Przegląd nowości

Holender tułacz

Opublikowano: czwartek, 16, luty 2012 10:07

Ryszard Wagner często podkreślał, że skomponowanie Der fliegende Holländer pozwoliło mu na artystyczne samookreślenie. To wczesne dzieło będące przejawem budzącego się geniuszu to nie tylko przezwyciężenie konwencjonalnego podejścia do opery jako formy, ale jednocześnie już zapowiedź wyraźnych rysów indywidualnego stylu Wagnera, który z czasem doprowadzi do powstania dramatu muzycznego. Zarazem jest to pierwszy krok w dążeniu do „sztuki totalnej”. Holendra tułacza, Tannhäusera i Lohengrina powinno się traktować jako wstęp do właściwego rozumienia i postrzegania Wagnerowskiego świata muzyki i teatru. Te dzieła to jakby trzy kolejne stopnie na drodze do samego siebie. Jednocześnie to jeszcze opery romantyczne w pełnym tego słowa znaczeniu. Łączy je też idea wybawienia przez miłość. Senta w Holendrze, Elżbieta w Tannhäuserze i Elza w Lohengrinie to kobiety, których śmierć przynosi wybawienie ich ukochanym.

Holender 2

Burzliwe koleje losu zapędziły Wagnera najpierw do Królewca, następnie do dalekiej Rygi gdzie otrzymał posadę kapelmistrza Teatru Niemieckiego. Niestety, ani w pierwszym, ani w drugim miejscu nie zrobił kariery. Z Królewca ucieka przed poszukującymi go wierzycielami z Magdeburga. Z Rygi wyganiają go nie tylko długi, ale również duszna małomiasteczkowa atmosfera. Zdążył jednak przez ten czas ukończyć dwa pierwsze akty swojej trzeciej opery Rienzi. Znudzony i zadłużony do tego stopnia, że wierzyciele jako zabezpieczenie zatrzymali jego paszport, zdecydował się wyruszyć, w poszukiwaniu szczęścia (czytaj: pieniędzy i sławy) do Paryża. „Zdobyć Paryż” – ta natrętna myśl przyświecała mu od dawna. Wstępem do tego miała być jego druga opera Zakaz miłości, której partyturę razem z librettem przetłumaczonym na francuski wysłał do Opery Paryskiej jako forpocztę swojego talentu. Niestety, nikt się nie zainteresował ani samym dziełem, ani jego twórcą.


Pewnego lipcowego wieczoru wspólnie żoną Miną Planer uciekają z Rygi. Bocznymi drogami docierają do Pilawy, gdzie czeka na nich niewielki żaglowy stateczek Thetis, na którym najpierw mają dopłynąć do Londynu. Następnym etapem będzie Paryż, gdzie czekają sukces, sława i pieniądze. Jednak po kilku dniach rejsu, w pobliżu norweskich fiordów, dopadł ich potężny sztorm! Przez wiele dni Wagner obserwował walkę marynarzy z wichrem, trzepoczącymi i pękającymi żaglami oraz potężnymi falami zalewającymi pokład. Statek kilka razy był bliski zatonięcia, musiał przez to szukać schronienia w jednym z niewielkich norweskich portów. Wreszcie 12 sierpnia 1839 roku Thetis zakotwiczył u ujścia Tamizy. W życiu Wagnera rozpoczyna się nowy okres, w którym kłopoty, i to nie tylko finansowe, przez wiele lat będą dominowały w jego burzliwym życiorysie.   Były to ponoć najbardziej koszmarne dwa i pół roku w jego życiu. Oczywiście Zakazu miłości w Paryżu nie wystawiono! Kariery towarzyskiej też nie zrobił, a na sławę, sukces i pieniądze musiał jeszcze czekać wiele lat.

