Przegląd nowości

Wielkie śpiewanie w Nowym Sączu po raz...trzynasty

Opublikowano: czwartek, 23, kwiecień 2009 02:00

To już 15 Festiwal i 13. Konkurs Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu, który od 1985 roku firmuje swoim artystycznym autorytetem prof. Helena Łazarska. Od tego roku świętom tym towarzyszy hasło "Sztuka Wokalna Europy Środkowej" a na festiwal zjeżdżają teatry operowe z Ostrawy, Bańskiej Bystrzycy, Koszyc, Berlina, Debreczyna, Bytomia i Krakowa aby zaprezentować publiczności 7 oper w tym m.in. takie dzieła jak: Łucja z Lammermoor, Rusałka, Bal maskowy, Cyganeria czy Halka.

Do Konkursu stanęło w tym roku 65 kandydatów z 13 krajów świata aby przedstawić swoje umiejętności międzynarodowemu Jury, w składzie którego znajdujemy wspaniałego włoskiego artystę Giuseppe Giacominiego, legendę wokalistyki XX wieku. Jest też Eva Blahova ze Słowacji, Vlatka Orsanicz z Chorwacji - Słowenii i Menno Feenstra - dyrektor artystyczny Opery Królewskiej w Sztokholmie. Naszą wokalistykę reprezentują: Bożena Harasimowicz, Agnieszka Monasterska, Jerzy Knetig, Bogdan Makal, Włodzimierz Zalewski oraz przewodnicząca tego składu - Helena Łazarska. W finałowym etapie dojdą jeszcze dyrektorzy polskich teatrów operowych Gliwic, Lublina, Łodzi, Szczecina, Poznania, Bytomia, Warszawy i Krakowa.

Młodzi wokaliści przygotowali swój program zakreślony tylko tym aby nie zapomnieli o Mozarcie, o polskim repertuarze oraz o utworze współczesnym, z czym są duże problemy bo kandydaci bardzo po swojemu rozumieją współczesność i do tej części repertuaru chętnie wrzuciliby jeszcze np. jakąś dodatkową arię z oper np. Mascagniego, czy Saint Saensa wykorzystując to, że tworzyli jeszcze w XX wieku. W pierwszym i drugim etapie kandydaci śpiewają po 3 pozycje choć w drugim etapie Jury, w przeddzień, dokonuje wyboru z szerszego repertuaru. Do II etapu dopuszczono aż 25 kandydatów, już tylko z 7 krajów, w tym osiemnaścioro Polaków a do trzeciego - aż dziesięcioro, z ośmiorgiem naszych wokalistów.

Konkursy rządzą się swoimi prawami, karty rozdaje wyłącznie Jury, i jak to się mówi niezbadane są ich wyroki. Trzy tygodnie temu dostąpiłem zaszczytu jurorowania na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Haliny Halskiej-Fijałkowskiej we Wrocławiu i doświadczyłem czegoś niesamowitego, że ci śpiewacy, na których głosowałem przechodzili do kolejnych etapów, zdobyli tytułu laureatów, czy w końcu wygrali konkurs. W Nowym Sączu jest inaczej, nie po raz pierwszy zresztą, bo następują tu werdykty - nie tylko dla mnie -nie zawsze spodziewane, co oczywiście nie oznacza, że są to złe werdykty, ale, że się tak wyrażę: są mniej zgodne z opinią publiczności. Mamy tu w Jury grono znakomitych śpiewaków, pedagogów, dyrektorów oper i różnie mogą rozkładać się akcenty, różne mogą być estetyki, oczekiwania, i to trzeba uznać. Niewykluczone, że III etap potwierdzi opinię Jury, natomiast przed finałem wywołuje kontrowersje i stawia znaki zapytania.


Po pierwsze w gronie finalistów zabrakło 2-3 zdecydowanie dobrych czy nawet bardzo dobrych śpiewaków, może nawet i indywidualności, choć nie zawsze bezdyskusyjnych (nie oznacza to, że wśród tych zakwalifikowanych nie ma takowych). Jeśli jednak ich kosztem znalazło się w finale tyleż samo trochę nijakich i trochę bezbarwnych wokalistów, którzy może i nieźle śpiewają ale niewiele z tego śpiewania wynika - to już nie jest w porządku. Konkrety? Brakuje mi Aleksandry Resztik i Justyny Samborskiej, w mniejszym stopniu Piotra Płuski i Artura Rożka. Mimo różnych mankamentów - śpiewali bardzo dobrze.

