przekazać Straussowi ukończoną wersję pierwszego aktu i nie dopracowane do końca dwa pozostałe akty, co wyraźnie zaważyło na słabościach całej struktury nowej opery. Warto też tutaj przypomnieć, że pierwotnie centralną postacią intrygi miała być Zdenka, zaś jej siostra Arabella miała pozostać na drugim planie, ostatecznie jednak to ta ostatnia zdominowała treść dzieła, które z projektowanej operetki przekształciło się w psychologiczną i nie pozbawioną dramatyczno-nostalgicznych akcentów komedię.

Arabella 2

Nie sposób ponadto zapomnieć, iż jej prawykonanie odbyło się w dramatycznych okolicznościach związanych z dojściem do władzy Hitlera, co z kolei wpłynęło negatywnie na sytuację w Operze Drezdeńskiej, która z winy nazistów straciła między innymi swego dyrektora muzycznego: Fritza Buscha. To właśnie dlatego kreację Arabelli poprowadził sprowadzony z Wiednia Clemens Krauss; w roli tytułowej wystąpiła Viorica Ursuleac.


Kiedy po upadku Hitlera opera powróciła na światowe sceny, w postać Arabelli wcielały się tak słynne wokalistki jak Gundula Janowitz, Anna Tomowa-Sintow, Kiri te Kanawa, Felicity Lott, Lucia Popp, Julia Varady czy Karita Mattila, która przed dziesięcioma laty zaprezentowała się w tej roli w paryskim Théâtre du Châtelet. To właśnie wtedy rzeczone dzielo pojawiło się po raz ostatni we francuskiej stolicy, zaś do repertuaru Opery Paryskiej weszło w roku 1981 w inscenizacji Hansa Hartleba i pod dyrekcją Silvio Varviso - Arabellą była wspomniana już Kiri te Kanawa, a u jej boku w roli Mandyki pojawiali się na zmianę Franz-Ferdinand Nentwig i Franz Grundheber. Nic zatem dziwnego, że umieszczenie tej pozycji w bieżącym repertuarze Opéra Bastille wzbudziło tak duże zainteresowanie widzów, którzy szczelnie wypełnili widownię tego ogromnego teatru.

Arabella 6

I w tym miejscu pojawia się już pierwsza wątpliwość dotycząca decyzji wystawienia Arabelli w tak przepastnej sali i na tak dużej scenie, zamiast pokazania jej w zabytkowym Palais Garnier. Wszak chodzi tutaj o pozycję o charakterze kameralnym, wymagającą bliskiego kontaktu widza z wykonawcami, okazuje się jednak po raz kolejny, że względy finansowe przeważyły nad argumentami natury artystycznej. I chociaż ofiarą takiego podejścia padły niedawno nad Sekwaną na przykład Manon Masseneta oraz Peleas i Melizanda Debussy’ego, to nie wyciągnięto z tego żadnych pozytywnych wniosków. Wprawdzie autor nowej inscenizacji Arabelli w Paryżu: Marco Arturo Marelli deklaruje w wywiadzie troskę o zmniejszenie dystansu pomiędzy sceną i pierwszymi rzędami na widowni, ale jego zabiegi zamiast złagodzić, to jeszcze dodatkowo pogłębiają wzmiankowany problem.


Otóż monumentalne i sięgające sufitu elementy dekoracji zostały z boków przedłużone aż nad kanał orkiestry - co miało stworzyć iluzję, że świat bohaterki obejmuje także operową salę - niwecząc jeszcze skuteczniej intymną atmosferę dzieła.

Arabella 3

Główne elementy wciąż tej samej scenografii to szeroko rozciągnięty tiul z widokiem niebieskiego nieba, sięgające wysoko schody i tworzące tło plansze obrotowe, mające za zadanie iluzoryczne nakreślanie kolejnych miejsc akcji: hotelowego apartamentu i sali balowej. Rozległa przestrzeń powoduje wszakże wyraźne zagubienie solistów i nie pozwala im na prowadzenie sensownych działań aktorskich, którym zresztą reżyser nie poświęcił zbyt wiele uwagi.

