Przegląd nowości

James Ehnes i jego wyborne nagranie kaprysów Paganiniego

Opublikowano: niedziela, 26, luty 2012 09:35

Zbiór Kaprysów op. 1 Paganiniego stanowi żelazny repertuar każdego szanującego się wirtuoza skrzypiec. Dyskografia jest bogata. Dość wspomnieć o wykonaniach kultowych, na przykład Michaela Rabina (wyd. EMI), Itzhaka Perlmana (też EMI) oraz Aleksandra Markowa (Erato).

James Ehnes

Niedawno zrecenzowałem na łamach Muzyki21 płytę z kaprysami w interpretacji Julii Fischer, wydaną przez Deccę. Napisałem, że album ten „należy do najciekawszych wykonań cyklu, jakie w ostatnich latach pojawiły się na rynku”. Fischer wspięła się wysoko, ale – jak się okazuje – nie na sam szczyt. Tymczasem wierzchołek góry został osiągnięty przez Kanadyjczyka Jamesa Ehnesa; istnego himalaistę wśród skrzypków, który od początku swej kariery zmierza na Olimp. Nie bez kozery określa się go mianem współczesnego Jaschy Heifetza. Mistrz XX-wiecznej wiolinistyki nie sięgnął jednak ani razu po komplet dwudziestu czterech kaprysów Paganiniego; przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo.


Ehnes natomiast nagrał Kaprysy op. 1 aż dwukrotnie. Po raz pierwszy dla wytwórni Telarc w roku 1995; a po raz drugi – dla wydawnictwa Onyx, czternaście lat później. O ile pierwsza rejestracja była debiutem fonograficznym nastoletniego młodzieńca, o tyle druga jest popisem dojrzałego muzyka. Dziś gra na stradivariusie „Marsick” z roku 1715, czyli z czasów, kiedy lutnik z Cremony robił najlepsze instrumenty. Nagrań dokonano w Wyastone Concert Hall w Wielkiej Brytanii w maju i czerwcu 2009 roku. Co ciekawe, dobór temp jest w obu wykonaniach bardzo podobny, bo tamto trwało siedemdziesiąt siedem minut, a to – zaledwie minutę dłużej.

Kreacje Ehnesa są dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach; od agogiki począwszy, poprzez nieskazitelną intonację i zmienność barw, a na dynamice skończywszy. Mimo to, artystę podziwiamy nie tylko ze względu na perfekcję techniczną, ale także za śpiewność, wytworność frazowania, spontaniczność oraz energiczność. Każdy wygrywany przez niego motyw jest podporządkowany formie, a każdy kaprys to oddzielna galaktyka. Solista z pieczołowitością rozplanowuje przebiegi dramaturgiczne, dążąc do możliwie największej spójności i przezroczystości. Urzeka brzmienie jego stradivariusa, bo Ehnes operuje pięknym, bogatym, eleganckim i nośnym dźwiękiem. Słuchanie go przypomina mi raczenie się dobrym, wytrawnym winem. Pod jednym warunkiem! Trzeba smakować je powoli i z namaszczeniem, delektując się każdą nutą.

Album Jamesa Ehnesa z Kaprysami op. 1 Paganiniego polecam wszystkim melomanom! Uważam, że to najlepszy krążek z kompletem kaprysów, jaki kiedykolwiek był dostępny na rynku.

                                                                Maciej Chiżyński (Res Musica)