Przegląd nowości

"Ariadne auf Naxos" w Opéra National du Rhin w Strasburgu

Opublikowano: wtorek, 16, luty 2010 01:00

André Engel należy z pewnością do najbardziej twórczych reżyserów we Francji. Jego jakby się wydawało nieograniczona wyobraźnia zaowocowała już w przeszłości wystawianymi często w dość niespodziewanych miejscach (dworce czy opuszczone fabryki) i wspominanymi do dzisiaj inscenizacjami. I choć ulubionym polem jego działania był i jest nadal teatr dramatyczny, to od czasu do czasu nie odmawia on sobie przyjemności wzięcia na swój warsztat artystyczny dzieła operowego, które dzięki świeżemu i często nowatorskiemu ujęciu francuskiego reżysera zostaje nam ukazane w nieznanym dotąd świetle. Wystarczy chociażby przypomnieć tak ciekawe realizacje jak Don Giovanni Mozarta w Lozannie, Walkiria i Zygfryd Wagnera w mediolańskiej La Scali, czy pokazane w Operze Paryskiej: Cardillac Hindemitha, Louise Charpentier i Przygody Liska Chytruska Janaczka. Te wszystkie produkcje Engel przygotowywał we współpracy z pracującym z nim do dzisiaj dekoratorem Nicky Rietim i mistrzem ustawień świetlnych André Diotem.

Image 

Zważywszy na owe oryginalne dokonania Engela, trudno się dziwić, że jego najnowsza wyprawa do sfery sztuki lirycznej, mająca aktualnie miejsce w Opéra National du Rhin w Strasburgu, wzbudziła tak duże zainteresowanie publiczności i krytyki muzycznej. Tym większe, że tym razem zmierzył się on z dość trudnym pod względem inscenizacyjnym dziełem Richarda Straussa: Ariadna na Naksos (Ariadne auf Naxos). Przypomnijmy, iż w pierwotnej wersji miała to być krótka - wykorzystująca mitologiczny wątek o opuszczonej przez Tezeusza Ariadnie - półgodzinna opera, której przeznaczeniem było zastąpienie tureckiego epizodu autorstwa Lully'ego w Molièrowskiej sztuce Mieszczanin szlachcicem.


 

Ponieważ jednak sceniczna kreacja tej kompozycji w 1912 roku zakończyła się niepowodzeniem, Strauss wraz ze współpracującym z nim librecistą Hugo von Hofmannsthalem postanowili gruntownie "przemodelować" cały projekt. Definitywna wersja powstałej w ten sposób opery została zaprezentowana w 1916 roku - tym razem z dużym sukcesem - w Wiedniu. Zaskakująca już jest sama budowa tej swoistej hybrydy, rozpoczynającej się prologiem opowiadającym o przygotowaniach do jednoaktowej opery, którą z kolei oglądamy w drugiej części przedstawienia. Niezależnie wszakże od nietypowej konstrukcji rzeczonego dzieła, wykorzystującego w dodatku różne gatunki muzyczne, ważny jest fakt, że traktuje ono o sprawach niezwykle istotnych i doniosłych. Strauss i jego librecista snują w nim bowiem refleksje na temat wolności artysty i wierności ideałom, a także analizują rozmaite postawy ludzi sztuki: od dwuznacznego nieraz dostosowywania się do gustów dysponujących pieniędzmi mecenasów do nazbyt sztywnego trzymania się nie zawsze przecież słusznych zasad.

Image 

W celu uzasadnionego w tym przypadku uwspółcześnienia zawartych w dziele sensów i treści oraz pokazania, że wzmiankowane w nim problemy pozostają zawsze aktualne, André Engel zdecydował się przenieść akcję opery do bliższych nam czasów lat pięćdziesiątych, a nawet początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Cały prolog rozgrywa się więc nie w rezydencji "najbogatszego człowieka w Wiedniu", lecz w znajdującym się w podziemiach prywatnej willi mecenasa - właśnie remontowanej, o czym zaświadczają kubły z farbami i pędzlami - korytarzu, z którego liczne pary drzwi prowadzą do zamienionych na loże dla artystów pomieszczeń.


 

To w tym prowizorycznie urządzonym miejscu pojawiają się reprezentujące odmienne koncepcje sztuki, a wyglądające jakby dopiero co przyjechały z lotniska, dwie trupy teatralne. Podążając tym samym tropem i nadając przedstawieniu logicznie utrzymywaną spójność realizatorzy omawianej produkcji kojarzą wyprawiającego wielkie przyjęcie mecenasa z postacią bogatego armatora greckiego, który zapisał się w zbiorowej pamięci za sprawą burzliwej i zakończonej tragicznie historii miłosnej z legendarną śpiewaczką operową oraz małżeństwa z wdową po amerykańskim prezydencie, dla której urządzał wystawne zabawy na krążącym po Morzu Śródziemnym  jachcie. Okazuje się ponadto, iż ów mecenas-armator jest właścicielem wyspy o nazwie Naksos i że to właśnie na niej, w naturalnej scenerii, zaproszeni artyści wystawią swoją operę.

