Przegląd nowości

"Legenda Bałtyku" koncertowo

Opublikowano: piątek, 23, wrzesień 2011 02:00

Sporym wydarzeniem w życiu muzycznym było koncertowe wykonanie opery Feliksa Nowowiejskiego, której na polskich scenach nie  słyszano od lat 36, a na płytach nie było jej nigdy. Łukasz Borowicz postanowił więc przypomnieć to ciekawe dzieło, dokonać transmisji radiowej i zarejestrować utwór do wydania płytowego. Już choćby te fakty każą spojrzeć na przedsięwzięcie z wielkim uznaniem. Do wykonania opery zaproszono znakomitych artystów i z pewnością śpiewacy  obsadzeni w 6 głównych rolach nie zawiedli. Można mieć nieco pretensji do dyrygenta za zbyt masywne poprowadzenie orkiestry, która w wielu momentach zagłuszała solistów i nieczytelnym uczyniła podawany przez nich tekst. Myślę jednak, że dzięki pracy reżyserów dźwięku te niedoskonałości żywego koncertu w studiu zostały naprawione zarówno w transmisji radiowej jak i nagraniu.

Image

Warto poświęcić uwagę solistom. Czołową rolę męską Domana powierzono dobremu tenorowi ze Lwowa Pavlo Tolstoyowi, który dzielnie pokonywał trudności partytury, choć w popisowej arii Czy ty mnie kochasz wybrał mniej efektowną wersję omijającą kilka wysokich tonów. Jego partnerka Bogna doczekała się interpretacji Ewy Biegas, której sopran brzmiał mocno, ale miejscami miał zbyt ostrą barwę, przez co tracił szlachetność. Pięknie wykonała rolę Swatawy Agnieszka Makówka, której ciepły mezzosopran brzmiał jak zwykle bez zarzutu. Szkoda, że jej partia była mniej okazała od Bogny. Spośród pozostałych wykonawców męskich na spore uznanie zasługiwał młody baryton Michał Partyka w roli Tomira, mniej natomiast imponujący głosowo okazał się kreujący rolę "czarnego charakteru" - Lubora Robert Gierlach.


Do tej partii przydałby się prawdziwy baryton dramatyczny. Wreszcie bas Aleksandra Teligi, mocny i "zawiesisty" brzmiał zbyt charakterystycznie, artysta śpiewał lekko ociągając. Partia Mestwina obfitowała w liczne "doły", które znany śpiewak atakował odważnie, choć nie zawsze czysto. Bardzo miłą niespodziankę sprawił natomiast odzywający się "głos z chóru" - tenor Tomasz Warmijak, który kreował rolę Sambora. Trzeba wśród wykonawców wymienić również Chór Filharmonii Narodowej jak zwykle bardzo dobrze przygotowany. Jednak z w tej pompatycznej muzyce (szczególnie w finale) zabrakło sopranom bogatego i pięknego wolumenu. Wysokie tony były  cienkie i piskliwe, a opera Nowowiejskiego w wielu miejscach wymagała śpiewania na pełnym forte, które powinno zrównoważyć bogatą instrumentację.

Image

W sumie jednak wykonanie opery Legenda Bałtyku trzeba uznać za udane. Fakt, że był to koncert, a nie przedstawienie sceniczne, nie raził, bowiem utwór nosi cechy oratorium. Chór nie pełni tu roli dramatycznej, raczej powtarza, jak w kompozycjach sakralnych, słowa solistów. Długie sceny, w których akcja posuwa się do przodu, są wykreowane w partyturze orkiestry, np. efektowna i bardzo głośna scena Nocy Sobótkowej i obrzędów przy posągu Dziedzilli. W realizacji opery równoważną rolę spełniała więc Polska Orkiestra Radiowa pod batutą Łukasza Borowicza, któremu należą się gratulacje z okazji tak udanego rozpoczęcia kolejnego sezonu koncertowego POR.

                                                                               Joanna Tumiłowicz