Przegląd nowości

"Mireille" w Opéra National de Paris

Opublikowano: środa, 07, październik 2009 02:00

W 1854 roku młody francuski poeta Frédéric Mistral założył wraz z innymi zaprzyjaźnionymi poetami stowarzyszenie literackie "Félibrigé" stawiające sobie za punkt honoru ochronę i wzbogacanie języka i kultury drogiej ich sercu Prowansji. Manifestem powstałej w ten sposób grupy stał się napisany pięć lat później przez Mistrala poemat epicki Mirèio (Mireille), uważany jeszcze i dzisiaj przez mieszkańców południa Francji za kwintesencję prowansalskiej kultury, tradycji, języka i obyczajów. ów poemat wzbudził wielki entuzjazm Charles'a Gounoda, który postanowił napisać na jego podstawie operę i w tym celu powierzył zredagowanie libretta Michelowi Carré. Powiedzmy od razu, iż ten ostatni wywiązał się ze swego zadania sumiennie, ale bez polotu, trzymał się bowiem tak kurczowo poetyckiego przecież tekstu Mistrala, że nie udało mu się zbudować ciekawej z dramaturgicznego punktu widzenia i zdolnej do pobudzenia zainteresowania odbiorcy intrygi. Brakuje w niej zaskakujących punktów zwrotnych, nagłych i wzbogacających akcję wydarzeń, teatralnego nerwu, zaś przewidywalność rozwoju perypetii głównych bohaterów może widza z czasem nużyć.

 

Image
Opéra National de Paris/ Agathe Poupeney

Mamy tu bowiem do czynienia z osadzoną w położonym nad rzeką Rodan miasteczku Arles historią miłości Mireille do Vincenta, syna biednego wikliniarza Ambrożego. Przeszkodą w urzeczywistnieniu ich marzeń są Ramon, ojciec dziewczyny, i zakochany też w Mireille poskramiacz byków: Ourrias. Zrozpaczona nieprzejednanym stanowiskiem ojca dziewczyna wyrusza w pielgrzymkę do Sainte-Marie aby oddać się tam pod opiekę Matki Boskiej. Wędrówka przez rozpaloną słońcem pustynię Crau doprowadza ją jednak do skrajnego wyczerpania i ostatecznie Mireille umiera w ramionach czekającego na nią w kaplicy Vincenta.

Prapremiera nowej opery Gounoda, mająca miejsce w 1864 roku w paryskim Théâtre-Lyrique, zakończyła się bolesną klęską, która z kolei sprowokowała serię dokonywanych - często bez wiedzy autora - na libretcie poprawek i retuszy. Dopiero w 1939 roku dzięki pracującym z zaangażowaniem nad odtworzeniem pierwotnej wersji partytury Guy Ferrantowi i Henri Büsserowi, skądinad uczniowi Gounoda, Mireille odzyskała swoją oryginalną formę. Od tamtej pory pojawiała się ona regularnie z powodzeniem w paryskiej Opéra Comique, a także w innych teatrach francuskich, natomiast nigdy jeszcze nie oglądano jej na scenie Opéra National de Paris.


 

Obejmujący właśnie stanowisko dyrektora tej prestiżowej placówki Nicolas Joël, poprzednio kierujący przez wiele lat Théâtre du Capitole w Tuluzie, postanowił przy okazji inauguracji swych rządów zmienić tę sytuację i na otwarcie sezonu przedstawić nową inscenizację Mireille, wpisując ją tym samym do repertuaru czołowego teatru operowego Francji. Stała się jednak rzecz dosyć niespodziewana, gdyż to reklamowane z rozmachem wydarzenie zamieniło się w nieprzychylnie nad Sekwaną komentowaną porażkę. Pomijam już fakt, iż nie podważając słuszności rehabilitacji opery Gounoda - i to niezależnie od jej ewidentnych słabości - można sobie wyobrazić rozpoczęcie sezonu ważniejszym w dorobku sztuki lirycznej dziełem. Wszakże głównym grzechem Joëla okazało się wystawienie Mireille w jego własnej, zadziwiająco nieudanej, bo sięgającej do zakurzonej i od dziesiątków lat już porzuconej estetyki, reżyserii. Prawdą jest, że były szef Opery w Tuluzie nigdy nie zaskakiwał nowatorstwem swych świadomie tradycyjnych - chociaż pociągających elegancją i wizualną atrakcyjnością - inscenizacji, aliści chyba nikt nie podejrzewał, iż zaryzykuje on wyprawę w krainę totalnego bezguścia. Nie wiadomo przy tym czy chodzi tutaj o rodzaj źle wróżącego na przyszłość manifestu artystycznego, o prowokacyjną reakcję wobec ustępującego ze stanowiska i niezwykle kontrowersyjnego poprzednika: Gérarda Mortiera, czy po prostu o wyjątkowo nieszczęśliwy wypadek przy pracy.