Arabella 4

Magnesem przyciągającym liczne rzesze miłośników opery do gmachu przy placu Bastylii jest zaproszenie do ekipy wykonawczej słynnej amerykańskiej sopranistki Renée Fleming, która właśnie również i w roli Arabelli święciła swe największe triumfy. Warto przypomnieć, że to kobiece postaci z oper Straussa (Arabella, Marszałkowa, Hrabina Madeleine) stały się już od dawna „środkiem ciężkości” jej błyskotliwie się rozwijającej kariery. Promieniująca kobiecość, muzyczna wrażliwość, subtelne frazowanie, a także specyficzny typ osobowości scenicznej w pełni ją do tych partii predysponują, co Fleming udowodniła niezliczoną ilość razy w trakcie występów scenicznych i podczas nagrań płytowych.


I chociaż na koniec przedstawienia również i paryska publiczność nagrodziła amerykańską gwiazdę rozpalonymi do czerwoności owacjami i pełnymi zachwytu okrzykami, to uczciwość nakazuje stwierdzić, iz tym razem oklaskiwała ona bardziej medialny wizerunek rozchwytywanej na całym świecie artystki niż jej wybitną kreację w omawianej produkcji. Oczywiście ten występ mógł się podobać, chociażby ze względu na piękne prowadzenie frazy, precyzję techniczną i zaangażowanie sceniczne, ale we mnie pozostawił uczucie niedosytu, podobnie zresztą jak rok temu, kiedy to miałem okazję słuchać Renée Fleming w nowojorskiej Metropolitan w roli Hrabiny Madeleine (Capriccio Straussa).  Niezależnie bowiem od wokalnego talentu słynnej sopranistki, odnoszę wrażenie, że jej powabny głos sporo ostatnio stracił w zakresie intensywności brzmienia i nie jest już tak jak dawniej skutecznym przekaźnikiem emocji. Dlatego przy dłuższym słuchaniu pojawia się poczucie monotonii i brak przekonania do szczerości utożsamiania się artystki z kreowaną postacią. A w tym przypadku, ze względu na powyżej opisane warunki akustyczne w sali Bastylii, dochodzi jeszcze i ten problem, że chwilami Fleming nie jest w stanie przebić się przez dźwiękową masę orkiestry, co powoduje, iż po prostu w ogóle jej nie słychać. Pewnie dlatego w żadnym momencie nie potrafiłem dojrzeć w niej młodziutkiej, dopiero odkrywającej sferę miłosnych doznań Arabelli.

Arabella 5

W pełni mnie natomiast przekonali pozostali uczestnicy tej realizacji scenicznej. Gotowym na wszelkie ustępstwa i kompromisy, niepoprawnym hazardzistą, czyli Hrabią Waldnerem jest świetny wokalnie i aktorsko Kurt Rydl, a jego egoistyczną i przesądną małżonką Adelaidą - Doris Soffel. Niemiecka sopranistka Julia Kleiter ujmuje wnikliwą interpretacją partii Zdenki, Michael Volle umiejętnie ukazuje nieco naiwną, niezręczną, ale szczerze zakochaną postać Mandryki, a Iride Martinez jako panna Fiakermilli porywa nieprzeciętną vis comica i swobodą wokalizowania. Podoba się też Joseph Kaiser w roli Matteo, Edwin Grossley-Mercer jako Hrabia Dominik, Eric Huchet w partii Hrabiego Elemera i jak zawsze imponujący zbiorową muzykalnością, niezawodny, a pracujący pod kierunkiem Patricka Marie Auberta chór. Aliści prawdziwym bohaterem omawianego przedstawienia jest bezbłędnie prowadzona przez swojego szefa Philippe’a Jordana Orchestre de l’Opéra national de Paris, która imponuje płynnym i naturalnym podkreślaniem „konwersacyjnego” stylu Straussa, plastycznym prowadzeniem dyskursu muzycznego i nadawaniem odpowiednich kształtów aksamitnym, choć na szczęście nigdy nie przesłodzonym, frazom. Niezależnie zatem od sformułowanych wyżej zastrzeżeń warto było wreszcie tę oryginalną - choć nie najwybitniejszą - partyturę Straussa paryskim melomanom przypomnieć.

                                                                                       Leszek Bernat