Przegląd nowości

Próba generalna przed pogrzebem

Opublikowano: poniedziałek, 25, grudzień 2023 06:58

Z tym starym przeświadczeniem teatralnym jechałem do Łodzi, gdzie we wtorek 8 grudnia zaplanowano wznowienie Don Carlosa Verdiego, poprzedzone spotkaniem z przyjaciółmi i publicznością w sali kameralnej Teatru Wielkiego. Aby przypomnieć ile mam lat, wydrukowano elegancką wkładkę do programu z unikalnym zestawem fotografii Chwalisława Zielińskiego, bez którego wieloletniej, dotąd nie wynagrodzonej należycie służby dla sztuki operowej, mnóstwo łódzkich dokonań, wydarzeń i postaci poszłoby w zapomnienie.

 

Wszystko to wymyślił Marcin Nałęcz-Niesiołowski, nowy dyrektor Teatru Wielkiego, bodaj jedenasty od mojego odejścia z tego Teatru (1991). Jego poczynaniom przyglądam się niezmiennie z nadzieją i sympatią. Jest jedynym znanym mi dyrygentem z dyplomem śpiewaka, niezwykle kompetentnym przy pulpicie dyrygenckim, dzielnym w zmaganiach z kierowaniem teatrem, ale pechowym, choć skutecznym – jak dotąd – w wykonywaniu swych obowiązków w Białymstoku i Wrocławiu. W Łodzi ponoć też „ma pod górkę” o czym kiedyś napiszę, jeśli trzeba będzie mu pomóc. Zrobię to nie tylko dlatego, że wyprawił mi teatralne urodziny, ale z solidarności dla trudnych, dyrekcyjnych poczynań i w trosce o losy łódzkiej świątyni operowej, dla której Opatrzność nie była zbyt łaskawa, zsyłając na nią kolejnych po mnie dyrektorów.

 

Spotkanie przed spektaklem było serdeczne, pełne wspomnień i komplementów dla mojej łódzkiej przeszłości i cennym dla mnie stwierdzeniem, że wytrzymałem w Łodzi na tym stanowisku aż 10 sezonów, co jest dotychczas nie pobitym rekordem. Więcej – o czym opowiadałem wzruszony – moje łódzkie dziesięciolecie uważam za najbardziej owocne z moich ponad czterdziestoletnich zmagań w kierowaniu teatrami operowymi również Wrocławia, Warszawy i Poznania. W tym ostatnim mieście, gdzie począwszy od Towarzystwa Przyjaciół Opery, Jeunesses Musicales, Polskiego Radia, Gazety poznańskiej, Tygodnika Nurt, Estrady Poznańskiej, Polskiego Teatru Tańca i Teatru Wielkiego, spędziłem ponad połowę swego bogatego życia zawodowego, ale nikt mi oficjalnie nie złożył życzeń urodzinowych.

 

Zrobili to tylko przyjaciele i współpracownicy na wystawnym bankiecie we wspaniałej restauracji Concordia, gdzie gospodarzami byli Anna i Piotr Voelkelowie, a uroczy program artystyczny zaaranżował dyr. Przemysław Kieliszewski. Ilość prezentów jakie otrzymałem była tak wielka, że nie będę mógł wytrzeźwieć aż do pogrzebu. Zamierzam jednak żyć jeszcze długo i po drodze przeżyję zapewne jeszcze wiele prób generalnych. 


Dedykowany mi urodzinowy łódzki spektakl Don Carlosa wywarł na mnie niezapomniane wrażenie. Stało się tak za sprawą Antoniego Wita, który tego wieczoru zadebiutował, prowadząc po raz pierwszy w życiu to jakże wybitne dzieło Giuseppe Verdiego. Antoni – nie ukrywając, że jesteśmy rówieśnikami – udowodnił, że debiutować można zawsze nawet mając lat 80. W swej wspaniałej karierze repertuarem operowym dyrygował jednak niezbyt często. Zapewne dzięki temu zachował szczególny kult, respekt i pieczołowitość dla sztuki lirycznej oraz współpracy z artystami operowymi. Moim marzeniem jest, aby kiedyś przyjął propozycję przygotowania dla Łodzi Tristana i Izoldy Wagnera, jeśli oczywiście zaproponuje to dyr. Nałęcz-Niesiołowski, który nie tylko promuje młodych dyrygentów, ale nie obawia się stawiać obok siebie dojrzałych, wybitnych mistrzów batuty.

 

Poziom wokalny i muzyczny dedykowanego mi Don Carlosa świadczy, że jest w Łodzi orkiestra i śpiewacy mogący wykonać to wagnerowskie arcydzieło. Na czele obsady stawiam basa Wołodymyra Pankiva, wykształconego w uczelniach muzycznych Lwowa i Krakowa. Jego kreacja króla Filipa II może z sukcesem być prezentowana na największych scenach operowych. Dojrzałym liryzmem sopranu, urodą głosu i popisowymi piano błyszczała Anna Wierzbicka w roli królowej Elżbiety. Tenor Dominik Sutowicz (Don Carlos) i baryton Łukasz Motkowicz (Posa) oraz Agnieszka Makówka (Eboli), to głosy piękne z perspektywą śpiewania repertuaru wagnerowskiego, jako że w Don Carlosie, ich solidne brzmienie miejscowo konkurowało z subtelnościami kantyleny. Robert Ulatowski (Inkwizytor) i Rafał Pikała (Mnich) dobrze świadczyli o jakości solistów śpiewających repertuar basowy. Grupa posłów flandryjskich złożona została aż z sześciu barytonów – studentów Akademii Muzycznej (zwykle śpiewa ich czterech), co dowodzi bogactwa narybku wokalnego Akademii Muzycznej w Łodzi.

Moja urodzinowa podróż była wcale udaną próbą generalną przed uroczystościami, które będę odkładał – przyrzekam - najdalej, jak to tylko możliwe. Otoczony łódzkimi melomanami zasypywany byłem pytaniami, czy nie powróciłbym do comiesięcznych Łódzkich Warsztatów Operowych.

 

Tak, ale tylko wtedy, gdy obecny dyrektor uwierzy, że stanowią one najlepszą – jakże potrzebną obecnie – formę promocji Teatru Wielkiego oraz jego artystów, a Marcin Nałęcz- Niesiołowski zaprogramuje i poprowadzi je razem ze mną.

                                                               Sławomir Pietras