Przegląd nowości

Wznowienie "Cyganerii" w Bytomiu

Opublikowano: poniedziałek, 09, listopad 2009 01:00

Opera  Śląska wróciła 6 listopada do Cyganerii Giacomo Pucciniego w inscenizacji Lecha Hellwig-Górzyńskiego z 1980 roku, i oprawie scenograficznej Wiesława Lange. Nowy kształt sceniczny nadał przedstawieniu Tadeusz Piszek. No cóż, okres blisko trzydziestu lat jaki upłynął od tamtej premiery to w dziejach scenicznych realizacji niemal cała epoka, która zupełnie zmieniła spojrzenie na operowe realizacje. Z tego względu jeżeli wybierzecie się Państwo na to przedstawienie to tak jakbyście wybrali się do muzeum teatralnego, przedstawianie jest bardzo tradycyjne w formie i kształcie scenicznym. Ma wszak jedną wielką zaletę; wszystko co dzieje się na scenie zgodne jest z założeniami Pucciniego i jego muzyką, no i jest przy tym miłe dla oka. Cztery sceny: "Na poddaszu", "Dzielnica łacińska", "Rogatka d'Enfer" i ponownie "Na poddaszu" zostały potraktowane bardzo serio i zgodnie autorskimi didaskaliami. Każda z nich daje inny obraz życia paryskiej cyganerii artystycznej. W pierwszym obrazie poznajemy czterech przyjaciół: Rudolfa, poetę, Marcela, malarza, Colina filozofa i Schaunarda, muzyka. Mansarda czterech przyjaciół wygląda jak na paryską bohemę przystało, czyli bieda wyziera z każdego kąta, ale za to jest radość życia młodych artystów. To tutaj jesteśmy też świadkami narodzin uczucia między Rudolfem a ubogą hafciarką Mimi.

Image 

Drugi to beztroska zabawa w Dzielnicy Łacińskiej i okazja do poznania pełnej temperamentu Mussety, przyjaciółki Marcela. Trzeci, rogatka d'Enfer, wyglądająca jak stara pocztówka jest obrazem kryzysu obu zakochanych par. Rudolf nie czuje się na siłach związać z chorą Mimi, a Marcel ma dość ciągłych flirtów Musetty. W czwartym obrazie wracamy na poddasze czynszowej kamienicy, gdzie wszystko się zaczęło. To tutaj śmiertelnie chora Mimi otoczona miłością Rudolfa i jego przyjaciół spędza swoje ostatnie chwile.

 

Pierwsze przedstawienie wznowienia powierzono młodym śpiewakom, którzy w ostatnim czasie podjęli współpracę lub zostali solistami Opery Śląskiej. Okazało się, że była to niezwykle trafna decyzja, bo dzięki niej na scenie królowała autentyczna młodość. Urszula Piwnicka kreśliła obraz kruchej delikatnej Mimi bardzo przekonywująco, a zarazem subtelnie. Jej prowadzony naturalnie głos ma ciepłe nasycone i wyrównane w każdym rejestrze brzmienie, a cała kreacja wokalna ujmuje prostotą. Adam Sobierajski dysponujący ciepło brzmiącym, chwilami jednak nieco zbyt matowym i pozbawionym blasku głosem, okazał się stylowym, pełnym wyrazu, Rudolfem. Szkoda tylko, że w scenie finałowej zabrakło w jego kreacji nieco większej ekspresji tak aktorskiej jak i wokalnej. Dla Eweliny Szybilskiej partia pełnej temperamentu Musetty, przyjaciółki Marcela, była autentycznym debiutem scenicznym i przyznaję, mimo pewnych zastrzeżeń, był to debiut udany. Z pozostałej obsady najkorzystniejsze wrażenie pozostawił, obdarzony dobrze brzmiącym basem Bartosz Urbanowicz jako filozof Colline, brawo za pięknie zaśpiewaną balladę o płaszczu, oraz Michał Szopa w roli muzyka Schaunarda. Wyrazistą wokalnie i aktorsko postać malarza Marcela wykreował Rafał Songan.

Image 

Maestro Tadeusz Serafin prowadził przedstawienie pewną ręką  uwypuklając ekspresję i kontrasty dynamiczno - kolorystyczne właściwe tej pucciniowskiej partyturze. W jego interpretacji jest subtelna gra uczuć, młodzieńcza burzliwość i beztroska zabawa, co staje się kontrapunktem dla dramatycznego finału. Jednocześnie należy zaznaczyć, że dyrygent zadbał o właściwe proporcje brzmienia co pozwoliło solistom na swobodne i naturalne prowadzenie głosu.

                                                                     Adam Czopek