Holender 1

Właśnie w Paryżu rozpoczyna kompozytor pracę nad Holendrem tułaczem inspiracją do tego był przeżyty sztorm, w którym odnalazł atmosferę realizmu i koloryt przeczytanej niedawno noweli Heinricha Heinego Aus den Memorien des Herrn von Schnabelewopsky. Opowiada ona skandynawską legendę o pływającym od niepamiętnych czasów przez morza okręcie – widmie i wiecznie potępionym żeglarzu. Raz na siedem lat żeglarz może przybić do brzegu i szukać kobiety, której czysta miłość przyniesie mu wybawienie. Praca idzie błyskawicznie, już 17 września 1839 roku kończy Wagner szkic libretta. Po latach z dumą Wagner podkreślał, że od Holendra zaczęła się jego właściwa kariera jako poety, wcześniej przyrządzał tylko libretta. Jednak kłopoty finansowe zmuszają go w lipcu 1841 roku do sprzedania swojego projektu, za 500 franków, paryskiej Grand Opera, która 9 listopada 1842 roku wystawia Holendra jako jednoaktową operę Vaisseau fantôme ou Lee maudit der mers (Statek widmo, albo wyklęty przez morze) do muzyki Louisa Dietscha. Opera poległa, a Dietsch po dziewiętnastu latach poprowadzi paryską premierę Tannhäusera, co jak pamiętamy również zakończyła się klęską dzieła i Wagnera.


Ten krok w żaden sposób nie opóźnił pracy Wagnera nad jego własnym trzyaktowym Holendrem, pierwotnie miała być jednoaktowa ballada dramatyczna składająca się z trzech obrazów. 19 listopada 1941 roku Wagner kończy partyturę i wysyła ją do Berliner Hoftheater. Niestety, ani wstawiennictwo Meyerbeera, ani prowadzone osobiście przez kompozytora rozmowy z intendentem nie doprowadzają do prapremiery w tym teatrze. Ta odbywa się 2 stycznia 1843 roku w Königliches Sächsisches Hoftheater w Dreźnie, pod dyrekcją Ryszarda Wagnera.

Holender 3

W roli Holendra wystąpił Michael Wächter, pierwszą Sentą była Wihelmine Schröder – Devrient, Dalandem - Karl Risse. Raczej trudno w tym wypadku mówić o wielkim sukcesie i zainteresowaniu publiczności skoro po czterech wieczorach operę zdjęto z afisza. Dzieło wróci na drezdeńską scenę dopiero w 1865 roku. Prapremiera nie kończy jednak pracy nad partyturą. Co prawda w 1844 roku wystawiono Holendra w Berlinie, bez jakichkolwiek zmian, ale już w 1852 roku przy okazji wystawienia opery w Zurichu kompozytor dokonuje kilkunastu poprawek w partyturze i instrumentacji.


W grudniu tego roku Wagner wydaje Bemerkungen zur Auffürung der Oper Der fliegende Holänder, są to jego autorskie didaskalia oraz uwagi i zalecenia teatralne dla reżyserów chcących się zmierzyć z realizacją tego dzieła. Kolejnej rewizji partytury dokonano w 1864 roku przed wystawieniem w Monachium. Wreszcie w 1880 roku przed kolejnym wystawieniem w Monachium Wagner zmienia trzyaktową koncepcję dramatu na ciągłą, bez przerw i tak już zostało. W ten sposób gra się Holendra tułacza do dzisiaj w Bayreuth, gdzie pierwszy raz pojawił się na festiwalowej scenie dopiero w 1901 roku w inscenizacji Cosimy i Siegfrida Wagnerów, dyrygował Felix Mottl.

