Przegląd nowości

Koncertowa wersja "Roberto Devereux" Donizettiego w Opéra de Marseille

Opublikowano: wtorek, 29, listopad 2011 01:00

Trzyaktowa opera seria Roberto Devereux Gaetano Donizettiego, wykreowana w neapolitańskim Teatro San Carlo w 1837 roku, powstała dziewiętnaście lat po pierwszym dziele tego kompozytora: Enrico di Borgogna, pokazanym w weneckim teatrze San Luca w 1818 roku. W międzyczasie zdążył on napisać około pięćdziesięciu pozycji, z których do najsłynniejszych należą Anna Bolena, Napój miłosny, Lucrezia Borgia, Maria Stuarda i Łucja z Lammermooru.

Image

Przeznaczony ponownie dla Neapolu Roberto Devereux, z librettem Salvatore Cammarano - który inspirował się Histoire secrète des amours d'Elisabeth et du comte d'Essex Jacques'a Arsène'a des Maisons, dramatem Elisabeth d'Angleterre François Ancelota oraz librettem napisanym przez Felice Romaniego do melodramatu Saverio Mercadante - powstawał w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach związanych ze śmiercią rodziców Donizettiego, a także jego córki i żony Virginii.

Image

Rzeczona opera została zgodnie z ówczesną modą osadzona w historycznym kontekście szesnastowiecznej Anglii i opowiada o losach hrabiego Essex, faworyta królowej Elżbiety I, który oskarżony o zdradę stanu za poparcie irlandzkiej rebelii, a dodatkowo podejrzany przez monarchinię o niewierność, zostaje skazany na karę śmierci. Jest jeszcze kochająca hrabiego Sara, czyli księżna Nottingham, i jej oszalały z zazdrości mąż. Główną postacią jest tutaj jednak zdecydowanie Elżbieta, a jeżeli Donizetti wybrał inny tytuł opery, to prawdopodobnie dlatego, żeby uniknąć mylenia jej z zatytułowaną już imieniem tej królowej operą Rossiniego, wykreowaną w tym samym teatrze dwadzieścia dwa lata wcześniej.


Roberto Devereux jest typowym przykładem włoskiej opery historycznej z XIX wieku, choć przedstawione w libretcie wydarzenia i charaktery mijają się znacznie ze znaną z przekazów rzeczywistością.  Warto zresztą podkreślić, że kompozytor nie tylko odmalowuje w tej operze stany ducha bohaterów - co do tej pory było przecież popularnym zabiegiem - ale także ukazuje tych ostatnich we wpływającym na ich życie kontekście polityczno-historycznym, koncentrując się przede wszystkim na tragicznych losach połączonej pierwotnie więzami przyjaźni czwórki protagonistów.

Image

W tak zaplanowanej konstrukcji dramaturgicznej zarówno drugoplanowe, mało istotne postaci, jak i bardzo rzadko interweniujący chór, nie odgrywają praktycznie żadnej interesującej odbiorcę roli. Na zintensyfikowanie dramatu wpływa zaś jeszcze ograniczenie do minimum miejsc akcji, która rozgrywa się jedynie w galerii pałacu Westminsteru, apartamentach księżnej Nottingham i usytuowanej w londyńskiej wieży celi Roberta, oczekującego na fatalny moment wykonania wyroku. I tak oto ta praktycznie ostatnia już w twórczości Gaetano Donizettiego opera seria jawi się nam jako wysoce oryginalne i nietypowe dzieło, za pomocą którego włoski kompozytor ujawnił swój nieprzeciętny temperament dramaturgiczny i zdolność wniesienia cennego wkładu do odnowienia gatunku lirycznego.

Image

Dziwić zatem może fakt, że ta ciesząca się natychmiastowym i twałym sukcesem opera wciąż jeszcze za rzadko pojawia się w bieżącym repertuarze teatrów, których pewną nieśmiałość w sięganiu po tę ze wszech miar interesującą partyturę można wytłumaczyć tylko cechującymi ją niezwykle wygórowanymi wymaganiami wokalnymi. Dobrze się zatem stało, że Roberto Devereux pojawił się teraz w Operze w Marsylii, wprawdzie w wersji koncertowej, ale przecież, ze względu na opisaną wyżej charakterystykę dzieła, w niczym nie umniejsza to rangi owego wydarzenia artystycznego, a wręcz przeciwnie, pozwala w może jeszcze pełniejszy sposób delektować się jego bogatą warstwą muzyczną. Tym bardziej, że kierujący placówką w Marsylii Maurice Xiberras postarał się o skompletowanie do tej realizacji możliwie jak najlepszej obsady wykonawczej.


Na jej czele stoi ciesząca się zasłużenie międzynarodową sławą - wszakże paradoksalnie francuskiej publiczności operowej praktycznie nieznana - włoska sopranistka Mariella Devia, mająca w swoim ogromnym dorobku najważniejsze role bel canta, występująca na najbardziej prestiżowych scenach świata i utrzymująca nieprawdopodobną formę wokalną, jakby niezależnie od nie najmłodszego już wieku. Łatwość wokalizowania, plastyczność frazy, duża ekspresja i dramatyczny nerw pozwalają tej przykuwającej uwagę ciekawą osobowością sceniczną artystce przekonująco budować postać królowej Elżbiety i ukazać ewolucję jej miłosnych pasji - od pełnej oddania namiętności do podszytej nienawiścią zazdrości - siłą powstrzymywanych wobec presji społecznych konwencji.

Image

Godnym partnerem Devii jest kreujący rolę tytułową Stefano Secco, tenor dysponujący wrażliwym, sugestywnym i urokliwym głosem o jasnym i świeżym brzmieniu. Z entuzjastycznym przyjęciem publiczności spotkał się też występ Fabio Marii Capitanucciego - śpiewającego partię hrabiego Nottingham - którego nasycony, gęsty i nośny baryton w połączeniu z nieposkromionym temperamentem scenicznym złożyły się na frapującą kreację. W roli jego małżonki Sary zaprezentowała się doskonale już w Marsylii znana francuska mezzosopranistka Béatrice Uria-Monzon.

Image

W porywającym wykonaniu owej czwórki solistów takie epizody jak duet Roberta i Nottinghama z końca II aktu, solo Roberta w więziennej celi czy tragiczna aria finałowa Elżbiety : "Vivi, ingrato" na pewno pozostaną na długo w pamięci zachwyconych słuchaczy. Wreszcie specjalne słowa uznania należą się stojącemu na czele znajdującej się w doskonałej formie Orchestre de l'Opéra de Marseille Alainowi Guingalowi, dyrygentowi potrafiącemu bezbłędnie utrzymać synchronizację planów dramatu i muzyki, nakreślać pełne pastelowych odcieni obrazy liryczne, prowadzić pulsującą wewnętrznym nerwem narrację muzyczną. Dzięki jego pełnej zaangażowania interpretacji możemy podziwiać talent Donizettiego w zakresie takiego wykorzystywania barw orkiestrowych i doboru konkretnych instrumentów do wykonywania partii solo, aby służyło to do poszerzania środków ekspresji. Doprawdy należy życzyć temu dziełu częstszej obecności na scenach naszych teatrów lirycznych.

                                                                                            Leszek Bernat