Image

Trochę skomplikowała się sytuacja po dwóch etapach bo z grona tych bezdyskusyjnie najlepszych została już tylko jedna. To ta, która otwiera katalog, przedstawicielka Słowenii - Urska Arlic Gololicic, nb. studentka jednej z zagranicznych jurorek, której mogło zabraknąć w finale bo II etap prześpiewała z głosem, który odmówił posłuszeństwa. Gdyby się więc nie znalazła w finale, wszyscy tę decyzje rozumieliby, bo słyszeliśmy co się działo. Jednak gdyby została wyeliminowana, nie byłoby czołowej śpiewaczki konkursu i... koło się zamyka. Niełatwe są decyzje Jury, też musimy to rozumieć bo przede wszystkim chodzi o jedno: o Konkurs, i o poziom jego laureatów...


W gronie najlepszych jest też Litwin Liudas Mikalauskas, który 2 lata temu wygrał Międzynarodowy Konkurs im. A. Didura w Bytomiu. Dziś śpiewa równie przejmująco, we środę, jak najbardziej zasłużenie, wygrał konkurs pieśni (który jest częścią dużego Konkursu), fantastycznie interpretując kilka Pieśni i tańców śmierci Musorgskiego, przy znakomitym współudziale wyróżnionej za to pianistki Audrone Eitmanavicziute. Tyle tylko, że - co jest tu prawdziwą zmorą - głos jego, jak i wielu innych śpiewaków, drży jak osika, choć akurat nie o strach tu chodzi a o tzw. groszek czy ładniej to nazywając - wibrację. Swoją drogą, nie mam pojęcia, dlaczego pedagodzy nie mogą sobie z tym problemem u swoich uczniów poradzić... To bardzo doskwierający mankament, który staram się piętnować gdzie można, bo nie ma, i nie powinno być sztuki śpiewu... z grochem, jak nazwałem to danie w jednej z recenzji, jakie zamieszczane są tu na stronie internetowej konkursu (www.adasari.pl).

Mamy więc dwoje wybijających się najszczególniej śpiewaków, tak się składa, że zagranicznych a z pozostałych, Polaków, chyba tylko jeden - moim zdaniem - może konkurować z wymienionymi wcześniej, to Szymon Komasa, bezsprzecznie duża indywidualność, silna osobowość, nb.wygrał on wspomniany przeze mnie wcześniej niedawny Konkurs we Wrocławiu choć zdaję sobie sprawę i z jego mankamentów. Inna sprawa, jak przebiegnie jego konfrontacja z orkiestrą bo z kolei niektórzy jego polscy rywale mają chyba silniejsze i większe głosy. Ciekawe to wszystko...

Z kronikarskiego obowiązku podaję, że wśród pozostałych Polaków znajdujemy, w kolejności alfabetycznej: Piotra Hruszwickiego, Ilonę Krzywicką, Izabelę Matułę, Jarosława Mielniczuka, Łukasza Motkowicza, Michała Partykę i Annę Wilk.

W piątek, 24 kwietnia, finał, podczas którego wiele może się jeszcze zdarzyć, także dobrego. Tym bardziej jest to ważny etap, bo dziesięcioro finalistów będzie śpiewać z Orkiestrą Opery Krakowskiej pod dyrekcją Tomasza Tokarczyka. A jaka to niebotycznie trudna próba przekonali się finaliści I Konkursu Wokalnego im. rodzeństwa Reszke w Częstochowie, sprzed miesiąca, spośród których tylko dwie Panie, zresztą najlepsze - z grona sześciorga laureatów - dały radę orkiestrze - a panowie nie potrafili skorzystać z tej szansy pokonania orkiestry w tym bardzo nierównym pojedynku. Zobaczymy, jak będzie w Nowym Sączu...

                                                                                   Adam Rozlach