Holender 5

W 1853 roku Franciszek Liszt wystawia operę w Weimarze, w tym samym roku wystawiono dzieło we Wrocławiu. Polska premiera Holendra tułacza odbyła się 6 lutego 1902 roku w Operze Lwowskiej, partię tytułową śpiewał Józef Szymański, dyrygował Franciszek Spetrino, reżyserował Tadeusz Pawlikowski. Dzieło wystawiono w polskiej wersji językowej w przekładzie Teodora Mianowskiego. Warszawa poznała Holendra 8 maja 1908 roku, w partii Holendra wystąpił Konrad Zawiłowski, Senty Janina Korolewicz-Waydowa, dyrygował Emil Reznicek. W Poznaniu wystawiono operę w 1922 roku, pod batutą i w reżyserii Adama Dołżyckiego. Również na poznańskiej scenie pojawił się Holender pierwszy raz po wojnie – premiera 14 października 1956 roku.


Oczywiście partytura Holendra zawiera jeszcze wszystkie tradycyjne „numery” klasycznej opery – aria, duet, scena zbiorowa z chórem, ale już czuć w niej oddech wielkiego dramatu muzycznego. Stawia też to dzieło przed wykonawcami niełatwe zadania wokalne i aktorskie. Partia Senty napisana została na sopran dramatyczny, Holendra na baryton, Daland śpiewa basem, a Eryk tenorem. Oryginalność partytury tego dzieła polega na tym, że Wagner po raz pierwszy realizuje tu ideeę dramaturgicznej ciągłości. Muzyka jest tutaj nieustającą ilustracją nastroju miejsca i akcji, ale jeszcze nie komentatorem.

Holender 4

Jej romantyczna siła bierze się z inspiracji dwóch źródeł: żywiołu natury i żywiołu uczuć. Pierwszy poznajemy już w uwerturze, z drugim zetkniemy się w chwili poznania Senty. Przeżyty sztorm odcisnął swoje piętno nie tylko na libretcie, jego ślady widać również w całej warstwie muzycznej. Motyw fal, obrazowany przez wznoszenie się i opadanie smyczkowych pasaży, szalejąca nieokiełznana wielka orkiestra, często nieoczekiwanie pojawiające się piano, a także nieustanne crescenda powstały z inspiracji potężnego sztormu. Żywioł morza, oddany przez Wagnera wyjątkowo plastycznie, dominować będzie nad całą partyturą. Już pierwsze takty uwertury, będącej rozwiniętym poematem symfonicznym, są tego najlepszym dowodem. „Kiedy otwieram partyturę Holendra, zawsze wieje od niej wiatr” – powiedział jeden ze znanych dyrygentów.


Wypada zaznaczyć, że cała partytura tej opery opiera się zaledwie na kilkunastu głównych tematach (motywach) przewodnich, jeszcze nie tworzą one tej gęstej osnowy z jaką spotykamy się w późniejszych dziełach. Dwa najważniejsze: motyw przekleństwa wiecznego żeglowania (zwany też motywem Holendra tułacza) i motyw wybawienia przez miłość Senty odnajdujemy już w uwerturze będącej muzycznym przekrojem całej opery. Rozpoczyna ją, grany przez waltornie, motyw Holendra, na którym orkiestra maluje opadającymi chromatycznie gamami smyczków, oraz dzikimi akordami pozostałych instrumentów obłędny taniec okrętu – widma gnanego wichrem po wzburzonym morzu.

Holender 6

Tylko na moment pojawia się cisza i chwila ukojenia, w której rozbrzmiewa, intonowany przez rożek angielski, motyw Senty. Po chwili jednak burza kolejnym zrywem pędzi ku brzegowi rozszalałe fale, i wtedy przebija się przez nią chór marynarzy. W końcu rozwija się radosny motyw wybawienia i wierności, które zapewniają potępionemu wieczny spokój. Ta uwertura to pierwsza, znakomicie zrealizowana, próba malarstwa muzycznego, co z czasem stanie się cechą charakterystyczną całej Wagnerowskiej twórczości. To ona wprowadza widza i słuchacza w surowy klimat i atmosferę dalekiej północy gdzie rozgrywa się akcja opery.


