Widma w pracowni to tytuł malarskiego cyklu Piotra Stachiewicza, do którego autorskie przedstawienie Wiesława Hołdysa nawiązuje już pierwszym członem swojego Widma atelier, z dookreśleniem Etiuda romantyczna (czyżby aluzja do Rewolucyjnej, skoro na oprawę muzyczną w znacznej mierze składają się szopenowskie miniatury, choć akurat bez tej jednej?).
Ożywają w nim upiory i alegorie z narodowego imaginarium, z tego dwa wprost z kartonów wspomnianego malarza: autotematyczny skoro wciąż szkicujący trefniś czyli Ironia (Bartłomiej Zdeb) oraz w jednej postaci Muza i Zwątpienie (Le Furia Gigier), we mnie budząca skojarzenie z wieszczką Deotymą, choć jej wiersze nie zostały wykorzystane w przedstawieniu. Dołączają do nich prawdopodobny uczestnik rabacji, którego atrybutem jest nóż (Jan Mancewicz), który w pierwszych słowach napomyka o „zarżynaniu”, oraz mężczyzna w czarnym mundurze i z pistoletem (Jacek Milczanowski).
Włamują się do opuszczonego magazynu malarskich i teatralnych rekwizytów, nie tylko Stachiewicza, ale i Cricoteki, na którą wskazywałaby wspomniana postać z pistoletem, a także mechanicznie powtarzane gesty i pozy, w których zastała ich i na zawsze unieruchomiła śmierć. Ta ze Stachiewicza, będąca zarazem Pocieszeniem, nie zostaje wszakże tym razem przywołana. Zawarty w podtytule romantyzm sprawia, że obowiązkowo dołączają wątki martyrologiczne, między innymi związane z syberyjskimi minami.
Wspomina się postać Waleriana Łukasińskiego, polskiego Prometeusza. Przywołane zostają między innymi patriotyczne wiersze Rajnolda Suchodolskiego, w tym słynny Moskalik, do którego w naszych czasach nawiązała Wisława Szymborska, tworząc nowy, parodystyczny gatunek poetycki. Od czasu do czasu postacie zastygają w patetycznych pozach jakby żywcem zdjętych z patriotycznych kartonów Artura Grottgera, gdyby nie błazeński sztandar i zdegradowana rzeczywistość na nie się składające.
Ale czego innego oczekiwać, skoro wdał się w to Stańczyk i to on właśnie je komponuje? Mocną stroną przedstawień Hołdysa jest ich scenografia, w tym kostiumy, których autorka Monika Gigier jest zarazem odtwórczynią jedynej postaci kobiecej. Do pewnego stopnia wręcz malownicze w swym turpizmie. A także oprawa muzyczna, odwołująca się do mechanicznie odtwarzanych nagrań, ale ponadto współtworzona przez fizycznie obecnego kontrabasistę Michała Braszaka oraz dochodzące z zaplecza dźwięki rozstrojonego pianina i uderzeń jego młoteczków o opuszczoną pokrywę (Alicja Margolin), co przydaje akcji odrealniony charakter.
Lesław Czapliński