Przegląd nowości

To jest teatr w zupełnie ekspresjonistycznym stylu

Opublikowano: poniedziałek, 29, maj 2023 22:45

Urodzony w Berlinie reżyser pochodzenia tureckiego Ersan Aygün, działający zawodowo pod pseudonimem Mondtag, będącym dosłownym przekładem nazwiska, kluczem do swojej inscenizacji Opery za trzy grosze Bertolda Brechta z muzyką Kurta Weilla w Starym Teatrze w Krakowie uczynił estetykę niemieckiego ekspresjonizmu, kierunku dominującego w sztuce lat dwudziestych ubiegłego stulecia, kiedy powstało to dzieło.

 

Opera za trzy grosze 1

 

A więc przedstawienie w przeważającej mierze utrzymane jest w monochromatycznej, czarno-białej tonacji (poza kilkoma przypadkami, gdy scena skąpana zostaje w purpurowej, krwawej poświacie), a postacie mają trupio blade, uszminkowane twarze, z zarysowanymi na ich tle ciemnymi konturami. W ten sposób do pewnego stopnia zlewają się w jedno z dekoracjami i powstaje złudzenie malarskiej płaskości. Wszystko to nadaje im upiorny, nieludzki charakter, jak przystało na przestępcze środowisko akcji dwóch londyńskich gangów: żebraków Jonathana Peachuma i włamywaczy Mackie Majchra.

 

Opera za trzy grosze 2

 

Zarazem koresponduje z nazwiskiem twórcy przedstawienia, oznaczającym „księżycowy dzień”. Czyżby określiło ono jego wrażliwość i sprawiło, że szczególnie bliski jest mu świat mroku (większa część akcji dzieje się w nocy, której klimat przejawia się w złowieszczym pohukiwaniu sów, rozlegającym się także podczas antraktów), przemocy i zbrodni? W sensie dosłownym, skoro na początku pierwszego aktu mamy do czynienia z wizją pracującej na pełnych obrotach wytwórni Peachuma (towarzyszy temu w tle konstruktywistyczna, ruchoma maszyneria), nie aniołków, ale kalek, pozbawianych kończyn dla uwiarygodnienia uprawianego przez nich procederu. Z kolei jako swoista ilustracja duetu Mackie Majchra i Browna o ich pobycie w skolonizowanych Indiach, pojawia się para (Piotr Mateusz Wach i Kinga Verena Jeż), niczym w bagdadzkim więzieniu Abu Gurajb, w kapturach na głowach i w samej bieliźnie, z której zostaje odarta, a następnie zostają im poderżnięte gardła. 


Powróci obnażona w kolejnym akcie i znów padnie bez życia, a w ostatnim zjawi się na szafocie, pod szubienicą przygotowaną do egzekucji Mackie Majchra. Nadzy, kobieta i mężczyzna, stają się alegoriami niewinności bezbronnych jednostek w zderzeniu z systemami zinstytucjonalizowanej przemocy, uprzedmiotowionej w mundurach (Brown, komendant londyńskiej policji, Konstabl), do których reżyser dodaje te pochodzące z faszystowskich Włoch (klient lupanaru Jenny podczas jej songu).

 

Opera za trzy grosze 3

 

Ostatnio Mondtag prawie wyłącznie zajmuje się utworami romantycznymi i ekspresjonistycznymi z gatunku grozy, inscenizując głównie opery: Wolnego strzelca Carla Marii Webera, Wampira Heinricha Marschnera, Antychrysta Rueda Langgaarda, Kowala z Gandawy Franza Schrekera. Czyni go to szczególnie powołanym do zmierzenia się z hybrydową materią Opery za trzy grosze, jedynie pod względem fabularnym nawiązującą do Opery żebraczej Johna Gaya i Johanna Christopha Pepuscha, pod muzycznym zaś do tradycji niemieckiego singspielu, z uwzględnieniem praktyki kabaretowej lat dwudziestych ubiegłego wieku. 

 

Opera za trzy grosze 4

 

Stawia to przed wykonawcami znaczne wymagania w zakresie łączenia zadań aktorskich z wokalnymi (kier. muz. Justyna Skoczek). Pod tym względem na pierwszy plan wysunęła się Małgorzata Walenda, odtwórczyni roli Lucy Brown. Wyróżnia się nie tylko dobrze ustawionym głosem, zdolnym płynnie poprowadzić wokalizę na miarę opery i to bynajmniej nie za trzy grosze, ale i znakomicie opanowaną dykcją i znacznym temperamentem scenicznym. Na przeciwległym biegunie plasuje się jej rywalka o względy Mackie Majchra - Polly Peachum. Pełny profesjonalizm aktorski i wokalny reprezentuje Dorota Segda jako w jej wydaniu dystyngowana, wspomniana burdelmama Jenny. Dzieli go z Anną Radwan w roli Celii Peachum, mającą za sobą doświadczenie z występów w Operze mleczana Stanisława Radwana. Spośród męskiej części obsady na słowa uznania zasłużył Przemysław Przestrzejski jako Mackie Majcher. 


Spójność przedstawieniu zapewnia fakt, że jego autor jest totalnym artystą, łączącym kompetencje reżysera, scenografa i choreografa. W pierwszym akcie wszakże wkradała się jeszcze pewna drętwota (scena wesela Polly i Mackiego), tak że dialogi szeleściły papierem jakby aktorzy wewnętrznie pozostawali do nich nieprzekonanymi, wypowiadając tekst czysto mechanicznie, co można by wiązać ze wspomnianym założeniem sztuczności świata przedstawionego. Chyba jednak nie było to zamierzone, skoro po pierwszej przerwie następuje ożywienie akcji, ale, jak może być inaczej, jeśli z Mackiem trafiamy do zamku z dziwnymi figurami klientów, urzeczywistniających swoje fantazje (poskramianego czy mnicha?).

 

Opera za trzy grosze 5

 

Reżyser w dużym stopniu odwołuje się do inscenizacyjnych atrakcji. Duetowi Polly i Mackiego towarzyszy prószący śnieg, od czasu do czasu snują się dymy, należące do stałych „indegrediencji” współczesnego teatru. Do nich przyjdzie też zaliczyć dekoracyjny męski akt na początku drugiej części w wykonaniu modela ze wspomnianej pary. Ostatnia jednak atrakcja zarezerwowana została na finał.

 

Opera za trzy grosze 6

 

Zakończenie Brechta opiera się na znanym z teatru antycznego efekcie deus ex machina czy ratunku w ostatniej chwili z wczesnych oper romantycznych (np. Beethovenowski Fidelio), a więc nadchodzącym na czas ułaskawieniu, co podobno w życiu danym było doświadczyć Fiodorowi Dostojewskiemu. W omawianym przedstawieniu zamiast Gońca zjawia się bowiem królowa we własnej osobie pod postacią Elżbiety II (Beata Malczewska). Zrazu zasiada na tronie, ale niebawem trafi na szafot. Ersana Mondtaga interpretacja politycznego teatru Brechta o jednoznacznie lewicowym i antykapitalistycznym profilu wydobywa z niego dodatkowe treści anarchistyczne, skierowane przeciwko wszelkim represyjnym systemom oraz instytucjom, starającym się zniewolić i eksploatować całe wspólnoty jak to dzieje się w nabierającej proroczych znamion ekspresjonistycznej antyutopii filmowej Metropolis Fritza Langa. Dawno już nie wychodziłem z teatru tak usatysfakcjonowany, a nie znużony i znudzony.

                                                               Lesław Czapliński