Przegląd nowości

"Elektra" Straussa w Warszawie

Opublikowano: czwartek, 01, kwiecień 2010 02:00

Nawet dla wyrobionego melomana Elektra Richarda Straussa jest w odbiorze operą bardzo trudną, zarówno jeśli idzie o warstwę muzyczną, jak i ze względu na zawarte w niej emocje - nie ma tu bowiem miłości, tak klasycznej dla większości oper, szczęśliwego połączenia kochanków bądź ich tragicznego rozstania, jest natomiast duża dawka nienawiści, bólu, gniewu i innych złych uczuć. Jest to także opera piekielnie trudna dla wykonawców, to jedna z najbardziej skomplikowanych partytur operowych w całej literaturze, a trzy główne bohaterki wykonują naprawdę mordercze partie. Dzieło przedstawia upiorny świat kobiet, mężczyźni są właściwie nieobecni - pojawiają się na tylko na chwilę; nawet kochanka matki Elektra nazywa pogardliwie "tą druga babą".  A jednak Elektra, obok Salome i Kawalera z różą, może jeszcze Ariadny na Naxos, jest jedną z najczęściej grywanych oper kompozytora.

Image 

Prezentowana w warszawskim Teatrze Wielkim - Operze Narodowej produkcja jest drugą inscenizacją Elektry w Polsce, poprzednią, na tej samej scenie, w roku 1971 przygotował muzycznie Jan Krenz, a wyreżyserował Aleksander Bardini. Twórcy mieli wówczas do dyspozycji prawdziwe gwiazdy opery polskiej: Klitemnestrą była wtedy Krystyna Szostek-Radkowa, Elektrę śpiewała Hanna Rumowska-Machnikowska, a Chryzotemis Hanna Lisowska.

Image 

Były to duże, dramatyczne, świetnie brzmiące głosy, doskonale przebijające się przez orkiestrę. Obecnie jest o wiele trudniej, i to nie tylko w Polsce, znaleźć  śpiewaczki obdarzone umiejętnością śpiewania dramatycznego; tym bardziej należy pochwalić dyrekcję Opery Narodowej, której udało się do udziału w przedsięwzięciu zaprosić Ewę Podleś.

 

Inscenizacja prezentowana w Warszawie została pokazana po raz pierwszy w Amsterdamie w roku 2004; twórcą reżyserii jest jeden z najważniejszych obecnie inscenizatorów teatru operowego, Willy Decker, natomiast scenografię przygotował Wolfgang Gussmann. Produkcja jest bardzo przemyślana i konsekwentna. Statyczna i monumentalna inscenizacja, ukazując zaułek jakiegoś wielkiego zamku i ogromne schody, przytłacza swoją dusznością, stanowiąc dominujące tło akcji wszystkich wydarzeń. Widz śledzi wszystkie wydarzenia dramatu, także zabójstwo Klitemnestry, która przeważnie zabijana jest za kulisami.

Image 

Elektra od samego początku utworu jest postacią opętaną pragnieniem ukarania i zabicia matki, i jak się okaże, opętana jest również marzeniem własnej śmierci. Jeanne-Michele Charbonnet tuż przed premierą ogłosiła swoją niedyspozycję, wystąpiła jednak, nie chcąc zawieść słuchaczy. Dlatego też trudno ocenić jej występ obiektywnie; śpiewaczka z całą pewnością była doskonała aktorsko, wokalnie miała lepsze i gorsze momenty, czasem jej głos brzmiał bardzo dobrze i zdrowo, czasami jednak wykonanie było niestaranne, czego nie da się złożyć na karb choroby. Niemniej jednak kondycyjnie udźwignęła całą partię i słuchało się jej z wokalną przyjemnością.

Image 

Niemal objawieniem był natomiast występ Danielle Halbwachs w roli Chryzotemis. Artystka swoim mocnym, dźwięcznym, skupionym głosem oddała zagubienie, i niezdrową trzpiotowatość młodszej siostry, śpiewając silnym, chociaż lirycznym głosem, nadając mu słodką barwę, co powodowało w kontraście do muzyki upiorny efekt. Dobrze też grała, wystrojona w elegancką suknię, wymachiwała modną torebką, jakby oczekiwała na bal i nie chciała dopuścić do swojej świadomości tych wszystkich okropności, które działy się wokół.

 

Natomiast gwiazdą przedstawienia była bez wątpienia Ewa Podleś, która zmierzyła się z partią Klitemnestry już po raz drugi w swojej karierze (poprzednio w roku 2007 w inscenizacji w Toronto). Partia Klitemenstry jest partią diabelską, zarówno pod względem wokalnym, jak i ze względu na wymagania aktorskie. Nieszczęsna królowa miota się w swoich nastrojach - od cierpienia, poprzez nienawiść, do złudnie radosnej nadziei. Odziana w biały, przerażający kostium Ewa Podleś nie starała się jednak zrobić z Klitemnestry potwora, stworzyła raczej postać kogoś zagubionego w kolejach swojego losu, pokazała kobietę nieszczęśliwą i rozumiejącą sytuację bez wyjścia, pogodzoną z nienawiścią córki. Artystka jak zawsze śpiewała z ogromnym uczuciem,  prezentując cudownie pełne niskie dźwięki, o charakterystycznym brzmieniu, wzbogacone nutą cierpienia. Była przede wszystkim straszliwa, ale budziła również niesłychane współczucie. Dodać trzeba, że Ewa Podleś zaśpiewała tę partię bardzo indywidualnie, dodając charakterystycznego brzmienia, dostosowując głos do trudnej muzyki Straussa, ale nie gubiąc przy tym własnego stylu śpiewania. To wielka kreacja i wielka rola.

Image 

Tadeusz Kozłowski poprowadził orkiestrę bardzo ostrożnie, ale też w sposób bardzo muzykalny, wydobywając śpiewność Straussowskiej frazy i typową dla kompozytora formę zdegenerowanego walca. Może nie wszystkie warstwy brzmieniowe i niuanse partytury były słyszalne, niemniej jednak dyrygentowi udało się stworzyć spójną całość i czujnie towarzyszyć śpiewakom.

Wymienić jeszcze należy doskonałą (co rzadko zdarza się nie tylko na scenie, ale i na nagraniach), chyba najlepiej na świecie obsadzoną grupę Służebnych z Anną Lubańską, Katarzyną Trylnik, Anną Karasińską, Agnieszką Rehlis i Katarzyną Suską.

                                                                               Tomasz Pasternak