Przegląd nowości

Znakomity koncert zespołów Opery i Filharmonii Podlaskiej w Wilnie

Opublikowano: czwartek, 12, listopad 2009 01:00

Koncert ten przyjęto owacją na stojąco, ale nie ze względu na emocjonalne zaszłości. Jego wykonawcy zasłużyli na to w całej pełni. Siedemnastego października zespoły Filharmonii i Opery Podlaskiej wraz z zaproszonymi solistami dały koncert w Filharmonii Narodowej w Wilnie. To już była czwarta koncertowa podróż muzyków białostockich do obecnej stolicy Litwy, ale, jak twierdzi dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski, najważniejsza. Wieczór, współorganizowany przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie i Instytut Polski w Wilnie, był jednym z najistotniejszych wydarzeń dni polskich na Litwie i obchodów 440 rocznicy zawarcia Unii Lubelskiej.

Image 

Nasi artyści przedstawili wileńskiej publiczności trzy utwory kompozytorów polskich, twórców znakomitych, których nazwiska zbyt rzadko pojawiają się ,i u nas i w świecie, na koncertowych afiszach. Spośród nich najbardziej znany, choć i tak zbyt mało zważywszy na rangę talentu, to Karol Szymanowski (1882  1937), którego Stabat Mater op. 53 niezwykle udanie zwieńczyło cały wieczór.  Ta kantata, na sopran, alt, baryton, chór i orkiestrę symfoniczną, powstała w 1926 roku do tekstu średniowiecznej sekwencji przetłumaczonej na polski przez Józefa Jankowskiego (1865-1935), jest niewątpliwym arcydziełem liryki wokalno-instrumentalnej i zachwyca każdym taktem urozmaiconej partytury.

Wspólnym mianownikiem wszystkich sześciu części jest nastrój kontemplacyjnego skupienia towarzyszący tragedii, tu przybierającej ludzkie oblicze, choć dotyczącej przecież Syna Bożego i Jego zbolałej, jak każda kobieta w takiej sytuacji, Matki.

"Stała Matka bolejąca

koło krzyża łzy lejąca,

gdy na krzyżu wisiał Syn."

Te pierwsze słowa kantaty Iwona Hossa przekazała swym perliście czystym, pełnym blasku, z wielką precyzją prowadzonym głosem tak sugestywnie, iż wywarły one wpływ na klimat interpretacyjny całego utworu. Przejmująco i przekonywująco brzmiało wszystko, co dalej śpiewała ta znakomita sopranistka, a dramatyzm zawarty w jej głosie sprawiał, iż nie trudno było sobie wyobrazić  matkę skazaną na obserwowanie śmierci swego dziecka.


 

Altowi powierzył kompozytor rolę wtórowania w tragedii Maryi, a więc musi się on dostosować do interpretacji proponowanej przez sopran i najczęściej występuje w duecie. Agnieszka Rehlis doskonale wpisała się w tę konwencję  wykonawczą, podkreślając nieco matowo, w tym przypadku, brzmiącym głosem, rozmiar smutku zawartego w łacińskiej sekwencji. Nieco inną koncepcję interpretacyjną, ale nie sprzeczną z duchem przedstawianego dramatu, lecz ukazującą go w innym wymiarze, miał Adam Kruszewski, który nie użalał się nad losem, nie bolał nad stratą, ale buntował się przeciw zaistniałej sytuacji, tak jakby ów sprzeciw zniwelować miał bezmiar i beznadziejność tragedii. Niezwykle trudna partia barytonowa wymaga zaiste bohaterstwa, a przede wszystkim świetnego warsztatu i potęgi głosu. Tylko najlepsi śpiewacy potrafią "przebić się" przez gęstą fakturę chóru i orkiestry w finale V części dzieła. Kruszewskiemu udało się to znakomicie.

Podkreślić też należy bardzo dobry występ chóru, w którego śpiewie, oprócz innych walorów, zwraca uwagę wzorowa dykcja, cecha jakże rzadko spotykana wśród polskich zespołów wokalnych. Orkiestra symfoniczna grała z zaangażowaniem i stylowo, chociaż do niej należała przede wszystkim pierwsza część koncertu. Wtedy bowiem muzycy, podobnie jak w przypadku kantaty Szymanowskiego, grając pod wodzą dyrektora naczelnego i artystycznego Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, wykonali utwór Andrzeja Panufnika (1914-91) Sinfonia Sacra oraz Suitę Es-dur Zygmunta Stojowskiego (1870-1946). Obydwa utwory skomponowane zostały poza granicami Polski, a mimo to, a może właśnie dlatego, na wskroś przesiąknięte są specyficznie polskim idiomem stylistycznym. Sinfonia Sacra, napisana w 1963 roku z okazji tysiąclecia chrześcijaństwa i państwa polskiego (Panufnik od 9 lat mieszkał już wówczas w Anglii), oparta jest na początkowym fragmencie Bogurodzicy i melodiach tzw. Godzinek. Jeszcze bardziej oczywiste nawiązania do źródeł muzyki polskiej zawiera Suita Stojowskiego skomponowana w Paryżu. Pierwsza jej część to wariacje na temat pieśni "Witaj, Królowo Nieba", a dwie następne wykorzystują rytmikę i melodykę tak popularnych tańców ludowych jak mazur i polonez. Pomijając wszelkie patriotyczne odniesienia, są to utwory po prostu dobrze napisane, pełne dźwiękowej wyobraźni (szczególnie Sinfonia Sacra), wymagające sprawnego i zgranego zespołu instrumentalnego. Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podlaskiej sprostała owym interpretacyjnym trudnościom. Marcin Nałęcz-Niesiołowski poprowadził ją z dbałością o szczegóły ale jednocześnie z szerokim oddechem i polotem. Szczególnie dobrze zaprezentował się kwintet smyczkowy, którego głębokiego i aksamitnego brzmienia w utworze Panufnika nie powstydziłaby się żadna z czołowych orkiestr europejskich.

Był to niewątpliwy sukces białostockich artystów. Szkoda tylko, że zawiodła promocja i koncert o tak ciekawym programie i na tak wysokim poziomie wykonawczym zgromadził zbyt mało publiczności, by wypełnić, pięknie położony w centrum starego miasta, budynek Filharmonii Narodowej w Wilnie.

                                          Agnieszka Lewandowska-Kąkol