Otóż wydaje się, że najlepszym sposobem na ukazanie dzieła Gounoda w jak najlepszym świetle jest nie koncentrowanie się na jego słabej konstrukcji dramatycznej i niepotrzebnym odsłanianiu niekonsekwencji librecisty, lecz raczej pokazywanie zawartej w tej operze delikatnej nostalgii i czystej poezji oraz wydobywanie z niej prowansalskich "zapachów" i klimatów. Joël poszedł jednak drogą absurdalnej dosłowności i naiwnej ilustracyjności, które dla współczesnego widza są już zupełnie nie do przyjęcia. Oto bowiem reżyser, a także współpracujący z nim Ezio Frigerio (scenografia) i Franca Squarciapino (kostiumy), odrywają Mireille od jej prowansalskiego kontekstu, a w zamian za to serwują nam kiczowate obrazki w rodzaju pokrytego łanem zboża pola, tekturowego i w dodatku niezręcznie zmontowanego tła, wiszącego nad Rodanem pocztówkowego księżyca, sztucznych kwiatów zdobiących wciągniętą na scenę kariolę czy groteskowo-dziwacznych tańców. Nie ma w tym wszystkim żadnego śladu reżyserskich koncepcji i pomysłów ani choćby próby prowadzenia jakichkolwiek działań aktorskich.


 

Wyraźnie zagubieni wokaliści robią co mogą, ale przecież widać, że nie wierzą w powodzenie całego przedsięwzięcia. Wcielająca się w Mireille Inva Mula irytuje nieustannym mizdrzeniem się do publiczności, sztucznymi minami i mechanicznym powtarzaniem doprowadzonych niemalże do karykatury gestów (wznoszenie ramion do nieba, ręka na sercu, klękanie), toteż trudno doprawdy się dziwić, że jej skądinąd ładny i na ogół poprawnie prowadzony sopran nie jest już w stanie uratować wiarygodności tytułowej postaci. Z kolei obsadzony w roli Vincenta i dysponujący delikatnie brzmiącym tenorem Charles Castronovo przechadza się po scenie z rękoma w kieszeni, a śpiewający partię Ourriasa Frank Ferrari usiłuje wywrzeć mocne wrażenie nadmiernie forsując niezbyt subtelnie wykorzystywany baryton i potrząsając z wściekłością ustawioną z boku sceny kariolą. Nieco lepiej wypadają Alain Vernhes (ojciec Mireille), Sébastien Droy (Andreloun) i Sylvie Brunet (Taven), ale paradoksalnie najciekawszy z każdego punktu widzenia występ zaprezentowała kreująca drugoplanową rolę Vincenette Anne-Catherine Gillet.

 

Image
Opéra National de Paris/ Agathe Poupeney

I nawet interpretacja stojącego na czele Orchestre de l'Opéra National de Paris Marca Minkowskiego pozostawia u słuchaczy pewne poczucie niedosytu. Wydobywa on wprawdzie z partytury Gounoda żywe barwy, blask i siłę zmiennych pejzaży dźwiękowych czy czułość fragmentów lirycznych i dynamikę scen dramatycznych, a jednak całość wykonania często razi pewną ociężałością i obieraniem nie zawsze zrozumiałych temp. A zdesperowana publiczność premierowa podsumowała ten operowy falstart w Paryżu głośnym buczeniem i manifestacją zdecydowanej dezaprobaty.

                                                                Leszek Bernat