Image 

W warstwie scenograficznej owa wyspa przywoływana jest widokiem wypełniających całą przestrzeń i ułożonych wielowarstwowo skał, umieszczonych na tle symbolizującego morze i niebo niebieskiego tiulu, na którym w scenie finałowej rozjaśniają się wprowadzające romantyczny nastrój gwiazdy. Z tak nakreśloną wizją plastyczną harmonijnie współgrają równie atrakcyjnie uwspółcześnione sylwetki poszczególnych protagonistów. I tak na przykład przechadzająca się w obcisło-prowokacyjnej sukni i przyjmująca wyzywające pozy hollywoodzkiej gwiazdy Zerbinetta przypomina okrzykniętą uosobieniem seksu Ritę Hayworth z filmu Gilda. Rolę tej należącej do komicznej trupy panny powierzono absolwentce Konserwatorium w Sankt-Petersburgu Julii Novikowej, której brawurowe, iskrzące się jak ognie sztuczne koloratury wzbudzają wyrażane gorącymi owacjami uznanie słuchaczy.


 

Ciekawej transformacji ulega też kwartet obscenicznych i bez przerwy błaznujących Włochów, którzy u Engela przestają już być przedstawicielami popularnego gatunku commedia dell'arte i z woli puszczającego do widza oko reżysera odwołują się w naszpikowanej absurdalnym humorem grze aktorskiej do stylu Marx Brothers. Niewątpliwie najmocniejszym filarem ekipy solistów jest śpiewająca partię Primadonny i Ariadny, dobrze w Polsce znana, Christiane Libor, której imponujące możliwości wokalne, niezawodna technika, swobodne frazowanie i duży wolumen nasyconego sopranu składają się na wybitną, godną najbardziej prestiżowych teatrów kreację. Jej godnym partnerem okazuje się być doskonale sobie radzący z morderczą partią Bachusa Amerykanin Michael Putsch, ubrany przez autorów spektaklu w marynarski strój. Ich poruszający duet - chyba jeden z najdłuższych w historii opery - z pewnością na długo pozostanie w pamięci oczarowanej publiczności.

Image

Poza przykuwającymi uwagę walorami występu tej dwójki artystów trzeba jeszcze wspomnieć o wyjątkowo wiarygodnej grze scenicznej Angélique Noldus w roli Kompozytora, dysponującej ciekawie brzmiącym, choć niestety forsowanym w górze skali sopranem, szlachetnym zabarwieniu barytona Thomasa Oliemansa ucieleśniającego postać Arlekina, o niezawodnym Wernerze Van Mechelen występującym jako Nauczyciel Muzyki, Guy de Mey parodiującym gesty Nauczyciela Tańca i świetnie zestrojonym trio: Anaïs Mahikian - Najada, Eve-Maud Hubeaux - Driada i Anneke Luyten - Echo. Dla uzupełnienia obrazu dodajmy jeszcze, że w przeznaczonej w oryginale dla mężczyzny mówionej roli Majordomusa wyróżnia się dająca prawdziwy popis teatralnego rzemiosła Ruth Orthmann, która jednocześnie pracowała przy tej produkcji jako asystenka reżysera.


 

Nad całością muzycznego wykonania czuwa doświadczony i doskonale w Strasburgu znany dyrygent Daniel Klajner, którego profesjonalizm, zaangażowanie i dogłębna znajomość muzyki Straussa nie są niestety w stanie złagodzić braku kunsztu interpretacyjnego reprezentującej przeciętny poziom Orchestre Symphonique de Mulhouse.

Image 

Niedosyt barw, jednolite oblicze wyrazowe, niezdolność do wydobycia dźwiękowych smaczków, szczegółów i subtelności oraz nieustające forsowanie dynamiki stają się źródłem przykrego rozczarowania i częściowo niweczą efekty wspaniałej pracy włożonej w przygotowanie tego przedsięwzięcia przez celnie dobranych wokalistów i ekipę inscenizacyjną.

Image

Wielka to doprawdy szkoda, tym bardziej, że zazwyczaj Opéra du Rhin współpracuje ze znaną z dużo wyższego poziomu miejscową Orkiestrą Filharmoniczną. To z udziałem tego właśnie zespołu chciałbym opisaną realizację jeszcze raz obejrzeć.

                                                                                       Leszek Bernat