Przygotowani uwerturą widzimy w pierwszym akcie skaliste wybrzeże, do którego przybija gnany burzą okręt Dalanda. Śpiew marynarzy, pieśń sternika są tylko wstępem do bezszelestnego pojawiania się tajemniczego okrętu – widma z przykutym łańcuchami do pokładu Holendrem. Łoskot opadających łańcuchów jest znakiem, że minęło kolejnych siedem lat i przeklęty marynarz może kolejny raz zejść na ląd w poszukiwaniu kobiety, której wierna miłość wybawi go od jego przeznaczenia. Z wielkiego, wiejącego grozą, monologu Holendra: Die First ist um... und abermals werstrichen sind sieben Jahr (Czas minął i znowu upłynęło siedem lat) poznajemy tragiczne dzieje jego losu. Ten monolog jest wiernym oddaniem stanu duszy tytułowego bohatera zmęczonego wiecznym żeglowaniem i poszukiwaniem kobiety, której wierna miłość wyzwoliłaby go do cierpień.

Holender 8

Żadna z dotychczas poznanych kobiet nie potrafiła dochować mu wiary, aż wreszcie stracił wszelką nadzieję. Cierpienie, gniew, sarkazm, tęsknota, zawiedzione nadzieje, oczekiwanie spokoju splatają się tutaj z przedziwną siłą układając się w pełne dramatycznej ekspresji frazy. Nie darmo Liszt napisał: Ten monolog musi być zaliczony do najznamienitszych rzeczy jakie posiada cała literatura muzyczna. Wielki duet Holendra z chciwym Dalandem, który na widok złota i klejnotów do tego stopnia traci głowę, że gotów jest do razu oddać nieznajomemu córkę, jest wprowadzeniem do poznania Senty, córki Dalanda.

Przenosimy się do domu Dalanda: Summ und brumm, du gutes Rädchen (Szum i mrucz, kółko wirujące) – śpiewają pracujące przy kołowrotku dziewczęta. Tylko Senta nie bierze w tym udziału, jest młoda, pełna namiętności, zaręczona z Erykiem, którego nie kocha, tęskni za czymś nowym. Jej ucieczkę w świat fikcji stanowi czytana kolejny raz legenda o Holendrze tułaczu. Pragnienie romantycznych przeżyć opanowuje jej sny i wyobraźnię bez reszty sprawiając, że od dawna żyje w świecie iluzji i swojej własnej wyobraźni.


Jej myśli nieustannie krążą wokół tajemniczego marynarza, którego portret wisi w domu Dalanda. Na tym właśnie wielu reżyserów opiera tezę o wybujałej, wręcz chorobliwej, neurotyczności Senty, czego dowodzą w realizowanych przez siebie inscenizacjach. Czy słusznie, mam wątpliwości! Pamiętajmy o jednym, Wagner komponując Holendra tułacza nie wyzbył się jeszcze zupełnie swoich romantycznych pragnień i związanych z nim sytuacji. Wystarczy prześledzić choćby fragment partytury, gdzie widać jak na dłoni cały bagaż muzycznego romantyzmu, w którym ścierają się żywioły i kłębiące się namiętności

Właśnie z ballady Senty Johohoe! Johohohoe! Jojohoe! Johoe! Poznajemy cały świat jej wybujałej wyobraźni: Ich sie’s, die dich durch ihre Treu erlöset! Durch mich sollst du das heil Erreichen! (Jam jest tą, która przez wierność swoją cię wyzwoli. Przeze mnie kres nadejdzie twojej niedoli!) – kończy Senta swoją balladę. W tym momencie nabiera przekonania, że jej przeznaczeniem jest zbawianie cierpiącego Holendra poprzez ofiarę z samej siebie.

Holender 9

Nie pomagają prośby Eryka, ona jest już zdecydowana dochować wierności nieznanemu marynarzowi. Sugestywność muzyki jest w tym miejscu tak wielka, że pojawianie się w domu Dalanda Holendra, który jest kopią marynarza z obrazu wiszącego na ścianie, jest niejako jedyną możliwością rozładowania napięcia dramaturgicznego. Ich duet jest obrazem stanu wzajemnych uczuć: Hier meine Hand! Und ohne Reu’ bis in Tod gelob’ ich reu (Oto ma ręka! – i bez obaw wierność ci stałą chcę ślubować!) tymi słowami kończy Senta ten duet. Sie reicht die Hand! Gesprochen się Hohn, Hölle, dir durch icher Treu! (Oto jej ręka! Odstąpcie, piekła, odkąd mi wierność swą przyrzekła) – odpowiada szczęśliwy Holender.

W trzecim akcie wracamy nad morski brzeg. Otwierająca go scena chóralna, to z pewnością jeden z najcenniejszych fragmentów partytury, z zarazem dowód na świetne wyczucie przez Wagnera teatru. Spotyka się tutaj załoga okrętu Dalanda, z witającym dziewczętami. Ich wesoły nastrój - chór: Steuermann! Lass’ die wacht! (Sterniku! zejdź z wachty), burzy stający obok okręt – widmo, na którym panuje niczym niezmącona ciemność i grobowe milczenie. Nagle woda wokół okrętu zaczyna się burzyć, a czarne chmury gromadzą się nad jego żaglami: Kapitän! Kapitän! Hast kein Glück in der Lieb! (Kapitanie! Szczęście w miłości ci nie dopisało) – śpiewa załoga Holendra.


W tej scenerii Eryk raz jeszcze usiłuje walczyć o Sentę i jej miłość – świetny duet: Was mußt’ ich hören (Czego słuchać muszę) kończący się cavatiną Eryka: Willst jenes Tags du nicht dich mehr entsinnen (Czy nie chcesz tego dnia przypomnieć sobie). Widząc to Holender woła: Leb wohl! Ich will dich nicht verderben (Bądź zdrowa! Nie chcę twojej zguby) i odpływa. Wszystko na nic, Senta już dawno zdecydowała, że jej wierna miłość ma przynieść wybawianie przeklętemu marynarzowi. Z okrzykiem: Das Ende deiner Qual ist da: - Ich bin’s, durch deren Treu” dein Heil du finden Sollst! (I oto twojej męki kres: to ja, przez której wierność znajdziesz wybawienie!) rzuca się ze skały w morskie głębiny. W tej samej chwili potężny piorun uderza w okręt Holendra, który tonąc przynosi wyzwolenie od cierpień wiecznemu żeglarzowi i jego upiornej załodze. Jeszcze tylko wspaniała muzyka towarzysząca apoteozie, kiedy z morskich fal wyłaniają się złączeni uściskiem Senta i Holender. Kurtyna, niczym czerwone żagle okrętu – widma bezszelestnie opada w dół.

Holender 7

Warto wiedzieć, że po latach, balladę śpiewaną przez Sentę w II akcie, Wagner nazwał: zalążkiem tematycznym całej muzyki i skondensowanym obrazem całego dramatu. Stopniowanie tej sceny jest cudowne przez swą naturalność. Z ogólnych marzeń Senta przeszła kolejno do najwyższego napięcia, następnie do halucynacji, a z niej do bohaterskiego postanowienia, budzącego zachwyt i zgrozę – napisał w Ryszard Wagner i jego dramat muzyczny Edouard Schuré. Zresztą cała muzyczna materia Holendra ułożona jest na dwóch przeciwległych biegunach. Śpiewowi Senty towarzyszy wewnętrzny spokój, uniesienie i ufność, które splatają się z pełnymi ponurego dramatu frazami towarzyszącymi tytułowemu bohaterowi. Symfoniczny rozmach muzyki tej romantycznej opery odznacza się wyjątkową intensywnością emocjonalną i dramatyczną jednolitością, pełno w niej spiętrzeń i brzmieniowych kulminacji Instrumentacja mimo gęstości ujmuje klarowną przejrzystością. Wszystko to zapowiada już wyraźnie późniejsze dzieła Ryszarda Wagnera.

                                                                     Adam Czopek